search
REKLAMA
Recenzje

SATURN 3. Kampowe science fiction z gwiazdorską obsadą

Film fantastycznonaukowy Stanleya Donena z 1980 roku.

Maciej Kaczmarski

13 marca 2024

REKLAMA

Na papierze był to murowany przebój: ceniony reżyser, znane nazwiska w rolach głównych, doświadczona ekipa techniczna, wysoki budżet, wyrafinowana scenografia i nowatorskie efekty specjalne. Co zatem poszło nie tak?

Akcja toczy się w odległej przyszłości na eksperymentalnej stacji badawczej położonej na jednym z księżyców Saturna – Tetydzie (znanym też jako Saturn III). Jedynymi pracownikami stacji są starszy mężczyzna Adam oraz jego młoda asystentka i zarazem kochanka Alex. Naukowcy nadzorują tam hydroponiczną uprawę roślin przeznaczonych na pokarm dla mieszkańców przeludnionej, cierpiącej głód i skażonej Ziemi. Adam i Alex stworzyli na stacji ciepłą, bezpieczną namiastkę domu, ale będą musieli skonfrontować się z niebezpiecznym intruzem – kapitanem Bensonem, który zamordował innego oficera i zajął jego miejsce w statku kosmicznym zmierzającym na Tetydę. Benson montuje robota Hektora: zaawansowany model z serii „Półbogów”, którego mechaniczna konstrukcja jest napędzana aktywnością ludzkiej tkanki mózgowej połączonej bezpośrednio z umysłem Bensona, i informuje naukowców, że już wkrótce Hektor zastąpi Adama. Ale sztuczna inteligencja uwięziona w metalowym cielsku przejmuje psychopatyczne cechy swego konstruktora i buntuje się przeciwko ludziom. Stacja badawcza staje się śmiertelną pułapką.

Pomysł na Saturna 3 zrodził się w głowie Johna Barry’ego (nie mylić z kompozytorem o dokładnie takich samych personaliach) – brytyjskiego scenografa, który pracował m.in. przy Mechanicznej pomarańczy (1971) Stanleya Kubricka, Gwiezdnych wojnach (1977) George’a Lucasa i Supermanie (1978) Richarda Donnera. Barry nie miał jednak doświadczenia w pisaniu scenariuszy, więc skrypt powierzono pisarzowi Martinowi Amisowi. Powstało kilka różnych wersji scenariusza rozmaitego autorstwa, bo koncepcja fabuły ulegała ciągłym zmianom. Farrah Fawcett przyjęła ofertę zagrania Alex, role Adama i Bensona zaproponowano zaś Seanowi Connery’emu i Michaelowi Caine’owi, ale obaj aktorzy odmówili – i w ten sposób w obsadzie znaleźli się Kirk Douglas i Harvey Keitel. Za kamerą stanął John Barry, dla którego miał to być reżyserski debiut. Filmowiec wyobrażał sobie Saturna 3 jako niskobudżetowe science fiction, ale producenci Stanley Donen i Lew Grade z firmy ITC Entertainment wierzyli w sukces filmu i wyłożyli na produkcję 10 milionów dolarów (dla porównania pierwsza część Gwiezdnych wojen kosztowała tylko milion więcej).

Gdy ustalono już wersję scenariusza, obsadę i realizatorów, zaczęła się przedprodukcja. W studiach Shepperton pod Londynem prawie 80 rzemieślników przez cztery miesiące budowało replikę stacji kosmicznej zaprojektowaną przez scenografa Stuarta Craiga. Przypominała ona ogromny labirynt do tego stopnia, że trzeba było stworzyć mapę, bo w początkowej fazie prac nad filmem członkowie ekipy gubili się na planie. Specjalista od efektów specjalnych Colin Chilvers przygotował projekt robota Hektora, posiłkując się anatomicznymi rysunkami Leonarda da Vinci. Konstrukcja kilku egzemplarzy mierzącego dwa i pół metra robota trwała blisko dwa lata i kosztowała ponad milion dolarów. Obsługa zdalnie sterowanego Hektora wymagała trzech zespołów liczących 20 techników. Robot nie był łatwy we współpracy i często szwankował (szczególnie podatna na usterki była jego mała głowa osadzona na cienkiej szyi), poza tym został on zmontowany przez zewnętrzną firmę w sposób, który utrudniał naprawę. Kontrola nad Hektorem stała się łatwiejsza, gdy Chilvers i jego ludzie przebudowali najwrażliwsze elementy metalowego golema.

Zdjęcia ruszyły na początku 1979 roku. Dwa tygodnie po pierwszym klapsie Barry zrezygnował z funkcji reżysera, którą przejął po nim Stanley Donen, autor m.in. Deszczowej piosenki (1952) i innych musicali z Gene’em Kellym. Powody rezygnacji Barry’ego różnią się w zależności od źródła – jedne mówią o jego braku doświadczenia reżyserskiego, inne wskazują na konflikty z aktorami, zwłaszcza z Kirkiem Douglasem. Gwiazdor narzekał, że początkujący reżyser poświęca znacznie więcej czasu i uwagi robotowi niż aktorom. Douglas był jednocześnie nadmiernie zaabsorbowany podtrzymywaniem swojego wizerunku energicznego, fizycznie sprawnego mężczyzny – choć kilka tygodni wcześniej skończył 62 lata – więc naciskał na dodanie scen, w których mógłby pokazać się w negliżu (Martin Amis sparodiował go w satyrycznej powieści Forsa, gdzie występuje starzejący się aktor Lorne Guyland zafiksowany na swoim ciele). Po złożeniu rezygnacji John Barry został asystentem reżysera przy Imperium kontratakuje (1980) Irvina Kershnera. Pewnego dnia zemdlał na planie i trafił do szpitala; nazajutrz zmarł na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.

Jeśli nie liczyć ekranizacji Małego księcia z 1974 roku, Saturn 3 był pierwszym filmem science fiction w dorobku Stanleya Donena. Reżyser nie czuł się dobrze w tej konwencji, a na domiar złego nie potrafił odnaleźć wspólnego języka z Keitelem. Keitel, wyznawca aktorskiej metody, miał wiele pytań na temat granej przez siebie postaci, które Donen zbywał lekceważącymi uwagami, zarazem zmuszając aktora do nieskończonych dubli. Ponadto reżyser uważał, że brookliński, dość „uliczny” akcent Keitela nie pasuje do inteligenta Bensona, więc w postprodukcji aktor został zdubbingowany przez Roya Dotrice’a – brytyjskiego aktora, który na potrzeby Saturna 3 naśladował… akcent amerykański. Na tym nie koniec: w finalnej wersji filmu wykorzystano tylko jedną scenę wyreżyserowaną przez Barry’ego (gra w szachy z udziałem Adama i Hektora), usunięto zaś dwie sekwencje nakręcone przez Donena, bo Lew Grade uznał je za niesmaczne. Cięciom uległa również ścieżka dźwiękowa Elmera Bernsteina – kompozytor napisał godzinę muzyki, z której użyto zaledwie kilka minut (pełną wersję soundtracku wydano na CD w 2006 roku).

Saturn 3 trafił na ekrany amerykańskich kin w lutym 1980 roku, widzowie brytyjscy musieli czekać na premierę do maja. Wpływy wyniosły niespełna 5 milionów dolarów, a więc dwa razy mniej niż koszty filmu, co w połączeniu z finansową porażką Podnieść Titanica (1980) Jerry’ego Jamesona – innego kosztownego tytułu ze stajni ITC Entertainment – stanowiło początek końca producenckiej kariery Lwa Grade’a. Krytycy nie zostawili suchej nitki na obrazie Donena. „Film jest niesamowicie głupi, całkowicie nieprawdopodobny z naukowego punktu widzenia i jako taki stanowi haniebną stratę pieniędzy” [1] – pisał Roger Ebert, a wtórowali mu m.in. Paul M. Sammon („Krwawy, wtórny thriller” [2]) oraz P.J. Snyder („Niechlujna, tandetna produkcja z rodzaju tych, które w powszechnym przekonaniu są po prostu łykane przez wielbicieli SF” [3]). Marshall Fine, autor biografii Keitela, nazwał Saturn 3 „nadirem jego kariery” [4]. Film dostał trzy nominacje do Złotej Maliny (najgorszy film, aktor [Douglas] i aktorka [Fawcett]) i dwie do Stinkers Bad Movie Award (najgorsza aktorka [Fawcett] i ekranowa para [Douglas i Fawcett]). Ale statuetek nie otrzymał.

Trudno nie zgodzić się z powyższymi zarzutami krytyków i nominacjami do antynagród. Poziom aktorstwa dobrych przecież aktorów w Saturnie 3 jest fatalny, ale to głównie wina niedorzecznego scenariusza pozbawionego jakiejkolwiek wiarygodności – nie tylko naukowej, jak wskazywał Ebert, ale i psychologicznej. Tekst nie dawał szans na stworzenie trójwymiarowych postaci uwikłanych w logiczną akcję, umożliwił natomiast realizację szeregu nonsensownych scen składających się w absurdalną całość, która wywołuje mimowolny rechot. Nie sposób powstrzymać się od śmiechu, oglądając nagiego, pomarszczonego jak rodzynek Douglasa uprawiającego zapasy na śmierć i życie z rozwścieczonym Keitelem czy tego drugiego, gdy w trakcie walki z metalowym potworem wrzeszczy (nie swoim głosem, przypomnijmy): „Trzeba wyjąć mu mózg!”. Nie da się też zachować powagi, przysłuchując się dialogowi Keitela i Fawcett: „Masz wspaniałe ciało, mogę z niego skorzystać?”, zaleca się Keitel, na co ona odpowiada, że jest z Adamem. „Tylko do osobistej konsumpcji? Na Ziemi to karygodne!” – oburza się Keitel. Takich dialogów jest tu dużo więcej.

Mimo wszystkich tych wad warto obejrzeć Saturna 3 – jeśli nie dla niezamierzonego komizmu, to choćby dla oszałamiającej oprawy wizualnej. Początkowe sekwencje filmu stanowią hołd dla 2001: Odysei kosmicznej (1968) Stanleya Kubricka i nie jest to najgorszy wzór do naśladowania. Dbałość realizatorów o najdrobniejsze detale techniczne jest porównywalna do obsesyjnej staranności tego reżysera i ujawnia się w imponujących efektach specjalnych, stylowej scenografii i eleganckich kostiumach (niektóre skafandry i hełmy jednoznacznie kojarzą się z uniformami w Gwiezdnych wojnach). Wygląd i animacja robota Hektora również robią dobre wrażenie. Czuć w tej produkcji prawdziwe oddanie, czuć maestrię i opanowanie filmowego rzemiosła do perfekcji. Ale kino to nie tylko ruchome obrazki, lecz także historie, a ta w Saturnie 3 pozostawia wiele do życzenia. Gdyby twórcy podeszli do scenariusza z podobnym pietyzmem i zaangażowaniem, co scenografowie, kostiumolodzy i fachowcy od efektów specjalnych Saturn 3 byłby majstersztykiem, a nie kampowym filmidłem o zmarnowanym potencjale.


[1] R. Ebert, Saturn 3, tłum. własne, „Chicago Sun-Times”, 19 lutego 1980.
[2] P.M. Sammon, Saturn 3 film review, tłum. własne, „Cinefantastique Magazine” vol. 10 #1, 1980.
[3] P.J. Snyder, Film & Television, tłum. własne, „Ares”, maj 1980.
[4] M. Fine, Harvey Keitel: The Art of Darkness, tłum. własne, New York 1998, s. 129.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA