Wieńcząca festiwal, internetowa część 22. Nowych Horyzontów dobiega właśnie końca. Z tej okazji dzielimy się najlepszymi filmami, które udało nam się obejrzeć podczas tegorocznej edycji – zarówno stacjonarnie, jak i online.
1. Pacifiticion – zdecydowanie mój ulubiony z dotychczasowych filmów Alberta Serry. Jak to już zwykle bywa u Katalończyka: wizualnie oszałamiający. Reżyser wyciska z wysp polinezyjskich tyle, ile się da. Filmuje swoich bohaterów przede wszystkim w planach pełnych i totalnych, sporą część przestrzeni kadrowej oddając wspaniałej, lokalnej florze. W przeciwieństwie do poprzednich (wymagających percepcyjnie) projektów Serry tutaj uwaga widza podtrzymywana jest dodatkowo za pomocą charyzmatycznego protagonisty – stylizowanego na Herzogowskiego Fitzzcaralda, Wielkiego Komisarza De Rollera – oraz drugoplanowej intrygi polityczno-kryminalnej, związanej z przeprowadzanymi na wyspach próbach nuklearnych. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi w kontekście blisko 3-godzinnego metrażu, bardziej przystępnego dzieła autora Śmierci Ludwika XIV nie znajdziecie.
2. Do piątku, Robinsonie – zasłużony zwycięzca tegorocznego Grand Prix Nowych Horyzontów. Osią narracyjną jest tu epistolarna wymiana pomiędzy dwoma nestorami kina – Ebrahimem Golestanem oraz Jean-Lukiem Godardem. Inicjatorką tego niezwykłego, obfitującego w humor oraz intelektualne zagadki dialogu była Mita Fahrani – reżyserka dokumentu, pełniąca funkcję posłańca, krążącego z kamerą między Sussex a Genewą. Do piątku, Robinsonie zachwyca przede wszystkim jako czuły portret starych mistrzów, często filmowanych w prozaicznych, codziennych sytuacjach. Zapewniam, że w żadnym innym filmie nie zobaczycie Godarda, który prasuje koszule, bawi się z kotem na podwórku i ogląda piłkę nożną w telewizji.
3. Flux Gourmet – jeden z najciekawszych oraz najzabawniejszych filmów w twórczości Petera Stricklanda. Osadzony w świecie kulinarno-dźwiękowego peformance’u, z jednej strony strony stanowi satyrę, biorącą sobie na cel to specyficzne środowisko (skądinąd, znane Stricklandowi od podszewki), z drugiej zaś – empatyczny, uniwersalny kolaż różnych podejść do uprawiania sztuki, reprezentowanych przez kolektyw znakomicie napisanych i zagranych bohaterów. Palce lizać.
4. Mona Lisa i krwawy księżyc – lubię O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu, ale zakochałem się dopiero w Mona Lisie i krwawym księżycu. Ana Lily Amirpour znów bawi się elementami kina gatunkowego, mieszając ze sobą film superbohaterski, kryminał oraz coming of age story. Wygrzebuje z filmowego niebytu Kate Hudson i obsadza ją w roli nowoorleańskiej prostytutki, która pewnej upalnej nocy poznaje posiadającą nadnaturalne zdolności Mona Lisę (w tej roli znana z Płomieni Jong-seo Jun). Szaloną fabułę wspomagają fantastyczne zdjęcia, łączące nocne plenery ze wszechobecnymi neonami, oraz elektroniczna ścieżka dźwiękowa, składająca się w dużej mierze z utworów Gugliemo Bottina. Efekt końcowy jest zatem nie tylko komiczny, ale również zabójczo stylowy.
5. Prześwietlenie – Cristian Mungiu kontynuuje wiwisekcję rumuńskiego społeczeństwa, tym razem zaglądając na transylwańską prowincję. Zamiast posiadłości hrabiego Draculi odnajduje jednak konflikty na tle etnicznym, napędzane przez wzajemną wrogość społeczności rumuńskiej i węgierskiej oraz przybycie imigrantów zarobkowych ze Sri Lanki. Niechęć powoli eskaluje w nienawiść, a ulubionym orężem każdego rasisty jest tutaj spójnik „ale”. Uniwersalnego charakteru nadają filmowi Mungiu wątki nadnaturalne, obecne za sprawą profetycznych zdolności synka głównego bohatera oraz enigmatycznego, niedźwiedziego zakończenia.
