TRIANGLE OF SADNESS. Po kostki w g****e
Po nitce do kłębka. Zaczynamy od przesłuchania modelów. Umięśnione klaty, lekki krok, błysk w oczach. Młodzi bogowie z reklam w czasopismach, spoglądający na nas z plakatów (perfumy, garnitury) na przystankach miejskiej komunikacji. Przeprowadzający relację z tego spędu modowy dziennikarz o aparycji Bruna Sachy Barona Cohena – po stokroć zachęcam, byście powrócili do tej ekstremalnej estetycznie i humorystycznie perełki – zadaje fundamentalne pytania. Czym jest wasza praca? To krok i uśmiech. Czy nie ma nic ponadto? Nie. Krok. Uśmiech.
Jeden z członków komisji w filozoficznym uniesieniu splecionym z piramidalną głupotą stwierdzi, że w modzie nie chodzi o zewnętrzny wizerunek, ale o wnętrze. Później kolacja w ekskluzywnej restauracji i wypoczynek na jachcie wartym 250 milionów dolarów. Dzień jak co dzień. Uwierzcie, przez najbliższe dwie i pół godziny nie będziecie musieli scrollować Instagrama. Ruben Östlund startuje w Triangle of Sadness z prędkością odrzutowca. Twórczej pary i pomysłów starcza mu na naprawdę długo.
Szwedzki reżyser w nagrodzonym kilka temu Złotą Palmą The Square swoje ostrze satyry skierował na artystowskie środowisko z muzeum sztuki współczesnej. Intelektualna elita, abstrakcyjne ekspozycje, błogie oderwanie od rzeczywistości. Hermetyczne towarzystwo w ochronnej banieczce, ze spaczonym wyobrażeniem o sobie i, przede wszystkim, o Innych. Jedna rysa i prysk. W Triangle of Sadness Östlund na warsztat bierze inne grupy – influencerów, miliarderów ze zachodu i wschodnich oligarchów – ale organizujący fabułę szablon jest bardzo podobny. Ba, puenty będą mieć ten sam posmak absurdu a psychologiczne rysunki, postawy i poglądy znowu będą kolażem medialnych stereotypów. To jednak ciągle skuteczna i rozwijana scenopisarska metoda a nie odcinanie kuponów.
Foteczki na jachcie, ośmiornica z kawiorem na talerzu, „najdroższy” szampan w kieliszkach. Hasztag to, hasztag tamto. Brzmi to wszystko dość banalnie – z tej społecznej grupy wyjątkowo łatwo drwić – ale w swojej istocie takie nie jest. To za sprawą lekkiego pióra Östlunda, jego wyczucia na słowo i rozumienia czasów. Koronnym przykładem jest restauracyjna sprzeczka o zapłacenie rachunku między modelem – nieinfluenserem a jego dziewczyną, modelką-influenserką. Cztery kieliszki czerwonego wina, słuszne zadanie pytanie, niezręczna odpowiedź i związek zaczyna wisieć na włosku. Östlund swobodnie, nie rezygnując z żartobliwego tonu, schodzi na poziom refleksji nad kulturowymi rolami kobiet i mężczyzn, nad oczekiwanymi reakcjami czy zaprogramowanymi gestami. Na to jak wewnętrzne relacje par są z góry sformatowane. Bo z jakiegoś powodu coś wypada, bo taka jest moda i zwyczaj.
Podobne:
Najcięższe działa
Ruben Östlund najcięższe działa wystawia w środkowym akcie. Podniosła przemowa szefowej staffu luksusowego jachtu. Spełnimy każdą zachciankę naszych klientów. Nie znamy takich odpowiedzi jak „nie”, „nie da”, „to jest nie do zrobienia”. Motywacją jest oczywiście perspektywa wysokiego napiwku na kilka zer. Legendarny Titanic Jamesa Camerona może poszczycić się już niejedną parodią, ale Östlund w swoim filmie wskakuje na niespotykany wcześniej poziom. Może nie chodzić nawet o zastąpienie majestatycznych wód Oceanu Spokojnego wylewającymi się z toalet odchodami po awarii kanalizacji (Wojciech Smarzowski lubi to), ale podmiankę patosu na zgrywę i rechot. To za sprawą inscenizacji, choćby w brawurowej scenie z womitującą, rzucaną bezwiednie po toalecie pasażerką czy niedorzecznym, nie na miejscu dialogom (kapitalista z socjalistą nigdy nie odpuści okazji do awantury).
Ruben Östlund w Triangle of Sadness nie przeprowadza głębokiej analizy klasy z najwyższego szczebelka społecznej drabinki, ale w skondensowany sposób eksponuje jej absolutną ślepotę albo krótkowzroczność. Jej rozpustę, rozrzutność i bezradność. Jej bezmyślnie powtarzane komunały. „Wszyscy jesteśmy równi”. Östlund dotyka klasowych napięć – kelner: służący, sprzątaczka: popychadło, barman: niewolnik – ale również różnicuje tych na samej górze. Tacy sami, ale nieco inni. Wszyscy zepsuci i skorumpowani, ale na innych odcinkach.
Finałowa partia filmu przywraca ideologiczną równowagę. Triangle of Sadness przestaje być jednostronnym atakiem, pojawiają się odcienie szarości, pojawia się potrzeba rewanżu i zemsty. Ofiary przestają być niewinne a katom można współczuć. Odcięci od bankowym kart, w krytycznej sytuacji, na bezludnej wyspie. Wtedy najlepiej widać, kto kim jest naprawdę. Nieważne, czy w szafie za ręcznikami ktoś trzyma kolejne ręczniki czy sejf z Sercem Oceanu.