search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej NIEDOCENIONE filmy Francisa Forda Coppoli

Francis Ford Coppola jest reżyserem ikonicznym, głównie za sprawą „Ojca chrzestnego” i „Czasu Apokalipsy”.

Odys Korczyński

27 maja 2024

REKLAMA

Kilka tekstów o niedocenionych filmach w filmografiach znanych reżyserów napisałem, więc tylko przypomnę, co już wiele razy tłumaczyłem. Niedocenione, owszem, znaczy coś bardzo oczywistego, czyli zbyt nisko ocenione, ale także zapomniane przy niegdyś przyznanych wysokich ocenach, co przejawia się głównie niewielką liczbą widzów, ich reakcji, recenzji i wszelkich informacji, które można znaleźć w sieci o danym zapomnianym i niedocenionym filmie. Francis Ford Coppola jest reżyserem ikonicznym, głównie za sprawą Ojca chrzestnego i Czasu Apokalipsy. I wszystkie filmy, które zrobił w życiu, pozostają w cieniu tych dwóch. Żadna logika nie wskazuje również, że Megalopolis uzyska lepszy pod względem kultowości wynik, chociaż podobno jest podsumowaniem twórczości reżysera, która na przestrzeni lat nie była aż tak bogata. Obfitowała za to w bardziej lub mniej zapomnianą, głęboko humanistyczną i poruszającą treść. Poniżej tytuły, które warto znać i na stałe wkomponować podświadomie w portfolio Coppoli, jak tkwi w nim np. Czas Apokalipsy.

„Młodość stulatka”, 2007

O ile pamiętam, zarzut, że Coppola nakręcił impresyjny i chaotyczny film za niewielkie, osobiste pieniądze, jest raczej nietrafiony, zwłaszcza gdy uzasadnia się go domniemywanym narracyjnym poukładaniem książki Eliadego. Młodość stulatka nie jest ekranizacją, a nawet nie nazwałbym jej adaptacją. To produkcja oparta na motywach tekstu rumuńskiego pisarza, próbująca opowiedzieć klimatyczną i złowrogą historię o kruchości ludzkich życiowych planów, czego powinniśmy mieć zawsze świadomość. Rozumiem jednak, że ta niespiesznie prowadzona opowieść, w której w wielu scenach można się zagubić i której koniec następuje zaskakująco szybko bez żadnego przygotowania w świadomości widza, może budzić mieszane uczucia. I wzbudziła. Zysk filmu okazał się niewart wspomnienia, a średnia ocen niesprawiedliwie niska. Coppola miał jednak świadomość, że nie kręci tego filmu dla masy widzów, ale dla garstki, a może – co najważniejsze – dla siebie.

„Jack”, 1996

Tak się zastanawiam, czy oceny krytyków byłyby inne, gdyby rolę Jacka Powella zagrał nie Robin Williams, a Tom Hanks. Zarzucano produkcji infantylność, polegającą na zbyt łopatologicznym tłumaczeniu sytuacji i emocji, których można się było domyślić, tylko patrząc na reakcje bohaterów. A film traktuje o temacie trudnym do pokazania w kinie bez przekroczenia tej granicy, za którą rozciąga się kraina banału. Bohaterem filmu jest Jack, 10-latek, który starzeje się kilka razy szybciej, niż powinien każdy człowiek. W wieku 10 lat wygląda więc na dorosłego mężczyznę zbliżającego się czterdziestki. Problem w tym, że psychicznie jest nadal dzieckiem, które zaczyna dostrzegać swoją cielesną odmienność. Dorośli więc wymyślają, żeby uratować jego stan psychiczny poprzez posłanie go do regularnej szkoły, w której zetknie się ze swoimi „rówieśnikami”. Może to być ratunkiem, ale i bolesnym doświadczeniem, którego dziecko nie jest w stanie znieść. I ten rozziew w filmie między cielesnością Robina Williamsa a treścią historii, kiedy to on musi być dzieckiem, wypadł z jednej strony czasem infantylnie, a z drugiej tak, jak musiał. Krytykom chyba zabrakło nieco dystansu do opisów problemów dzieci, o których bardzo często się zapomina zbyt szybko.

„Tucker – konstruktor marzeń”, 1988

W filmografii Jeffa Bridgesa rola Prestona Tuckera również nie jest znana. Film Coppoli o próbie wprowadzenia na rynek innowacyjnego samochodu, którego konstrukcja zbyt szybko chciała przeskoczyć konkurencję, spotkał się zaś z chłodnym przyjęciem ze strony krytyków. Trudno w to uwierzyć, bo film jest naprawdę barwną i sprawnie zrealizowaną opowieścią o Ameryce przełomu lat 40. i 50., a nie tylko nudną biografią konstruktora samochodów. Wyobraźcie sobie, że w latach 40. Tucker wymyślił w swoim aucie centralnie umieszczony reflektor, który obracał się zgodnie z ruchami kierownicy, tym samym doświetlając zakręty. Nawet dzisiaj w niektórych podstawowych wersjach wyposażenia aut nie jest to standard. To i wiele innych rozwiązań konstrukcyjnych, m.in. nietłukąca szyba przednia, czy też pasy bezpieczeństwa, były jak na tamte czasy wręcz herezją, a tak naprawdę zagrożeniem dla wielkich producentów aut. Coppola jakże zręcznie w filmie przechodzi od biografii i filmu obyczajowego do dramatu sądowego, wplatając w nie elementy historii motoryzacji oraz kina przygodowego. Warto tę produkcją bardziej docenić.

„Kamienne ogrody”, 1987

Pewien zawód u widzów zapewne zrodził się dlatego, że Kamienne ogrody są filmem o wojnie, jednak nie filmem wojennym. Coppola postanowił opowiedzieć historią o doświadczeniu wojny daleko za liniami frontu za pomocą relacji młodego rekruta bez doświadczenia w walce oraz starszych żołnierzy, którzy już to doświadczenie zdobyli. Mentorem i opiekunem Jackiego (D.B. Sweeney) jest dowódca kompanii pogrzebowej sierżant Clell Hazard (James Caan), człowiek, który zna wojnę jak nikt inny. Ci dwaj ścierają się ze sobą w niespokojnych czasach, gdy w Stanach Zjednoczonych narasta sprzeciw wobec wojny w Wietnamie. Oni rozmawiają, debatują, czy pójście na ten typ frontu jest faktycznie konieczną obroną ojczyzny, czy tylko bezrefleksyjnym wykonaniem rozkazu w imię zaspokojenia interesów państwa, dla którego życie żołnierza jest niewiele warte. Problemem Kamiennych ogrodów jest brak kulminacji historii. Ona dzieje się, my ją poznajemy i się kończy, bez żadnego wniosku, odprężenia, twistu, jakby po prostu wypaliła się świeczka i spokojnie zgasła. Coś zawiodło, gdzieś napięcie zostało wymazane przegadaniem, w przeciwieństwie do genialnej opowieści o wojnie, jaką jest Czas Apokalipsy.

„Ludzie z deszczu”, 1969

Dobrym tytułem byłby również Deszczowi ludzie. Kino właściwie nieznane z czasów, gdy Coppola budował swój wizerunek, aby stać się reżyserem uwięzionym po wsze czasy w Ojcu chrzestnym i nomen omen Czasie Apokalipsy. Wiem, że trzeba tę godzinę i 30 minut cierpliwie poświęcić, żeby ostatnie 10 minut przewróciło nasze mniemanie o całości produkcji, ale warto, bo Coppola przygotowuje nas na to trzęsienie ziemi z rumieńcami od samego początku. Dla wielu widzów okaże się to zbyt długim czasem, więc stwierdzą, i faktycznie stwierdzili, że Ludzie z deszczu są nudni i męczący. A dzisiaj nawet nie ma kto tego stwierdzić, bo produkcja została prawie całkowicie już zapomniana.

„Cotton Club”, 1984

Jedyne w swoim rodzaju połączenie filmu noir, gangsterskiej opowieści, filmu muzycznego oraz dramatu. Brzmi ciekawie. Tego entuzjazmu publiczność jednak nie podzieliła. Film okazał się tragiczną klapą finansową. Kosztował 58 milionów dolarów, a zarobił zaledwie 26. Tym razem jednak, a nie tak, jak w przypadku Młodości stulatka, Coppola nie może powiedzieć, że mu nie zależało, że kręcił film od niechcenia, dla siebie. Cotton Club posiada wyraźne zacięcie blockbusterowe. Ma pretensje do wielkiego kina, które powinno zapisać się swoją opowieścią w historii gatunku dramatów gangsterskich. Tak się jednak nie stało. Widzowie i krytycy dostrzegli tylko przeestetyzowanie i płyciznę charakterów, a na dodatek wszędzie ten jazz.

„Wyrzutki”, 1983

Przyjemnie jest po latach obejrzeć w takich kreacjach m.in. Patricka Swayze’ego i Roba Lowe’a. Coppola zręcznie ukazuje antagonizm dwóch gangów, który za maską ideologicznych uwarunkowań kryje typowo ludzkie i pierwotne emocje, jak zazdrość, strach, chęć zdobycia władzy i zemstę. Powiedzmy, że film się jakoś tam zwrócił, gdyż nie kosztował dużo, ale dzisiaj już widzowie raczej nie dopisują, a oceny od krytyków są raczej średnie. Może trochę za dużo w Wyrzutkach udawanego realizmu, amerykańskiego popisywania się, że o gangach to tylko twórcy z USA potrafią opowiadać. Niemniej to film pełen materiału na przemyślenia, na czym polegają społeczne relacje; zwłaszcza te, których konsekwencje bywają nieodwracalne dla życia. Coppola oczywiście nie ustrzegł się w produkcji dziur i słabiej przemyślanych elementów. Generalnie obsada jest dobra, a Dillon okazuje się  najbardziej przekonujący w roli zbuntowanego nastolatka z problemami. Patrick Swayze też robi wrażenie, chociaż scenariusz w jednej chwili przedstawia go jako brutala, a następnie zmienia we współczującego kumpla i tym samym osłabia charyzmę aktora. Obraz kręcono w okolicach Tulsy, w plenerach i scenografiach, jakoś niezbyt przemawiających do mnie jako widza klimatem lat 60. Oczywiście nie żyłem w tych latach, ale znam inne filmy, które owe czasy w USA potrafiły zaprezentować o wiele sugestywniej.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA