Freddie Mercury, Aleksander Wielki i inni. PRAWDZIWE postacie, które zasługują na LEPSZY FILM
Zdarza się nam mówić, także na łamach film.org.pl, o postaciach historycznych, które zasługują na własny film fabularny, ale stosunkowo rzadko mówi się o tych, które już go dostały, a ten wyszedł, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. W tym zestawieniu poświęcę im miejsce i wskażę prawdziwe postacie, których historie w przełożeniu na ekran były co najmniej rozczarowujące i właśnie dlatego chciałbym zobaczyć je w lepszym wydaniu. Albo po prostu pod batutą kogoś, kto ma na nie jakikolwiek oryginalny pomysł.
Nikola Tesla
Choć Nikola Tesla pojawiał się na wielkim ekranie już parokrotnie – w tym niedawno w aż dwóch produkcjach, bo i Wojna o prąd, i Tesla poświęciły mu miejsce – to jeszcze nie udało się oddać mu sprawiedliwości. Oba wspomniane filmy eksperymentowały z formą, a jednak nijak nie potrafiły ukazać geniuszu przedstawionego bohatera, przez co ten rozmywał się w naszej pamięci krótko po ukończeniu seansu. Wydaje się więc, że najciekawsze popkulturowe przetworzenie Tesli zobaczyliśmy przy okazji Prestiżu Christophera Nolana, jako że właśnie na jego wynalazczych barkach spoczywał ciężar najważniejszego wątku w filmie. Wciąż to jednak tylko rola drugoplanowa – czekamy na w pełni poświęcone futuryście arcydzieło.
J.R.R. Tolkien
To zaskakujące, że twórca uniwersum, które stało się jedną z największych marek w historii kinematografii, jak dotąd otrzymał tylko jeden poświęcony mu film. Tolkien z 2019 roku jest przy tym nawet nie tyle rozczarowujący, ile po prostu przeciętny. Jego twórcy zdali się nie mieć żadnego pomysłu na przełożenie charakteru i historii pisarza na ekran, zamiast tego skupiając się na adaptowaniu kolejnych wydarzeń z jego życia i kontrastując je z napisanymi przez niego książkami. Jest to jedynie drogą na skróty i pochwaleniem się znajomością życiorysu postaci historycznej, a nie próbą zrozumienia jej samej. W ostatecznym rozrachunku historia wypadła więc przeciętnie i z pewnością nie porwała tłumów tak, jak zrobiła to twórczość Tolkiena.
J. Edgar Hoover
Dyrektor FBI o blisko 50-letnim stażu to kontrowersyjna postać. Może funkcjonować zarówno jako bohater pozytywny, jak i negatywny (ostatnio w takim świetle ukazano go choćby w filmie Judasz i czarny mesjasz), a ocena jego działań jest w dużej mierze uzależniona od perspektywy, a nawet poglądów politycznych każdego z nas. Tak barwna osoba z pewnością zasługuje na niejednoznaczne ukazanie w filmie – i wielka szkoda, że Clint Eastwood przy okazji J. Edgar albo nie potrafił, albo nie chciał tego zrobić. Starając się wzbudzić w widzu sympatię do protagonisty, osiągnął odwrotny efekt, kiedy przykrył twarze aktorów okropną, optycznie ciężką charakteryzacją. Trudno traktować wydarzenia poważnie, gdy patrzymy na kogoś wyglądającego jak nieudana figura woskowa. A już zwłaszcza gdy film z potencjałem na kontrowersje ostatecznie okazuje się jedynie laurką.
Freddie Mercury
Wydane prawie trzy lata temu Bohemian Rhapsody podzieliło widownię i krytyków. Ci pierwsi byli filmem zachwyceni, ci drudzy – rozczarowani, żeby nie powiedzieć zniesmaczeni. Jednak niezależnie od oceny samego dzieła filmowego nie przedstawia ono życia Freddiego takim, jakie było. Stanowi bardziej pieśń pochwalną na cześć muzyka niż próbę ukazania najciekawszych momentów z jego życiorysu. Po tych twórcy się co najwyżej prześlizgują, odwracając wstydliwie oczy w stronę ugładzonej biografii kontrowersyjnej przecież postaci. Biorąc pod uwagę umiejętności i skłonność do robienia show legendarnego frontmana Queen – myślę, że on sam byłby niemile zaskoczony zachowawczością swojego filmu.