NAJLEPIEJ obsadzone postaci w filmach LIVE ACTION DISNEYA

Disney ma dzisiaj spory problem z live action, bo z jednej strony bajki potrzebują odświeżenia, a z drugiej wytwórnia chyba nie ma na tyle odwagi, żeby te remaki zrobić wystarczająco odważnie i nowatorsko. Samo zatrudnianie aktorów o innym kolorze skóry niż biały to nie odwaga, a dostosowanie się do czasów, taka normalizacja. Żeby jednak live action stały się produkcjami równie kultowymi, co animowane pierwowzory, trzeba o wiele więcej. Poniższe produkcje mają zalążki tego „więcej”, lecz ostateczny krok w stronę kultowości i nowatorstwa nie nastąpił. Produkcje te posiadają jednak aktorskie perełki, którym także można zarzucić brak odwagi i pójścia na całość. Pamięta się je jednak jako emblematyczne i świetne warsztatowo, co sprawiło, że filmy, w których się pojawiły, są o wiele lepsze, chociaż niestety nie rewolucyjne. A od takiej wytwórni jak Disney, po tylu latach istnienia, oczekiwałoby się nareszcie światoburczości na najwyższym, europejskim poziomie, a nie purytańskiego zaprzaństwa rodem z południowych stanów USA.
Emma Stone jako Cruella, „Cruella”, 2021, reż. Craig Gillespie
Produkcję ogląda się nie jak film ze stajni Disneya, przynajmniej z początku. Im bliżej końca, tym fabuła staje się już bardziej zachowawcza, a szkoda. Właśnie tym tytułem Disney mógł się przebić na bardziej dorosłe, kontrowersyjne rynki, zwłaszcza że miał Emmę Stone. Cruella w jej interpretacji stała się o wiele straszniejsza niż groteskowa wersja grana przez Glen Close. Tamta pasowała do kina dziecięcego, natomiast ta od Emmy Stone wykroczyła daleko poza świat dalmatyńczyków. Nie jest to już kino familijne, niedzielne i do obiadu, lecz produkcja, przed którą trzeba zasiąść w skupieniu i wejść w świat motywacji Cruelli. Szkoda, że Disney ostatecznie nie nakręcił tej historii jeszcze odważniej, brutalniej moralnie. Był potencjał.
Ewan McGregor jako Christopher Robin, „Krzysiu, gdzie jesteś?”, 2018, reż. Marc Forster
Kogo w ogóle obchodzi los dorosłego Krzysia z bajki o Kubusiu Puchatku? Można bardzo szybko i – jak się okazuje – bezmyślnie stwierdzić, że nikogo. Nawet tych wszystkich, którzy kochali tę opowieść w dzieciństwie. A tu Disney udowodnił, że potrafi robić wielkie filmy aktorskie w nieprzychylnych dla remake’ów czasach – nieprzychylnych oczywiście ze strony widzów, którzy nie wierzą, że takie produkcje mogą się udać. Krzysiu, gdzie jesteś z wielką rolą Ewana McGregora i koszmarnym, polskim tłumaczeniem tytułu przypomniał mi, jak doskonale oraz wciągająco magiczny świat potrafił stworzyć A.A. Milne i jak genialnym aktorem jest McGregor; wywołuje to łzy wzruszenia, gdy tęskni się za tym dobrym dzieciństwem.
Michael Keaton jako V.A. Vandevere, „Dumbo”, 2019, reż. Tim Burton
Trudno powiedzieć, jakby ta rola wyglądała u Michaela Keatona, gdyby nie wcześniejsze doświadczenia z Timem Burtonem i ponowne z nim spotkanie na planie właśnie Dumbo; live action, które nieco spersonifikowało dramatyczną historię małego słonika, wyciskając jeszcze więcej łez z młodszych widzów, ale nie tylko – z dorosłych również – a to dzięki właśnie takim bohaterom jak Vandevere. Złych, szalonych wręcz, denerwujących odbiorcę i z początku wydających się nie do pokonania. Mają wszystko, są przekonani o swojej wartości, śmieją się nam w twarz, kiedy łamią wszelkie zasady etyczne, a śmiech Michaela Keatona pokazywany na ekranie czuć aż w kościach. Dobrze, że powstają takie remaki aktorskie. Od 1941 roku minęło sporo czasu. Świat publiczności jest teraz zupełnie inny, co nie znaczy, że nie mniej wrażliwy.
Lily James jako Kopciuszek, „Kopciuszek”, 2015, reż. Kenneth Branagh
Specjaliści od castingu stanęli w tym przypadku przed trudnym zadaniem. Musieli znaleźć aktorkę o eterycznej urodzie, a jednocześnie dystyngowanym pięknie, która ujmie widza swoją niewinnością i determinacją, z jaką walczy o swój byt. Lily James piękna zarówno w obdartej, brudnej sukience, jak i balowej sukni zdała ten egzamin, a aktorska wersja Kopciuszka przepięknie wizualizuje tak znaną nam od dzieciństwa historię.
Luke Evans jako Gaston, „Piękna i Bestia”, 2017, reż. Bill Condon
Luke Evans jeszcze pojawi się w tym zestawieniu, i to wspomniany nie ze względu na swoją główną rolę, tylko drugi plan i postać epizodyczną. Gaston błyszczy w obsadzie Pięknej i Bestii, zwłaszcza na tle dość niezdecydowanej postaci Bestii. Zachęcam więc każdego do posłuchania Evansa w wersji oryginalnej. Tym powinien charakteryzować się musical lub film muzyczny – utalentowanymi aktorami, którzy profesjonalnie umieją śpiewać. W przypadku Evansa partie śpiewane są uzupełnieniem jego drapieżnej postaci, złej, lecz wyrazistej, czego nie można powiedzieć o Bestii, a co najgorsze o Emmie Watson w roli Belli. Wielka szkoda, bo Watson nie zagrała tu źle. To jedna z jej lepszych ról, lecz na tle Gastona niestety gaśnie.