JON BERNTHAL. Z Waszyngtonu przez Moskwę do Hollywood
Był przystojnym nieznajomym w jednym z odcinków Jak poznałem waszą matkę, w Wilku z Wall Street szmuglował grube miliony do podatkowych rajów, a w Sicario próbował zamordować samą Emily Blunt. Od kilku lat jego kalendarz pęka w szwach, a w niedalekiej przyszłości na ekrany trafi co najmniej sześć filmów z jego udziałem. Tylko w 2017 roku wystąpił w pięciu filmach pełnometrażowych i zagrał tytułową rolę w jednym z najgorętszych seriali sezonu. Jon Bernthal to dziś zdecydowanie jeden z najbardziej zapracowanych aktorów w Hollywood, a wkrótce może zamienić pozycję etatowego „drugoplanowca” na status prawdziwej gwiazdy.
Pochodzący z Waszyngtonu aktor jeszcze w ubiegłej dekadzie był jednym z wielu mało znanych osobników, którzy regularnie przewijają się przez najróżniejsze seriale w ramach gościnnych występów, jednocześnie łapiąc się każdej nadarzającej się okazji do zagrania w filmie. Jakimkolwiek. Dziś trudno uwierzyć, że facet, który jest Punisherem, grywał epizody w tytułach pokroju zerobudżetowego Tony ‘n’ Tina’s Wedding (2004) czy telewizyjnej Zemsty kobiety w średnim wieku (2004), licząc na to, że jeden z kolejnych projektów przyniesie przełom w jego karierze. Ciężko bowiem pracował na to, by osiągnąć sukces – jako syn prawnika nie musiał co prawda walczyć o chleb, ale wybrał nieoczywistą ścieżkę na szczyt. Za namową jednego z wykładowców Saratoga College, uczelni, której ostatecznie nie ukończył, Bernthal postanowił kształcić się aktorsko nie w jednym z najsłynniejszych konserwatoriów, takich jak Juilliard czy The Actors Studio (oba z Nowego Jorku), lecz… w Moskwie. Pobieranie nauk na ziemi odwiecznego wroga nie jest czymś, na co decyduje się wielu amerykańskich artystów, ale po latach Bernthal postrzega tę decyzję jako jedną z najlepszych w swym życiu. W jednym z wywiadów przyznał, że nie tylko zakochał się w rosyjskim kinie i kulturze, ale też nabrał szacunku dla sztuki, którego nie mieli wówczas jego koledzy po fachu w Stanach.
Jego surowy, chropowaty wizerunek sprawia, że trudno uwierzyć, iż 20 września skończył dopiero 41 lat. Większość kreowanych przez Bernthala postaci to mężczyźni wyraźnie doświadczeni przez los, często nieokrzesani i brutalni, przyzwyczajeni do życia na krawędzi. Ale nie zawsze tak było – pierwsze aktorskie szlify zbierał jeszcze przed przenosinami do Moskwy, gdy razem z innymi studentami college’u w Saratodze założył trupę teatralną Fovea Floods. Grali wtedy niemal wszystko, a po debiucie wiosną 1996 roku w adaptacji Szkarłatnej litery, gdzie wcielił się w Rogera Chillingwortha, Bernthal złapał aktorskiego bakcyla na całego.
To za namową Almy Becker, która reżyserowała jego debiutancki występ, wybrał się do Moskwy, a po przenosinach z Rosji do Nowego Jorku w dalszym ciągu realizował się scenicznie. Na przełomie milleniów Jon występował w licznych przedstawieniach w lokalnych teatrach oraz Off-Broadwayu, jednak było mu trudno zdobywać role poza działalnością Fovea Floods, które nadal współtworzył z kolegami z dawnej uczelni. Szukając zatrudnienia, Bernthal dotarł w końcu do Los Angeles, gdzie starał się zaistnieć na ekranie. Choć początkowo role telewizyjne i filmowe miały być tylko tłem dla działalności teatralnej, po kilku latach Jon postanowił zaryzykować i postawić na karierę w Hollywood. Dziś wiemy, że ryzyko się opłaciło.
Do 2006 roku występy Bernthala na ekranie ograniczały się niemal wyłącznie do epizodów w serialach kryminalnych, takich jak CSI: Miami czy Prawo i porządek. Pierwszym dużym tytułem, w którym pojawił się w kinie, było World Trade Center Olivera Stone’a, ale niewielką rolę policjanta trudno uznać za przełomową. Inaczej było w przypadku sitcomu The Class, który choć miał krótki żywot, zaskarbił sobie sporą przychylność widzów. Serial stworzony przez współautora legendarnych Przyjaciół, Davida Crane’a, liczył zaledwie 19 odcinków, ale dało to Bernthalowi wystarczająco dużo czasu, by wykreować lubianą postać Duncana Carmello, pracownika budowlanego, który próbuje odświeżyć relacje ze swą szkolną sympatią. Skasowanie dobrze zapowiadającego się serialu było zapewne ciosem dla obsady (kilkorgu aktorom kariera nie ułożyła się tak pomyślnie, jak Jonowi), ale Bernthal konsekwentnie zabiegał o kolejne występy w kinie i telewizji.
Epizod w gwiazdorsko obsadzonym thrillerze Odwrócić przeznaczenie (2007) Jieho Lee i pierwszoplanowe role w niezależnych produkcjach pokroju Dnia zero (2007) Bryana Gunnara Cole’a czy Bar Starz (2008) Michaela Pietrzaka nie mogłyby co prawda uchodzić za kamienie milowe w jakiejkolwiek aktorskiej karierze, ale Jon nie tracił rezonu. Ogrywał się w niedużych produkcjach i chodził na przesłuchania, by ani na chwilę nie wypaść ze świadomości reżyserów castingu i producentów. Zapowiedź odmiany losu przyszła już w 2009 roku, kiedy Bernthal „załapał się” do kontynuacji Nocy w muzeum Shawna Levy’ego, gdzie wystąpił u boku Bena Stillera i Robina Williamsa, oraz kolejnego „jednosezonowca”, czyli serialu Eastwick.
Podobne wpisy
O ile wcześniejsze romanse Jona z telewizją nie pchnęły jego kariery znacząco do przodu, o tyle ogromna popularność serialu The Walking Dead (próbowano w Polsce forsować tytuł Żywe trupy, ale nadaremnie) uczyniła z Bernthala niemałą gwiazdę. Choć jego udział w zombie-projekcie Franka Darabonta zakończył się na drugim sezonie (obecnie trwa seria numer 8), fani serialu wciąż doskonale pamiętają charyzmatycznego i porywczego Shane’a Walsha, który był swoistym rewersem szlachetnego przywódcy grupy ocalałych, Ricka Grimesa (Andrew Lincoln). The Walking Dead katapultowało Jona do sławy – jeszcze w tym samym 2010 roku pojawił się w niewielkiej roli u Romana Polańskiego w Autorze widmo, a także pojawił się w dwóch odcinkach słynnej wojennej miniserii Pacyfik. Gdy wydawało się, że Bernthal na dobre zakotwiczy w telewizji, w której wówczas miał coraz mocniejszą pozycję (także dzięki roli w kolejnym projekcie Darabonta, jednosezonowym Mob City), mniej więcej w 2013 roku Jon znacznie mocniej postawił na kino.
Właśnie wtedy pojawił się w Infiltratorze Rika Romana Waugha (z którym po czterech latach ponownie spotka się na planie Skazanego), Legendach ringu Petera Sagala, gdzie partnerował Robertowi De Niro i Sylvestrowi Stallone’owi, a przede wszystkim Wilku z Wall Street Martina Scorsesego, gdzie zagrał bardzo wyrazistą i charyzmatyczną postać, która ma niebagatelne znaczenie dla powodzenie projektu prowadzonego przez głównego bohatera. Rok później przyszła natomiast rola, którą Bernthal tak oto wspominał w jednym z wywiadów: „Niewiarygodnie wymagające. To był prawdziwy czołg. Żyliśmy w tym czołgu, szczaliśmy i sraliśmy w nim”. Furia (2014) Davida Ayera, bo o tym filmie mowa, dawała Jonowi mnóstwo wolności, dzięki której mógł zaprezentować całą paletę emocji porywczego członka załogi tytułowego czołgu. Kto wie, czy nie jest to jedna z jego najlepszych ról.
Od 2015 roku Jon Bernthal niemal nie schodzi z ekranów, a co ważniejsze – występuje w najważniejszych tytułach poszczególnych sezonów. Zagrał w Sicario (2015) Denisa Villeneuve’a, pojawiając się też w prawdziwym hicie sceny niezależnej, Earl i ja, i umierająca dziewczyna (2015) Alfonso Gomeza-Rejona, w 2016 roku wystąpił u boku Bena Afflecka w Księgowym Gavina O’Connora, a obecny sezon to już prawdziwe zalew dużych produkcji z mniejszymi lub większymi rolami Bernthala. W uwielbianym przez publiczność Baby Driver Edgara Wrighta robi to, co umie doskonale – jest nieobliczalnym bandytą – zaś we wspomnianym wyżej Skazanym należy do aryjskiego gangu rządzącego więzieniem o zaostrzonym rygorze. Rok 2017 to jednak przede wszystkim marvelowski The Punisher, gdzie Jon wreszcie gra prawdziwe pierwsze skrzypce, poprawiając nieco wizerunek komiksowego uniwersum Netflixa (po wpadkach z Iron Fist i The Defenders). Po kilkunastu występach w roli Franka Castle na planie Daredevila Bernthal dostaje wystarczająco dużo czasu i miejsca, by skonstruować kultową postać Marvela w dokładny i wiarygodny sposób. Bez względu na to, jaka przyszłość czeka Punishera, Jon udowodnił, że niestraszny mu pierwszy plan i tytułowa rola, dzięki czemu w kolejnych latach z pewnością nie będzie już musiał grywać ogonów.
W realizowanym właśnie First Man Damiena Chazelle’a gra Dave’a Scotta, siódmego w historii astronautę, który stanął na Księżycu, zaś na etapie postprodukcji jest film Widows jednego z najzdolniejszych reżyserów Hollywood, Steve’a McQueena. To tylko dwa spośród kilku już dziś zapowiedzianych projektów z udziałem Jona Bernthala, który przeszedł długą drogę od studenta aktorstwa w Moskwie przez członka studenckiej trupy teatralnej do odtwórcy roli jednej z najbardziej kultowych postaci światowego komiksu. Chłopak z Waszyngtonu, na widok którego większość z nas prawdopodobnie na wszelki wypadek przeszłaby na drugą stronę ulicy, na przestrzeni ostatnich kilku lat wielokrotnie potwierdzał, że ma w sobie niesamowitą pasję do aktorstwa i potencjał. Nadszedł już czas, by ktoś wreszcie w pełni go wykorzystał.
korekta: Kornelia Farynowska