1. Holy Spider – chyba najbardziej przeze mnie wyczekiwany film festiwalu spełnił z nawiązką pokładane w nim nadzieje. Ali Abbasi tworzy rasowy thriller oparty na rozgrywce seryjnego mordercy i ambitnej dziennikarki, przesycając historię społeczną krytyką wycelowaną w religijny reżim i konserwatywne społeczeństwo. Realizacyjny majstersztyk trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, znajdując perfekcyjny balans między rozliczaniem z poważnym tematem a filmową rozrywką. Talent Abbasiego rozkwita.
2. Godland – Hlynur Pálmason jest kolejnym reżyserem młodego pokolenia, którego poczynania śledzę z uwagą. W swoim trzecim filmie autor Białego, białego dnia się nie kryguje i bierze na tapet historyczno-społeczne rozliczenie kolonialnych relacji duńsko-islandzkich, formalnie wyraźnie wchodząc w dialog z nordyckimi klasykami takimi jak Ingmar Bergman czy Carl Theodor Dreyer. W tym zamaszystym projekcie nie gubi jednak swojego charakterystycznego stylu opartego na kameralnych inscenizacjach i w efekcie tworzy wielowarstwowe, intrygujące dzieło.
3. Silent Twins – poprzednie filmy Agnieszki Smoczyńskiej przyjąłem z ciekawością, ale nie bez zastrzeżeń. W swoim pierwszym międzynarodowym projekcie pochodząca z Wrocławia reżyserka zdaje się znajdować w końcu satysfakcjonujące ujście dla swojej niebanalnej wrażliwości. Opowiadając historię dwóch uzależnionych od siebie, żyjących we własnym świecie sióstr, reżyserka oferuje prawdziwą inscenizacyjną ucztę i unikalny dramat przyjmujący w pełni perspektywę outsiderek.
4. Podejrzana – słabszy film Park Chan-wooka to wciąż rzecz lepsza od większości filmów. W Podejrzanej Koreańczyk tworzy specyficzną hybrydę, nakładając swoje charakterystyczne żonglerki gatunkami i specyficzny humor na zgoła hitchcockowską tkankę fabularną. Efektem jest pięknie płynący film, w którym można się z przyjemnością zanurzyć, dotknąć niejednoznacznych uczuć bohaterów i delektować kolejnymi skrętami meandrującej narracji.
5. Na pełny etat – nakręcony z trzymającym w napięciu życiowym nerwem portret samotnej matki nieustannie miotającej się między domem, pracą i poszukiwaniem kolejnej, a to wszystko w paraliżowanej strajkami paryskiej aglomeracji. Równie ważne co rytm są tu niejednoznaczności, niepozwalające zamknąć głównej bohaterki w prostych szufladkach, dzięki czemu film nabiera życiowego realizmu i w trakcie seansu można całkowicie dać się pochłonąć małemu piekiełku codzienności.
1. Pięć diabłów – przepiękny film, który był moim ostatnim obejrzanym stacjonarnie na tegorocznych Nowych Horyzontach. Opowieść z pogranicza dramatu, thrillera, fantasy i baśni. Bardzo odważny pomysł na opowiedzenie trudniej i tragicznej historii pewnej rodziny, ale wszystko wypadki znakomicie
2. Blisko – nie pamiętam, kiedy ostatnio jakikolwiek film zrobił na mnie aż takie wrażenie. Wyszłam z kina zalana łzami. Jednocześnie Blisko to film przepiękny i, co ważne, bardzo ważny. Zostanie ze mną na bardzo długo.
3. Chora na siebie – bardzo pozytywne zaskoczenie. Czarna komedia o dziewczynie, która dla atencji zrobi wszystko. Momentami zakrawa o niesmaczny body horror. Bardzo ciekawy pomysł i równie ciekawa realizacja.
4. Mona Lisa i krwawy księżyc – najbardziej epickie Nocne Szaleństwo! Historia jest dzika, ale znaleziono w niej miejsce na opowiedzenie historii o niełatwych relacjach rodzinnych. No i ta ikoniczna ścieżka dźwiękowa!
5. W trójkącie – przepyszna komedia o wymiotujących bogaczach na luksusowym rejsie. W pewnym momencie film gubi tempo, ale wciąż był to świetny seans. Duży plus za Woody’ego Harrelsona.