search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

KIRK DOUGLAS. Ostatni świadek Złotej Ery

Dawid Myśliwiec

9 grudnia 2016

REKLAMA

Perfekcyjny cios

Chyba najbliższą stuletniemu aktorowi postacią, nawet z dzisiejszej perspektywy, jest Midge Kelly, protagonista filmu Mistrz Marka Robsona z 1949 roku. Pierwsza tak znacząca rola Douglasa (premierowa nominacja do Oscara) jest także jedną z najbliższych jego życiorysowi. „Trudno być szczęśliwym, gdy jest się biednym. Byłem biedny przez całe moje życie. Naprawdę biedny. Wiesz, co to znaczy być naprawdę biednym? Biednym i głodnym?” – pyta główny bohater swoją ukochaną w jednej z początkowych scen Mistrza i gdy wypowiada te słowa, wiemy, że to nie postać przemawia, lecz sam Kirk. Choć występując w filmie Robsona, Douglas nie był jeszcze taką gwiazdą, jaką błyskawicznie staje się początkujący bokser w Mistrzu, można doszukać się więcej analogii pomiędzy życiorysem postaci i jej odtwórcy. Jeden z najlepszych filmów bokserskich w historii (świetne jak na tamte lata sekwencje walk w ringu!) był więc swego rodzaju przestrogą dla trzydziestotrzyletniego Kirka, ukazującą to, co może stać się z człowiekiem, gdy żądza osiągnięcia sukcesu wykorzeni z niego człowieczeństwo.

Kirk Douglas In 'Lust For Life'

Kolejne lata kariery Douglasa to więcej znakomitych ról i więcej znakomitości reżyserskich – pierwsza część aktorskiego dorobku Kirka jest bowiem o tyle specyficzna, że przez długi czas żaden z filmowców nie poprosił aktora o ponowną współpracę. Tendencja ta została przełamana dopiero w latach pięćdziesiątych przez Vincente Minellego, który ostatecznie współpracował z Douglasem czterokrotnie, dwukrotnie reżyserując go w kreacjach nominowanych do Oscara (Piękny i zły z 1952 roku i Pasja życia z 1956 roku). Nawet gdyby jednak tak się nie stało, Kirk nie miał powodu, by martwić się jednorazowym charakterem współpracy z reżyserami – wszak na liście nazwisk przed Minellim pojawiają się takie tuzy, jak Joseph L. Mankiewicz, Billy Wilder, Raoul Walsh, William Wyler czy Howard Hawks, a już po premierowym występie w filmie wielkiego Vincente Douglas zagrał też u Edwarda Dmytryka, Anatole Litvaka, Kinga Vidora, Johna Sturgesa i Stanleya Kubricka, słowem – u niemal wszystkich najwybitniejszych reżyserów Złotej Ery Hollywood. W 1950 roku Kirk wystąpił u boku swej przyjaciółki Lauren Bacall w Młodym człowieku z trąbką Michaela Curtiza, filmie, któremu wielu muzyków jazzowych zawdzięczało swą miłość do dźwięków, zaś rok później pojawił się w wybitnej, choć nikczemnie pominiętej przez Akademię roli dziennikarskiej hieny w Asie w potrzasku Billy’ego Wildera. Film ten zawierał w sobie także jeden z bardzo ważnych elementów wielu tworzonych przez Douglasa postaci – metamorfozę. Wielu bohaterów Kirka – Midge Kelly z Mistrza, Chuck Tatum z Asa w potrzasku, James McLeod z Opowieści o detektywie – przechodziło bowiem na ekranie wyraźną przemianę – niekiedy w dobrym, innym razem w złym kierunku, lecz to właśnie możliwość ewolucji osobowości postaci odgrywała niebagatelną rolę w procesie selekcji scenariuszy, jakiej dokonywał Douglas. Chciał grać bohaterów dynamicznych, niejednoznacznych, często miotających się pomiędzy skrajnymi cechami charakteru. Takie właśnie role znalazły bowiem większe uznanie w oczach ówczesnych członków Akademii, którzy nominacjami uhonorowali kreacje: zdeterminowanego, zepsutego pieniędzmi boksera, chorobliwie ambitnego producenta filmowego oraz pochłoniętego pasją i szaleństwem legendarnego malarza.

spartacus-5

Pomiędzy sukcesami

Między rokiem 1952 a 1956 Kirk Douglas grał sporo, choć żadna z ówczesnych produkcji nie zasługiwała na miano wybitnej. Owszem, 20.000 mil podmorskiej żeglugi ogląda się przyjemnie, bo to świetna propozycja z pogranicza kina przygodowego i science fiction, ale ani film Richarda Fleischera, ani Bezkresne niebo Howarda Hawksa czy Ulisses Mario Cameriniego nie były punktami zwrotnymi w karierze Douglasa. Z pomocą przyszedł więc Vincente Minelli, który zapragnął zatrudnić Kirka do roli nie byle kogo, bo samego Vincenta Van Gogha. W bardzo emocjonalnej i fenomenalnej estetycznie biografii holenderskiego postimpresjonisty czterdziestoletni aktor odnalazł się znakomicie, balansując pomiędzy artystyczną wrażliwością a psychologiczną niestabilnością bohatera. Później przyszedł rok 1957, bodaj najmocniejszy w karierze Douglasa – po raz kolejny wystąpił u boku Burta Lancastera (lub Lancaster u jego), którego mylnie uważano za przyjaciela Kirka, w świetnym westernie Pojedynek w Corralu O.K. Johna Sturgesa, a także po raz pierwszy zagrał – i to doskonale! – u Stanleya Kubricka w Ścieżkach chwały, tworząc dziś chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych swoich kreacji. Końcówka lat pięćdziesiątych także należała do mocnych w wykonaniu Douglasa – Wikingowie Richarda Fleischera, Ostatni pociąg z Gun Hill Johna Sturgesa czy wreszcie najgłośniejsza spośród ról Kirka, tytułowa w Spartakusie Kubricka to dokonania, o których zapomnieć nie sposób. Rola legendarnego przywódcy powstania niewolników w starożytnym Rzymie ma również znaczenie symboliczne – w niedawnej filmowej biografii Daltona Trumbo przypomniano o tym, iż Kirk Douglas był jednym z inicjatorów pomysłu, by to właśnie Trumbo, zwolennik komunizmu i znajdujący się na czarnej liście scenarzysta, napisał historię Spartakusa, a jego nazwisko znalazło się w napisach początkowych filmu. W tamtych latach twórcy figurujący na czarnej liście otrzymywali rządowy zakaz pracy w Hollywood, jednak Douglas i Kubrick nie zamierzali ukrywać, kto stoi za scenariuszem ich filmowej epopei. Co prawda rodzina Trumbo twierdzi, iż udział Kirka nie był tak duży, jak świadczyłby o tym ubiegłoroczny film Jaya Roacha, ale legenda pozostaje legendą.

lonely-kirk

Kolejną pozycją na pękającej w szwach liście sukcesów Kirka Douglasa był Ostatni kowboj Davida Millera z 1962 roku, według samego aktora (a także autora niniejszego tekstu) najlepszy film w dorobku gwiazdora. To nietuzinkowe dzieło łączy w sobie elementy kilku gatunków i konwencji: westernu, melodramatu, a także kina więziennego i sensacyjnego. Nostalgia za Dzikim Zachodem uosobiona jest w postaci Johna W. Burnsa, mężczyzny, o którym z początku wiemy niewiele, a i w toku historii poznajemy znikomą dawkę faktów na jego temat. Wiemy jednak, że jest niespokojnym duchem, niepokornym kowbojem, dla którego najwyższą wartością jest wolność. W sekwencji otwierającej Ostatniego kowboja Miller znakomicie zestawia jeżdżącego konno Burnsa z zatłoczoną autostradą, którą ten usiłuje pokonać w poprzek; także ostatnie ujęcie filmu, którego bohaterem jest samotnie spoczywający na drodze kapelusz, stanowi deklarację ogromnej tęsknoty za Dzikim Zachodem jako symbolem bezgranicznej wolności – być może nierzadko okupionej trudami życia, ale gwarantującej wierność samemu sobie.

W latach sześćdziesiątych Kirk wystąpił jeszcze w wielu popularnych tytułach, głównie o tematyce bitewnej – Wojnie o ocean Ottona Premingera, Bohaterach Telemarku Anthony’ego Manna czy też epickim Czy Paryż płonie René Clémenta – ale ostatnim arcydziełem Douglasa tej dekady (niektórzy mogą powiedzieć, że ostatnim w jego dorobku w ogóle) było Siedem dni w maju Johna Frankenheimera, doskonały przykład kina polityczno-szpiegowskiego, wiarygodnie przedstawiający szalenie napięte relacje między-, a także wewnątrzpaństwowe w czasach zimnej wojny. Kirk w roli skonfliktowanego wewnętrznie pułkownika, który odkrywa spisek w najwyższych instancjach rządu i armii USA, wypada wyśmienicie, a ogólny poziom aktorstwa w filmie Frankenheimera jest wręcz niebotyczny. Douglas, który miał już wówczas za sobą osiemnaście lat kariery, Siedmioma dniami w maju osiągnął jej punkt kulminacyjny, do którego nie dorównał już nigdy później. Występował co prawda w filmach dobrych i ważnych – jak Furia Briana De Palmy, Układ Elii Kazana czy Bez zobowiązań Guya Greena – a także zadebiutował jako reżyser (nakręcił słabo przyjęty Scalawag w 1973 roku i znacznie lepszy western Oddział w 1975 roku), ale żadna z ról Kirka po 1964 roku nie dorównywała najlepszym w jego dorobku.

W 1981 roku zapracował nawet na nominację do… Złotej Maliny za rolę w Saturn 3, kuriozalnym projekcie science fiction Stanleya Donena, który dziś obrósł swego rodzaju kultem. Choć był trzykrotnie nominowany do Oscara za role w latach pięćdziesiątych, statuetkę zdobył dopiero w 1996 roku – Akademia postanowiła uhonorować Kirka Douglasa za całokształt twórczości i trudno znaleźć lepszy sposób, by docenić jego aktorstwo. Bo nawet jeżeli przyjmiemy, że zawsze, gdy Izzy wznosił się na wyżyny, ktoś inny potrafił zagrać jeszcze lepiej, to przez większość kariery Douglas prezentował poziom aktorski, którego nie sposób nie wyróżnić.

Ryzyko, które się opłaciło

Gdy w 1949 roku zdecydował się wystąpić w Mistrzu Marka Robsona, musiał odrzucić propozycję zagrania w Wielkim grzeszniku Roberta Siodmaka, dzięki którym zarobiłby trzy razy tyle. Zaryzykował i chyba nigdy nie pożałował tej decyzji – podobnie jak tej o wystąpieniu za darmo w Wysokich drzewach Feliksa E. Feista z 1952 roku – tylko po to, by zerwać kontrakt z Warner Bros. Kilka lat później założył własną firmę producencką Bryna Productions, nazwaną na cześć matki Douglasa, dzięki czemu mógł sam zająć się produkcją filmów Kubricka czy Frankenheimera, które przyniosły mu sławę i uznanie. Dzięki ekstremalnie trudnym warunkom, w jakich się wychował, a także etosowi pracy wpojonemu Izzy’emu przez rodziców, nigdy nie sprzeniewierzył się swym zasadom, ani nie stracił majątku, którego dorobił się na znakomitych decyzjach aktorskich i producenckich.

Życie nie poskąpiło mu jednak gorzkich chwil nawet wtedy, gdy wydawało się, że postawił na swoim – w 1991 roku odniósł obrażenia w wypadku lotniczym nad lotniskiem w Santa Paula, lecz przeżył, co nie udało się dwóm innym uczestnikom tego zdarzenia. W 1996 roku doznał udaru, lecz i to go nie pokonało – już po tym wydarzeniu napisał siedem książek; od 1988 roku wydał ich łącznie jedenaście – głównie autobiograficznych, ale także powieści. Wspomniany wcześniej felieton dla Huffington Post napisał zaledwie dwa lata temu, a i dziś, gdy obchodzi jubileusz stulecia swych narodzin, Kirk Douglas jest lepszym symbolem życia i witalności niż wielu innych, młodszych od niego o kilka pokoleń aktorów.

korekta: Kornelia Farynowska

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA