Męski lęk przed waginą. Najlepsze FILMY FEMINISTYCZNE
Zdrowaś, Mario (1985), reż. Jean-Luc Godard
Podobne wpisy
Jean-Luc Godard nie byłby sobą, gdyby nie próbował szokować. Faktycznie mu się udało, gdyż połączył ze sobą dwa elementy tak skrzętnie kiedyś, przed wiekami, rozdzielone – seksualność egipskiej Izydy i przebóstwienie Marii Dziewicy. Nie ma w historii kina drugiego takiego filmu, który by tak dobrze metaforycznie przedstawił przeistoczenie panującego w basenie Morza Śródziemnego kultu Izydy w realizujący patriarchalne założenia kult dziewiczej matki Jezusa. Historia jest niezwykle ciekawa, lecz nie będę jej tutaj przedstawiał. Zainteresowanych odsyłam do książek z zakresu historii starożytnej i wczesnośredniowiecznej, ale tych bez tzw. imprimatur, tylko świadopoglądowo niezależnych. Godard postanowił nadać współczesnej Marii zarówno cechy chrześcijańskie, czyli te na modłę patriarchalną odessane z wszelkiej erotyki, jak i cechy egipskie, zaczerpnięte z pierwowzoru Marii, czyli Izydy, matki Horusa, przedstawianej w pozach prawie identycznych co Madonna z Dzieciątkiem. Zmysłowość, nagość, podniecenie, ciekawość, przyjemność cielesna, płodność – to owe cechy znienawidzone przez tzw. Ojców Kościoła. Takie podejście reżysera wywołało kontrowersje, gdyż zaprzeczyło tak forsowanemu przez kościół wizerunkowi skromnej kobiety, która nie tracąc dziewictwa, urodziła boskiego Jezusa, a resztę życia poświęciła na kontemplację czystości. Taka kobieta jest idealna – nigdy nie wyjdzie na ulicę strajkować, za to będzie pokornie służyć i rodzić dzieci. Zdrowaś, Mario Godarda jest kinem feministycznym w tym sensie, że dekonstruuje archetyp matki Jezusa, nadając mu cechy bardziej realne, namacalne, życiowe i odpowiadające potrzebom dzisiejszych kobiet. Niezależnych, ale wciąż potrzebujących niekiedy oparcia w symbolice religijnej. Otóż pełna erotyki święta Maria o wiele lepiej przemawia do tego, kim czuje się współczesna kobieta, niosąca krzyż swojej roli w męskim świecie.
Submission: Part 1 (2004), reż. Theo van Gogh
Reżyser przypłacił swoje filmowe eksperymenty życiem. W 2004 roku został zamordowany przez Mohammeda Bouyeriego. Jego współpracowniczce, feministce i antyislamistce Ayaan Hirsi Ali, ofierze kobiecego obrzezania, również grożono śmiercią. Motywem zabójstwa van Gogha była nienawiść religijna. Morderca nie mógł poradzić sobie emocjonalnie z krytyką wyznawanej przez siebie wiary, a w filmie Submission jest jej mnóstwo i ma charakter negacji podstaw islamu, a nie tylko marginalnie występujących w nim zjawisk. Polecam tytuł zwłaszcza wszystkim tym, którzy w swojej pracy psychologicznej i pedagogicznej zgłębiają religię jako taką, czyli zjawisko kulturowe, które jest źródłem i katalizatorem przemocy w różnych społecznościach. Mimo że krótki metraż Theo van Gogha odnosi się do zupełnie odmiennej kultury niż nasza oraz odmiennego typu religijności islamskiej niż postawa chrześcijańska, słuchając wypowiadającej się kobiety można odnieść wrażenie, że opowiada ona o sytuacjach, które zdarzają się tuż obok nas. Poza tym zarówno w islamie jak i u nas, np. w naszym polskim katolicyzmie, podobne zdarzenia są podobnie uzasadniane wolą Boga, kapłana, tradycji i tym podobnych transcendentnych wobec ofiary czynników uzasadniających jej sytuację i nakazujących pokorne doświadczanie cierpienia. Tak zwana patologiczna katolicka rodzina działa na tych samych patriarchalnych zasadach co patologiczna islamska rodzina, z tym że osadzenie kulturowe owych rodzin jest inne. Ciągle z gruntu świeckie społeczeństwo zachodnie nie pozwala jednak na prawne i religijne usankcjonowanie podobnych zachowań jak te przedstawione w Submission van Gogha.
Morvern Callar (2002), reż. Lynne Ramsay
Zadanie było proste – wypełnić wolę nieżyjącego chłopaka. Okazało się jednak wyjątkowo trudne, zwłaszcza przy konstrukcji osobowości głównej bohaterki. Morvern żyła w niewielkiej społeczności, gdzie wszystko było zaplanowane. Nie czekała na nią żadna przyszłość, zwłaszcza taka, w której poczułaby się doceniona jako kobieta. Śmierć chłopaka okazała się szansą na zmianę. Morvern z niej skorzystała i przepoczwarzyła się w kogoś zupełnie innego. Kobiecie również wolno. Świat w filmie Lynne Ramsay nareszcie przestał oceniać. Życie kobiecych bohaterek staje się rodzajem eksperymentu. Nikt nie wyznacza im granic, nie określa sposobu, w jaki mają się realizować. Są kobietami, ale przede wszystkim są wolnymi ludźmi. Ta perspektywa filmu jest najważniejsza. Przedstawia on bohaterki jako istoty ludzkie, a nazbyt często właśnie w stosunku do kobiet uważamy, że w ich jestestwie większą rolę odgrywa płeć niż przynależność gatunkowa.
Kolor purpury (1985), reż. Steven Spielberg
Steven Spielberg jednym ze swoim najambitniejszych filmów obraził chyba wszystkich; a dokładniej oni się obrazili, gdyż Spielberg jako twórca miał prawo do własnej interpretacji problemów rasizmu oraz poniżania ze względu na płeć. Zwolennicy supremacji białego koloru skóry przerazili się pokazaniem lesbijskiej miłości czarnoskórych kobiet. Afroamerykanie walczący o zniesienie segregacji rasowej z kolei zarzucili Spielbergowi rasizm. A przecież pokazał on jedynie przemoc w rodzinie, jaka zdarzała się w społeczeństwie niezależnie od koloru skóry. Na dodatek autorka powieści, Alice Walker, wytknęła Spielbergowi, że niezbyt garnął się do pokazania relacji homoseksualnej między Celią a Shug, jakby bał się opinii widzów. Autorka miała rację. Jej powieść i tak bardzo delikatnie ujmuje tę kwestię. Najwięcej na temat relacji możemy wyczytać z listów Celii do Nettie. Może Walker liczyła, że reżyser tym eterycznym sugestiom nada jakąś konkretniejszą fizycznie formę? Warto jednak docenić Spielberga za przetworzenie formalne materiału na film poruszający, zrozumiały i punktujący nierówności społeczne. Nie jest to może tytuł walczący, lecz bardziej poszerzający horyzonty, dla wielu feministek będzie więc nieco za mało rewolucyjny.