search
REKLAMA
Cannes 2022

CLOSE. Błyszcząca perełka

W Close nie ma artystycznej kalkulacji, jest artystyczna klarowność, czystość znaczeń i miłość do siły wizualnej narracji.

Maciej Niedźwiedzki

27 maja 2022

REKLAMA

Wspólne ganianie po lasach, kryjówka w zdemolowanym bunkrze, rowerowe wyprawy. Nocowanie u siebie nawzajem, w jednym łóżku. Rozmowy po nocach o przygodach dnia i pomysłach na przyszłość. Trzynastoletni Rémi (Gustav De Waele) i Léo (Eden Dambrine) są sobie bliscy jak bracia, przyjaciele i bratnie dusze. Częsty dotyk, dwuznaczne wymiany spojrzeń i uczucie, że to może coś więcej. Rémi to wrażliwsza i cichsza osobowość, bardziej wycofany, nieśmiały i cichy. Léo ma dużo więcej energii, mentalnej siły, determinacji i odwagi. Dwa inne temperamenty, te same potrzeby. Wystarczy jednak pytanie, nieagresywne i nieopresyjne, zadane przez koleżankę z klasy – „Czy wy jesteście parą? Czy jesteście razem?” – by ich przyjaźń wystawiona została na próbę. Okazuje się bowiem, że nie wszystko między nimi zostało wyjaśnione i przegadane. Prawda jest taka, że też być nie musiało. Close Lukasa Dhonta nie jest bowiem kinem o uczuciach już ustanowionych, ale o ich bolesnym formowaniu.

Obaj chłopcy to niewygodne, nieco wstydliwe pytanie odbierają zupełnie inaczej. Léo w zgodzie ze swoim charakterem gwałtownie zaprzecza. Jego reakcją będzie następnie zmiana przyzwyczajeń, dziennych aktywności (dołączenie do szkółki hokeja) i modyfikacja wizerunku wśród rówieśników. To albo próba wyparcia własnej seksualnej tożsamości albo chęć mocowania się z nią, spowodowana poczuciem przecież nieuzasadnionego wstydu. Z kolei Rémi milczy i coś w sobie dusi. Odważne pytanie koleżanki może być momentem, na który czekał. Chwilą testu dla jego relacji z Léo. Okazją, by w końcu wyłożyć karty na stół, nieco bardziej otwarcie porozmawiać o tym, co ich łączy. Na chwilę przerwać zabawę w półsłówka i się określić. To jednak dzieje się na wierzchu. W ich głowach i myślach panuje sztorm, emocjonalne tornado. Dwie łódeczki na wzburzonym morzu.

Close to kino balansujące na granicy emocjonalnego szantażu, ale nigdy nieprzekraczające tej kruchej granicy. Oczywiście każdy widz tę barierę ustawioną ma na innej wysokości, ale w przypadku Close mniejsze dramaty są precyzyjnie napisane a tragedie mają solidne fundamenty. Smutni ludzie i patetyczna klasyczna aranżacja. Tak, to klisza, ale u Dhonta pozwala ona dotknąć przeżywanego przez bohaterów nastroju. W swoich kluczowych momentach Close to kino zbliżone ciężarem do najdoskonalszych osiągnięć braci Dardenne. W ujęciu młodości i młodzieży (jej gwałtowności, spontaniczności, jej strachów i radostek) film Dhonta ma prawdziwość Klasy Laurenta Canteta i intensywność Życia Adeli Abdellatifa Kechiche’a.

Bez słów

W Close tak wiele dzieje się bez słów i pod podszewką. Spojrzenia Rémiego, postawa Léo, lekko otwarte usta, spuszczona delikatnie głowa, wspólny bieg czy przepychanka. Lukas Dhont opowiada o języku ludzkiego ciała, o tym jak wiele wyraża i jak szeroko może być rozumiany. Ten komunikacyjny rozkład doskonale obrazuje kilka scen, gdy przyjaciele po wyczerpujących dniach leżą w łóżku. Każdy ruch i gest ma wtedy kolosalne znaczenie, przymknięciu oczu to materiał na kilka tomów powieści a obrócenie na drugi bok ma siłę trzęsienia ziemi. Piorunujący efekt wzmacnia sekwencja zbliżeń, czerwień przebijającego się przez okno zachodu Słońca czy sugestywna kompozycja kadru. Tak blisko a tak daleko.

Film Lukasa Dhonta to cios w splot słoneczny. Kino zjawiskowe, w niespotykanie czuły sposób dotykające wymagających, nieprostych tematów. W Close nie ma artystycznej kalkulacji, jest artystyczna klarowność, czystość znaczeń i miłość do siły wizualnej narracji. To też w tym samych stopniu opowieść o dzieciach, co o odpowiedzialności rodziców i byciu dorosłym. O umiejętności rozmowy, przechodzeniu przez traumy, dławieniu w sobie łez i żalu, szukaniu nowego celu. Gdzieś przecież musi znajdować się nowy początek. Pierwszym krokiem ma być wybaczenie i skrucha, wyrażenie na głos tego, co się wewnętrznie czuje. Choć w Close nikt tak naprawdę nie jest winny. Close to przeszywające, otwierające oczy, kino. Kino humanizmu i kino oczyszczenia. Błyszcząca perełka, którą każdy powinien wyłowić z kinowych repertuarów.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA