DLACZEGO JUŻ NIGDY NIE OBSTAWIĘ OSCARÓW, czyli jak rok temu w głupi sposób straciłem dużo pieniędzy
Zawsze uważałem, że mam szczęście. Od kilku lat uważam również, że wiem na temat filmów nieco więcej niż przeciętny niedzielny widz. Naturalną koleją rzeczy było więc spróbowanie swoich sił w oscarowej “bukmacherce”. Bardzo się jednak myliłem, zakładając przy typowaniu zwycięzców zeszłorocznej gali, że spokojnie podwoję albo nawet potroję swój wkład. Przegrałem dosłownie wszystko, w każdej kategorii, którą zdecydowałem się obstawić. Niech ta krótka historia mojej spektakularnej porażki stanie się dla ciebie, drogi czytelniku, przestrogą przed pokładaniem zbyt dużej wiary we własne umiejętności.
Kategoria: Najlepszy film
Mój typ: Lady Bird
Zwycięzca: Kształt wody
Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Kurs na Kształt wody był wyjątkowo niski, a gdyby statuetka niespodziewanie powędrowała do twórców Lady Bird, to zarobiłbym krocie. Od kilku miesięcy w Hollywood szalała afera #metoo, czemu więc Akademia nie miałaby nagrodzić filmu: a) wyreżyserowanego przez kobietę, b) o wyraźnym wydźwięku feministycznym? Sytuacja, wydawać by się mogło, wcale nie tak nieprawdopodobna. Na moje nieszczęście Oscar w tej kategorii powędrował jednak do najbardziej oczywistego kandydata, czyli dziesiątego pełnometrażowego filmu Guillermo del Toro.
Kategoria: Najlepszy film nieanglojęzyczny
Mój typ: The Square i Niemiłość
Zwycięzca: Fantastyczna kobieta
Nic mnie tak bardzo nie zabolało podczas oglądania zeszłorocznej gali jak zwycięstwo Fantastycznej kobiety. Nie zrozumcie mnie źle – nie uważam filmu Sebastiána Lelio za słaby i bezwartościowy. Stanął on jednak w szranki z dwoma dziełami wybitnymi: The Square Rubena Östlunda oraz Niemiłością Andrieja Zwiagincewa. Dlatego też długo nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi po ogłoszeniu werdyktu Akademii. Ta kategoria pochłonęła zdecydowanie największą część moich oszczędności, gdyż postanowiłem rozdysponować pieniądze po równo między filmy Östlunda i Zwiagincewa. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że typując jako zwycięzcę The Square lub Niemiłość, popełniłem błąd kardynalny – postawiłem na obrazy, które rzeczywiście uważałem za najlepsze.
Kategoria: Najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny
Mój typ: Ostatni w Aleppo
Zwycięzca: Ikar
Jak na złość w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego doszło do sytuacji zupełnie odwrotnej niż w przypadku filmów nieanglojęzycznych. Jako zwycięzcę wytypowałem Ostatnich w Aleppo – mocny, politycznie zaangażowany dokument poświęcony heroicznym zmaganiom członków Białych Hełmów. Film Firasa Fayyada został już wcześniej nagrodzony, między innymi na festiwalu w Sundance oraz na Millennium Docs Against Gravity. Na dodatek rok wcześniej Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny zgarnęły netfliksowe Białe Hełmy, czyli tytuł poświęcony tej samej grupie ratowniczej, co Ostatni w Aleppo. Jakby tego było mało, część twórców dokumentu Fayyada nie mogła przybyć na rozdanie Oscarów ze względu na problemy wizowe spowodowane kontrowersyjnymi decyzjami Donalda Trumpa. Powodów, żeby stawiać na Ostatnich w Aleppo było więc co najmniej kilka, abstrahując już nawet od tego, że to naprawdę niezły, z całą pewnością bardzo ważny film. Po raz kolejny jednak musiałem obejść się smakiem, ponieważ koniec końców statuetka powędrowała do wyprodukowanego przez Netfliksa Ikara. Nie był to najgorszy wybór, choć gdybym to ja miał przyznawać nagrodę w tej kategorii, to bez dwóch zdań wskazałbym na fenomenalne Twarze, plaże autorstwa nowofalowej królowej – Agnés Vardy.
Kategoria: Najlepszy dźwięk, najlepszy montaż i najlepszy montaż dźwięku
Mój typ: Baby Driver
Zwycięzca: Dunkierka
Trzy kategorie, w których było tak naprawdę dwóch faworytów – Baby Driver i Dunkierka. W filmie Edgara Wrighta dźwięk i montaż odgrywają absolutnie kluczową rolę. Gesty aktorów, ruch w obrębie kadru – wszystko podporządkowane jest w Baby Driverze muzyce. Świetną egzemplifikację strategi przyjętej przez Wrighta stanowi niepozorna, fabularnie nic nieznacząca scena odbioru kawy przez tytułowego bohatera. W rytm muzyki porusza się w niej Baby, a w tle przez drobne momenty zgodnie z piosenką pracują motocykl, samochód albo telefon, tym samym tworząc niepowtarzalną, wielkomiejską symfonię. Oczywiście w Dunkierce dźwięk i montaż również mają ogromne znaczenie. Nolan lawiruje w tym filmie przecież pomiędzy aż trzema osiami czasowymi. Gdyby nie niezwykle sprawny montaż Dunkierka nie dość, że nie trzymałaby w napięciu, to dla wielu widzów mogłaby się wydać zwyczajnie niezrozumiała – ot, na zmianę oglądamy przecież jedynie grupę ludzi na plaży, kilka mniejszych lub większych statków oraz samoloty. Nad Oscarami przyznanymi Dunkierce nie płakałem, natomiast nad straconymi z ich powodu pieniędzmi już trochę tak.
Kategoria: Najlepszy krótkometrażowy film aktorski
Mój typ: My wszyscy i My Nephew Emmett
Zwycięzca: Milczące dziecko
W mojej opinii najbardziej zaskakująca, zaraz obok filmu nieanglojęzycznego, kategoria. W ramach dobrego przygotowania do zeszłorocznych Oscarów wybrałem się do kina na pokaz wszystkich nominowanych aktorskich krótkich metraży. Jako że seans odbył się w ramach DKF-u, to zaraz po zakończeniu projekcji ostatniego z nominowanych filmów miejsce miała dyskusja z widzami. Zdania co do najlepszego obrazu z zestawu były podzielone, najgorszy jednak wybrano nieomalże jednogłośnie. I tak, zgadliście – filmem, który najmniej podobał się zdecydowanej większości uczestników seansu, było Milczące dziecko. Zainspirowany dyskusją oraz wrażeniami innych widzów, postanowiłem zmaksymalizować swoje szanse, stawiając na dwa obrazy zaangażowane politycznie – poświęcony konfliktowi chrześcijańsko-muzułmańskiemu w Kenii My wszyscy oraz wyraźnie antyrasistowski My Nephew Emmett. Niestety, podobnie jak w przypadku filmu nieanglojęzycznego obstawienie dwóch tytułów w tej samej kategorii nie okazało się zbyt dobrym pomysłem – przegrałem z kretesem.
Ktoś, zapewne ktoś ponadprzeciętnie inteligentny, powiedział kiedyś, że szczęścia nie można mieć zawsze. Ja nie miałem go na pewno rok temu, gdy decydowałem o wyborze filmów, na które postawię moje oszczędności. Czy spróbuję jeszcze kiedyś swoich sił w oscarowej “bukmacherce”? Nie wiem, choć tytuł tego krótkiego tekstu sugeruje, że nie. Być może jednak warto byłoby się odegrać, odebrać utracone dwanaście miesięcy temu pieniądze. A jeżeli nie udałoby się i w tym roku, to może w następnym, następnym, następnym lub jeszcze następnym…