Najlepsze filmowe i serialowe POSTACI w 2022 roku
Mijający rok okazał się niezwykle mocnym pod względem zaprezentowanych w nim filmów i seriali. A o siłę wielu produkcji widać w napisanych i później na ekran przeniesionych postaciach. Poniżej prezentuję mój autorski przegląd tych najciekawszych, najbardziej wyrazistych, najtrudniejszych do zapomnienia.
Wykaz jest subiektywny, kolejność przypadkowa, a jedynym obiektywnym kryterium był debiut danej postaci na ekranie w bieżącym roku lub debiut w tej konkretnej ekranizacji czy wersji danej postaci.
Podobne:
Vigilante („Peacemaker”)
Zacznijmy od w mojej recepcji przeciekawej ciekawostki, tj. faktu, że to nie Freddie Stroma grał pierwotnie Vigilante, ale Chris Conrad, który został usunięty z produkcji po wejściu w konflikt z twórcą formatu Jamesem Gunnem, ale już po nakręceniu większości materiału. Wszystkie sceny z bohaterem musiano nakręcić zatem jeszcze raz. Dzisiaj trudno wyobrazić mi sobie kogoś innego niż Stromę w tej roli, która ukradła w moim odczuciu show największym jego gwiazdom. Vigilante swoim absurdalnym zachowaniem, zaskakującymi decyzjami i mocnymi przekonaniami (ta scena, w której kpi z rasistów!) okazał się prawdziwą perłą pierwszego sezonu Peacemakera i jedną z najlepszych postaci całego filmowo-serialowego uniwersum DC.
Pearl („X” i „Pearl”)
Ti West zaskoczył chyba wszystkich, wchodząc jak przecinak w krajobraz filmowy 2022 roku i prezentując kręconą jednocześnie dylogię o Pearl. W pierwszej odsłonie cyklu widzimy ją jako makabryczną, morderczą staruszkę, dopiero w drugiej poznajemy młodość, która doprowadziła ją na skraj poczytalności. W obu filmach w postać wciela się Mia Goth i robi to w sposób iście magnetyczny. Wszyscy próbujący wcześniej i chcący później przekonująco i atrakcyjnie pokazać origin story slasherowego mordercy (patrzę na ciebie, Robie Zombie) powinni udać się w podróż przez mroczny świat Pearl.
Margot („Menu”)
Uwaga na znaczące spoilery z filmu Menu!
Menu to jeden z najbardziej energicznych i wypełnionych czystym ekscentryzmem tytułów na tegorocznej filmowej mapie, a ja za najatrakcyjniejszą jego bohaterkę uważam tę, która na złowieszczej wyspie szefa Slowika znalazła się przypadkowo i która w zderzeniu z karykaturalnymi, pełnymi tajemnic i ułomności współtowarzyszami morderczej kolacji przebija się swoją normalnością niczym promień słońca przez zachmurzone niebo. Margot jak na dłoni widzi dziwactwa klasy uprzywilejowanej, bo jako ekskluzywnej sexworkerki nie jest to jej pierwsze rodeo. Dlatego też w pełni zasłużenie finalnie zajada się pysznym cheeseburgerem na bezpiecznie oddalonej od wyspy łodzi, podczas gdy reszta bohaterów płonie w ramach zemsty Slowika.
Eddie („Stranger Things 4”)
Uwaga na znaczące spoilery ze Stranger Things 4!
Z niezwykłą lekkością bracia Duffer i ich koledzy wprowadzają do świata Stranger Things kolejne i kolejne postaci, którym natychmiast udaje się skraść serce widza. Nie inaczej było oczywiście z najnowszą, czwartą, odsłoną serialu. Już w pierwszym odcinku poznajemy Eddiego, który mimo mrocznej aury okazuje się przesympatycznym, pełnym dobroci chłopakiem, który chce tylko skończyć w końcu szkołę średnią, a który musi finalnie mierzyć się z ratowaniem świata przed demonami z innego wymiaru. Jego poświęcenie i ikoniczne już wykonanie Master of Puppets Metalliki sprawiają, że niczym Dustin nigdy o Eddiem nie zapomnimy.
Pingwin („Batman”)
Trudno uwierzyć, gdy oglądamy Batmana Matta Reevesa, że za nową inkarnacją kultowego Pingwina stoi Colin Farrell. Aktor przykryty toną makijażu okazuje się całkowicie nierozpoznawalny, a za to mogący stworzyć rolę totalną, w której nie widzimy aktora, ale żywą postać ze świata Mrocznego Rycerza. Farrell oparł swoją rolę na największych i najbardziej przerysowanych kliszach kina mafijnego, stając się połączeniem Roberta De Niro, Ala Pacino i Joe’ego Pesci w sosie na bazie Martina Scorsese i Francisa Forda Coppoli, a każda minuta obecności Pingwina na ekranie po prostu cieszy.
