PRZEWODNIK po JAPOŃSKIM HORRORZE. Mściwe demony o bladych twarzach i skośnych oczach
31 stycznia 1998 roku w kinach odległej Japonii odbyła się premiera filmu, który niespodziewanie odmienił oblicze światowego horroru. Autorem produkcji był Hideo Nakata, absolwent studiów dziennikarskich w Tokio, wówczas mało znany reżyser. Film opowiadał o tajemniczej taśmie wideo, po obejrzeniu której do widza dzwonił telefon, a głos w słuchawce informował go, że pozostał mu tylko tydzień życia. Ringu nie tylko stał się się oszałamiającym, światowym komercyjnym sukcesem, ale przede wszystkim uznaje się go za najsłynniejszy i najdoskonalszy przykład nowego wówczas nurtu kina grozy, nazwanego J-horrorem. Osobliwemu zjawisku rozgłosu nadała amerykańska kinematografia, która od 1998 roku zaczęła produkować remaki praktycznie każdego co ciekawszego japońskiego straszaka.
Podobne wpisy
Mimo, że to właśnie Nakatę uznaje się za ojca J-horroru, warto wspomnieć także o ludziach, którzy w latach 90. stworzyli podwaliny tego zjawiska. Jednym z takich twórców jest Norio Tsuruta. To autor tanich produkcji wideo z początku lat 90., w których dreszcze na ciele odbiorcy wzbudzać miała przede wszystkim atmosfera grozy budowana prostymi środkami filmowymi. Zmęczeni epatowaniem brutalnością i krwią, charakterystyczną dla horroru azjatyckiego we wcześniejszych dekadach, Japończycy szybko polubili Scary True Stories (1991–1992) Tsuruty, gdzie, poza atmosferą, strach wywoływały również duchy bladych kobiet o długich, prostych i czarnych włosach. Były to zresztą postaci doskonale znane w kulturze japońskiej, tyle że od jakiegoś czasu zupełnie o nich zapomniano. W tradycji tego kraju stanowiły bowiem, prawdopodobnie od zawsze, symbol urazy do żywych, wobec których musiały się z różnych względów mścić. Poza Tsurutą i Nakatą, stawiającym w tym okresie dopiero pierwsze kroki w reżyserii filmowej, należy wymienić również nazwisko Takashiego Shimizu. Przyszły twórca Klątwy Ju-on (2002) dał się bowiem poznać już wówczas jako autor przerażających krótkich metraży, w których po raz pierwszy wprowadził postać charakterystycznego ducha chłopca.
Z powyższego opisu początków J-horroru łatwo wywnioskować, że o interesującym nas nurcie nie sposób opowiadać bez wspominania o duchach, które na potrzeby filmów stworzono lub „ożywiono” według tradycyjnych przekazów. Są one zresztą głównym składnikiem tego niezwykle osobliwego podgatunku. Wiedza na ich temat pozwala lepiej zrozumieć J-horror, który czasami może okazać się dla nas, Europejczyków, tworem zbyt „egzotycznym”, a przez to ciężkostrawnym.