Connect with us

Recenzje

POJEDYNEK W CORRALU O.K.

W „POJEDYNKU W CORRALU O.K.” Wyatt Earp staje do legendarnej walki, łącząc historię Dzikiego Zachodu z filmowym mistrzostwem.

Published

on

POJEDYNEK W CORRALU O.K.

Wśród najważniejszych postaci w historii Dzikiego Zachodu, takich jak słynni przestępcy Jesse James czy Billy the Kid, znajdziemy również modelowego stróża prawa – Wyatta Earpa. Jak przystało na postać klasyczną, doczekał się on filmowych portretów, nierzadko autorstwa mistrzów gatunku – m.in. Johna Forda oraz Johna Sturgesa. Ten drugi, kojarzony z takimi tytułami jak Siedmiu wspaniałych czy Joe Kidd oraz z kinem wojennym w postaci Wielkiej ucieczki czy Orzeł wylądował, przedstawił słynnego szeryfa z Dodge City w ukończonym w 1957 roku Pojedynku w Corralu O.K., opowiadającym o najbardziej znanym epizodzie z życia Earpa. Choć obraz ten liczy sobie już ponad sześćdziesiąt lat, jest to jedno z tych dzieł, do których warto wracać, wyróżniające się nie tylko inspirowanym słynnymi wydarzeniami historycznymi tematem.

Advertisement

Tytułowy pojedynek, czy raczej regularna strzelanina, wydarzył się naprawdę w miejscowości Tombstone w Arizonie 26 października 1881 roku. Wzięli w nim udział reprezentanci amerykańskich sił strzegących porządku oraz członkowie lokalnej bandy The Cowboys. Po pierwszej ze stron stanęli szeryf federalny Wyatt Earp, jego bracia Morgan i Virgil (obaj w funkcji szeryfa) oraz John Henry „Doc” Holliday – przyjaciel Wyatta, znany awanturnik i hazardzista, tymczasowo w randze zastępcy szeryfa. Ich przeciwnikami byli bracia Ike i Billy Clanton oraz Tom i Frank McLaury. Strzelanina w O. K. Corralu była kulminacją długotrwałego i złożonego konfliktu między administracją oraz prawem USA a The Cowboys, przy istotnym udziale osobistych zatargów Earpów i Hollidaya z kowbojami.

Starcie w Tombstone to jedno z najbardziej rozpoznawalnych oraz klasycznych wydarzeń w historii Dzikiego Zachodu. Starcie pomiędzy stróżami prawa z jednej a występnymi kowbojami z drugiej strony idealnie oddaje klasyczną, westernową dynamikę ciągłego ścierania się dobra ze złem. Smaczku dodaje także niejednoznaczna postać „Doca” Hollidaya – w słusznej sprawie wspierającego system, z którym łączyły go raczej ambiwalentne relacje. Mamy więc w tej historii fundamentalną dla legendy Dzikiego Zachodu konfigurację, ze zmitologizowaną postacią wzorcowego stróża prawa, Wyatta Earpa, stojącego na czele praworządnego klanu szeryfów i zastępców (warto wspomnieć, że w legendzie Earpów zazwyczaj wycisza się ich szemraną przeszłość).

Advertisement

Wspierani honorowo przez Hollidaya, reprezentującego westernową zadziorność, konfrontują się z niesubordynowanymi, zdegenerowanymi przez zachodnią swobodę przestępcami. W ten sposób strzelanina w Corralu O.K., przez lata wszechstronnie opracowana historycznie i spopularyzowana w latach 30. przez książkę Wyatt Earp: Frontier Marshal, dostarcza doskonale skrojonej pożywki dla mitu, idealnie nadającego się do popularnych adaptacji.

Pojedynek w Corralu O.K., którego premiera odbyła się w maju 1957 roku, nie był pierwszym filmowym ujęciem historii Wyatta Earpa i jego towarzyszy. Po raz pierwszy historia strzelaniny w Corralu O.K. została przedstawiona na ekranie w 1932 roku w filmie Law and Order, później stała się materiałem m.in. dla Johna Forda w Mieście bezprawia (1946) oraz serialu telewizyjnego The Life and Legend of Wyatt Earp (1955-1961) Później z kolei konflikt w Tombstone doczekał się szczególnego dwugłosu w postaci Tombstone Kevina Jarre’ego i George’a Cosmatosa oraz Wyatta Earpa Kevina Costnera z początku lat 90. Łącznie Earp oraz jego towarzysze pojawili się w kilkudziesięciu produkcjach na małym i dużym ekranie, które zróżnicowane są ze względu na perspektywę oraz stosunek do dostępnych źródeł. Z historycznego punktu widzenia Pojedynkowi w Corralu O.K. nie przypada ani palma pierwszeństwa, ani chwała ujęcia pionierskiego; choć wpisuje się w klasyczny okres westernu lat 50.

Advertisement

, nie jest też najbardziej efektownym ujęciem przygód Earpa. A jednak pod wieloma względami jest to film znakomity, zarówno warsztatowo, jak i przez sposób ujęcia tematu. Odsuwając więc na bok rozważania na temat związku Pojedynku… z kontekstem historycznym i jego miejsca w zbiorze adaptacji tej samej historii, skupmy się na filmie samym w sobie.

Choć w tytule filmu z 1957 roku mówi się wprost o pojedynku z 1881 roku (jak nadmieniłem wyżej, jest to nieco niefortunne określenie, oryginalne „gunfight”, tłumaczone najbardziej trafnie jako „strzelanina”, nie sugeruje bynajmniej starcia jeden na jeden), to uwaga twórców skierowana jest na inny aspekt historii – nawet nie na sam konflikt organów ścigania z braćmi Clanton i McLaury. Osią filmu jest przede wszystkim relacja „Doca” Hollidaya i Wyatta Earpa, których szorstka, specyficzna przyjaźń jest centralnym tematem, jak się wydaje, interesującym Sturgesa i spółkę. Dlatego też zanim udamy się do osławionego Tombstone, Pojedynek w Corralu O.

Advertisement

K. pokazuje nam pierwsze (a przynajmniej przełomowe) spotkanie Earpa i Hollidaya w Fort Griffn i genezę ich zażyłości zrodzonej w starciu z opryszkami Shanghaia Pierce’a w Dodge City. To za pośrednictwem dwóch głównych postaci Pojedynek… ukazuje spektrum moralnych dylematów i specyfikę Dzikiego Zachodu, gdzie nieustannie dochodzi do spięć, a zepsucie niejednokrotnie dotyka też organów ścigania. Słynne zdarzenia z Tombstone oraz tytułowa strzelanina stanowią temat dopiero drugiej części filmu – wprowadzone zostają, gdy już dobrze poznamy głównych bohaterów, ich motywacje oraz postawę wobec świata.

Ten prosty zabieg jest wart zauważenia, ponieważ dzięki niemu, pomimo że film Sturgesa trwa niecałe dwie godziny, mniej więcej w połowie opowieści jesteśmy już mocno zżyci z bohaterami, których rozumiemy, co umożliwia z kolei kluczowe w konwencji zaangażowanie emocjonalne w ich losy.

Advertisement

Warstwa obyczajowo-interpersonalna Pojedynku… dominuje dyskretnie nad wymiarem rozrywkowej akcji, przez co na pierwszy plan wysuwają się dwie główne postaci, w które wcielają się dwie ikony amerykańskiego kina. Pomnikowego Wyatta Earpa, stróża prawa, porządku i moralności (którego nieugięty kręgosłup etyczny jest tak wyraźny, że dość często inni bohaterowie pozwalają sobie na ironiczne żarty pod jego adresem), gra klasyczny hollywoodzki twardy przystojniak, Burt Lancaster. Przeciwwagą dla nieskazitelnej i nieco wyniosłej figury Earpa jest schorowany, porywczy i cyniczny „Doc” Holliday, grany przez Kirka Douglasa.

Obydwaj ze swoich zadań wywiązują się wzorowo – Lancaster bezbłędnie ucieleśnia moralne walory Earpa oraz jego powściągliwy autorytet ikony amerykańskiego prawa, a Douglas w znakomity sposób wydobywa z Hollidaya półtony egzystencjalnego zmęczenia pomieszanego z oschłym pragmatyzmem i poczuciem humoru. Różnice charakteru zostają przeniesione również na filmową narrację – najlepiej widać to w wątkach uczuciowych obydwu postaci. Romans Earpa i Laury Denbow (Rhonda Fleming) ujęty jest w konwencjonalną melodramatyczną dynamikę, z inicjalną niechęcią, romantycznymi schadzkami i zakłócającym harmonię obowiązkiem szeryfa wobec społeczeństwa; z kolei związek chorego na gruźlicę Hollidaya i Kate Fisher (Jo Van Fleet) przyjmuje raczej kształt pesymistycznego dramatu obyczajowego, z akcentem położonym na toksyczną relację i przyziemne trudności.

Advertisement

Specyficzny dialog między Wyattem a „Dokiem” ustanowiony zostaje w otwarciu, gdy legendarny już szeryf Earp jest świadkiem jednego z osławionych ekscesów Hollidaya. W Pojedynku… raz po raz cechy jednego będą wspomagać w kryzysowej sytuacji drugiego – wykraczające poza prawne regułki poczucie sprawiedliwości Earpa uratuje skórę „Docowi”, który odwdzięczać się będzie nutą improwizacji i brawury, przechylającą szalę na korzyść Earpa w sytuacjach kryzysowych. Skontrastowani Earp i Holliday okazują się więc doskonałym duetem, pomimo przeciwności łączonym przez wspólne wartości honoru i sprawiedliwości.

Obaj starają się pozostać wierni własnemu sumieniu i wartościom, co nie jest łatwe w świecie zdominowanym przez występek, arogancję i korupcję. Właśnie to zmaganie z realiami buduje pomiędzy nimi analogię, stanowiącą podstawę przyjaźni. To porozumienie jest równocześnie istotą filmu, spinającego w pewien sposób w jedną całość dualizm Dzikiego Zachodu, którego etos zawieszony jest pomiędzy dążeniem do społecznego porządku hołdującego tradycyjnym wartościom a awanturniczym szelmostwem.

Advertisement

Oczywiście jednak Pojedynek w Corralu O.K. nie oferuje jedynie sprawnie rozpisanej opowieści o konfrontacji typów osobowości, łącząc ten walor z cechami rasowego westernowego kanonu. Kolejne etapy relacji Earpa i Hollidaya wyznaczane są przez epizody, w których ścierają się oni (słownie lub fizycznie) z mniej moralnymi przedstawicielami Dzikiego Zachodu. Są to znakomicie skonstruowane, narracyjnie angażujące i budujące napięcie sekwencje, rozplanowane zgrabnie po całym filmie, przez co nadają opowieści dynamizm. Każdy fragment Pojedynku… cechuje się świetną dramaturgią, która czyni seans bardzo płynnym i przyjemnym.

W balansie między całością opowieści a siłą jej detalu widać kunszt reżyserski. Sturgesowi wystarczy oszczędna sceneria saloonu i ledwie zasygnalizowany punkt zaczepienia pomiędzy kilkoma osobami – westernowa klisza – by zawładnąć uwagą widza i przekazać mu bez zbędnych fajerwerków buzującą w całej sytuacji tłumioną agresję i niepokój.

Advertisement

W osiągnięciu takiego efektu duża jest zasługa Warrena Lowa, który zresztą za Pojedynek… otrzymał nominację do Oscara za najlepszy montaż. Płynny i dynamiczny, spaja wszystkie elementy filmu w przekonującą całość, wyważoną pomiędzy akcją a dramatem i przepełnioną antycypacją finalnego koncertu na osiem luf. Low odpowiada też za doskonałe wrażenie wywoływane przez strzelaninę w tytułowym Corralu. Proste, ale efektowne starcie stanowi godne zwieńczenie całego filmu, dając ujście kumulowanej gatunkowej energii, której erupcja oczyszcza i puentuje budowaną skrupulatnie fabularną układankę.

Jest to też moment całkowitego zjednoczenia Earpa i Hollidaya, którzy w momencie walki porzucają swoje maski, koncentrując się na fizycznej, brutalnej walce ze złem. Cała dynamika relacji między nimi, między prawem a bezprawiem, moralnością a zawadiactwem, harmonią i przemocą – w tej jednej bezbłędnej sekwencji znajduje swoje rozwiązanie, ujawniając istotę świata Dzikiego Zachodu i rdzeń westernu jako gatunku. Wszystkie bowiem konflikty postaw, tożsamości i poczucia obowiązku ulegają zatarciu, sprowadzając się do pozbawionej skrupułów konfrontacji strzelców. Wiedział o tym Sam Peckinpah, tworząc nieco później pamiętne balety przemocy; wiedział i Sturges, który wraz z Lowem w innej, mniej szokującej i bardziej subtelnej konwencji po mistrzowsku wkomponował w swój film twardą walkę rewolwerowców – kwintesencję westernowej ikonografii.

Advertisement

W efekcie Pojedynek w Corralu O.K. jest wzorcowym przykładem westernu nakręconego w klasyczny sposób, zapewniający wysokiej jakości rozrywkę przy jednoczesnym oddaniu ducha świata przedstawionego. Choć w filmografii Johna Sturgesa pod względem popularności i kultowego statusu Pojedynek… ustępuje o trzy lata późniejszym Siedmiu wspaniałym, jest on jednym z najlepszych dokonań tego reżysera, bez wątpienia stanowiącym jeden z klasyków gatunku, wyznaczających jego tożsamość i stanowiących punkt odniesienia dla innych filmów. Ta adaptacja losów Wyatta Earpa i „Doca” Hollidaya zawiera bowiem wszystko, co powinien zawierać jakościowy film o Dzikim Zachodzie – ciekawie zestawionych, wiarygodnych bohaterów zagranych przez doborową obsadę, przejrzystą i dynamiczną narrację oraz mieszankę wyrazistej akcji z kompleksowym przedstawieniem sytuacji.

Nie ukrywam, że Pojedynek w Corralu O.K. to jeden z pierwszych westernów, jakie (świadomie) widziałem, i należy do moich ulubionych filmów tego gatunku, dziełem, które znam niemalże na pamięć. Ale sentyment nie jest jedynym powodem mojego uczucia do obrazu Johna Sturgesa, który za każdym kolejnym odświeżeniem broni się w jednakowy sposób i który już kilka razy odkrywałem na nowo.

Advertisement

W momencie premiery film zyskał duże uznanie, zdobywając dwie nominacje do Oscara (oprócz wspomnianej dla Warrena Lowa pojawiła się też nominacja za dźwięk dla George’a Duttona). Do kanonu przeszła też ballada Dimitriego Tiomkina napisana na potrzeby filmu, dopełniająca wdzięku filmu Sturgesa. Na koniec warto wspomnieć, że reżyser zdawał się nie mieć poczucia wyczerpania tematu Wyatta Earpa i jego towarzyszy, ponieważ dekadę później nakręcił mniej głośną – acz również udaną – Godzinę ognia z Jamesem Garnerem i Jasonem Robardsem w rolach głównych. Ten swoisty sequel rozpoczyna się słynną strzelaniną, by następnie skoncentrować na jej skutkach (czym w geście oddania większej niż w 1957 roku sprawiedliwości faktom historycznym reżyser podważył poniekąd epilog Pojedynku.

..). Taka autopolemika nie podważa jednak wartości Pojedynku w Corralu O.K., ale wskazuje raczej na potencjał drzemiący nieprzerwanie w adaptowanej przez Sturgesa historii, która sprowokowała go do dwukrotnego zmierzenia się z nią. O potencjale tym decyduje mnogość niuansów dotykających fundamentów mitu Dzikiego Zachodu i tożsamości westernu, który to walor wyraźnie widoczny jest w znakomicie nakręconym Pojedynku w Corralu O.K. – broniącym się zarówno autonomicznie, jak i w szerszym kontekście.

Advertisement

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, czarnego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.