Kompleks androida. NAJLEPSZE ekranizacje powieści Philipa K. Dicka, geniusza science fiction
Tajemnica Syriusza (1995), reż. Christian Duguay na podstawie opowiadania Druga odmiana
Nie wiedzieć czemu, w 1995 roku twórcy Tajemnicy Syriusza stwierdzili, że konflikt między ZSRR a Narodami Zjednoczonymi już się nie sprzeda. Zamienili więc ZSRR na enigmatyczną korporację NEB, a resztę świata na zrzeszenie walczących o swoje prawa górników i kolonistów. Dodatkowo fabuła została przeniesiona z Ziemi i Księżyca na planetę Syriusz B. Tym samym może i odpadła przyciężkawa konotacja polityczna, jednak w zamian dostaliśmy coś w rodzaju niedoinwestowanego i gorzej zrobionego kosmicznego slashera, gdzie po kolei giną wszyscy bohaterowie w bardzo podobny sposób jak w Obcym Ridleya Scotta. Ksenomorfa zastępują w tym przypadku tytułowe screamery, czyli mobilne ostrza – samoreplikujące się i ulepszające maszyny stworzone przez górniczy Sojusz w celu obrony przed NEB. Klimat realizacyjny Tajemnicy Syriusza nieco przypomina Żołnierzy kosmosu. Na szczęście jednak reżyser nie poszedł w pastiszowy klimat, a skupił się na budowaniu napięcia wokół screamerów. Stwierdzenie, że fabuła w miarę wiernie oddaje opowiadanie Dicka Druga odmiana, nie jest do końca zgodne z prawdą.
Podobne wpisy
Pisarz nie skupił się aż tak bardzo na budowaniu suspensu wokół maszyn oraz tajemniczym ich drugim typie, co na humanistycznej interpretacji, kto jest człowiekiem, a kto maszyną, oraz do czego zdolna jest maszyna, a do czego człowiek, żeby być inny niż ona. Nie jest to absolutnie wada Tajemnicy Syriusza, wręcz odwrotnie. Produkcja z szacunkiem wykorzystuje Dickowskie fobie oraz dociekania, żeby zbudować wciągającą historię z dwuznacznym finałem. Niepewność, czy faktycznie potrafilibyśmy rozpoznać, kto jest człowiekiem a kto np. reptylianinem, prześladowała Philipa K. Dicka przez całe życie. Nie tylko więc jego pisarstwo było naznaczone ową niepewnością, ale i życie osobiste oraz schorowana, uzależniona od narkotyków, psychotyczna osobowość. Co ciekawe, ten dojmujący niepokój egzystencjalny da się poczuć w Tajemnicy Syriusza, mimo solidnego niedoinwestowania.
Philip K. Dick całą twórczość poświęcił na dociekanie, co tak naprawdę możemy o drugim człowieku wiedzieć. Wymyślił rzecz jasna pierwotną tezę dla swoich analiz, żeby wtórnie uzasadnić własne lęki, że jednak niewiele o innych ludziach kiedykolwiek się dowiemy. Dick tak naprawdę bał się ich tak bardzo, że część idealistycznie pojmowanego człowieczeństwa umieścił, a właściwie ukrył w androidach. Jakże widać to w filmach inspirowanych jego twórczością. Zagubiony pośród skłonnych do złego ludzi bohater zbliża się bardziej do człekokształtnych maszyn, w których odkrywa wszystko to, co ludzkość utraciła, bądź stopniowo traci wraz z rozwojem odczłowieczającej cywilizacji. Maszyny okazują się receptą na oczyszczenie naszego gatunku z wszelkiej deprawacji, spisków, kłamstw i zbrodni. ICH TOŻSAMOŚĆ DOSKONALSZA I MOCNIEJSZA NIŻ NASZA, przez wieki obrosła przedrozumieniami, kulturowymi uprzedzeniami i lękami.
Czy jednak te międzygatunkowe stosunki o podłożu erotycznym uśmierzyły lęk pisarza przed ludźmi? Nie mogły, nawet nie ze względu na dręczącą go domniemaną chorobę umysłową. Nie mogły, ponieważ wciąż nie istnieją w rzeczywistości istoty, które moglibyśmy pomylić z ludźmi i nadać im nasze wyidealizowane cechy – bogów, świętych i inne istoty religijne oczywiście pomijam, podobnie jak ludowe mitologie. Chodzi o fakty, a więc androidy, klony i inne typy replikantów. Żeby nie psuć zestawienia marnymi filmidłami, pominąłem także Impostora, Elektryczne sny, Przez ciemne zwierciadło, Wyznania Łgarza i Nexta.