Irving („Rozdzielenie”)
Rozdzielenie bardzo niespodziewanie okazało się jednym z najlepszych seriali 2022 roku. Duża w tym moc samego konceptu i doskonale rozpisanej historii, ale też bez cienia wątpliwości mocnych postaci. Moją ulubioną pozostaje Irving, fenomenalnie zagrany przez Johna Turturro służbista, który dopiero odkrywając w sobie uczucie do kolegi z pracy, zaczyna podważać moralność pracodawcy. Ten pełen niuansów i pozornych sprzeczności bohater stał się w mojej ocenie prawdziwym sercem produkcji Apple TV+.
Sully („Do ostatniej kości”)
Większość opisanych wyżej postaci to mniej lub bardziej oczywiści protagoniści. Nawet Pingwin jest raczej szemranym biznesmenem niż typowym villainem. Zupełnie inaczej sprawa ma się z Sullym, który jest istnym demonem napędzającym elementy grozy w Do ostatniej kości. Wycofany, spokojny mężczyzna jak za pstryknięciem palców zamienia się w niebezpiecznego furiata. A gdy mówimy o napędzanej głodem ludzkiego ciała jednostce, to przeskok ten natychmiastowo zabiera widza na szczyt kinowego napięcia. Sully to jeden z najmocniejszych antagonistów przynajmniej kilku ostatnich lat, a Mark Rylance jest w tej roli po prostu perfekcyjny.
Cameron („Biały Lotos”)
Oczywiście, ale to oczywiście, że na miejscu Camerona postawić można byłoby niemal każdą inną postać z Białego Lotosu, bo to format oparty na wyrazistych i ciekawych indywiduach. Zdecydowałem się jednak na bohatera granego przez Theo Jamesa z dwóch powodów: nie mogę wciąż nadziwić się, jak nie mogłem znieść jego postaci w trakcie pierwszego odcinka, a jak mocno zacząłem go lubić w kolejnych. Tu dochodzimy do drugiego powodu: Cameron jawi się w tegorocznym sezonie serialu Mike’a White’a jako najszczerszy jego bohater. To człowiek, który udaje kogoś innego przed każdym, ale nie przed sobą. Podąża za swoimi potrzebami (np. seksualnymi), godzi się bez zająknięcia na niedoskonałości życia (np. wątek z dziećmi jego i Daphne). Gdy pozostali mieszkańcy tytułowego hotelu z trudem patrzą w lustro, on szelmowsko się do swojego odbicia uśmiecha.
Duke („Glass Onion”)
Jeśli wam też na facebookowym feedzie pojawia się czasem kolejna wykrzyczana mądrość Dzikiego Trenera lub kolejny zmyślony przykład anegdotyczny Jakuba Czarodzieja, to z pewnością wiecie, że w postaci Duke’a w Glass Onion Riana Johnsona nie ma za dużo przesady. To potężny jak szafa influencer, który zaczął od omawiania gier, a skończył jako znawca wszystkiego, obrońca męskości i chłopskiego rozumu, idol użytkowników for o owijaniu sobie głowy srebrną folią. Na twarzy Duke’a nie zobaczycie maseczki nawet w największym szczycie pandemii, ale za to nie ruszy się do basenu bez broni palnej przytwierdzonej do obcisłych slipów. Jest uzależniony od powiadomień na swoim smartfonie, nie potrafi postawić się matce, godzi na romanse partnerki i wszystkie niemoralne decyzje, które sprawią, że będzie trochę wyżej na drabinie popularnych youtuberów. Doskonała satyra w wykonaniu Johnsona i oczywiście Dave’a Bautisty.
Wednesday („Wednesday”)
Prawdziwym, również zaskakującym hitem tegorocznego streamingu okazała się Wednesday Tima Burtona. Osobiście widzę w tym przede wszystkim tęsknotę widzów za fascynującymi socjopatami, którzy modni byli na małym ekranie na początku obecnego milenium. Widzę też jednak świetnie napisaną postać, która uczy się życia w społeczeństwie, odkrywa wspólnotowość i zaczyna rozumieć walkę o dobrą sprawę. Ogromna zasługa tego udanego rozwoju postaci stoi po stronie Jenny Ortegi, która wciela się w córkę państwa Addamsów i jawi na ekranie jako prawdziwy żywioł.