ROZCZAROWANI. Najnowszy serial Netflix od twórcy “Simpsonów”
Fani Matta Groeninga z niecierpliwością wyczekują jego najmłodszego dziecka – serialu Rozczarowani, który już 17 sierpnia wypuści Netflix. Tak się składa, że miałam możliwość przedpremierowego obejrzenia pierwszych sześciu odcinków, spieszę więc podzielić się swoimi wrażeniami. Obiecuję nie spojlerować i nie zdradzać zbyt wielu szczegółów, aby nie popsuć wam tej fantastycznej zabawy!
Już twarz głównej bohaterki wskazuje, jakie światy zostały w serialu połączone. Królewna Bean, czyli Fasolka, wygląda jak dziecko Homera Simpsona z Daenerys Targaryen: wyłupiaste oczy, cofnięty podbródek, wystające przednie zęby, a do tego srebrne włosy, jasna cera i czarny, smokopodobny stwór na ramieniu. Muzyka z czołówki brzmi jak miks motywu przewodniego z sitcomu Kroniki Seinfelda i ścieżki dźwiękowej z Gry o tron. Wskazówki nie mylą i to właśnie otrzymujemy – utrzymaną w klimacie Simpsonów parodię fantasy i Disneya. Takiego solidniej doprawionego Shreka. Czyli Groening w pewien sposób powiela koncept z Futuramy, tutaj jednak zamiast brać na warsztat science fiction i wybiegać w przyszłość, cofa się w czasie, by czerpać z baśni, mitów i legend.
Podobne wpisy
Wspomniana Bean to królewna bardzo nie w stylu Disneya. Bliżej jej do hardcorowej wersji Fiony ze Shreka. Krnąbrna dziewczyna lubi pić, potrafi się bić i sypia z mężczyznami bynajmniej nieprzypominającymi książąt z bajki. Zamiast sukni woli zgrzebny strój, zamiast pałacu oberżę, zdarza się też, że kogoś zabije – ale zawsze w samoobronie albo przez przypadek. Jej ojciec to król zaczarowanej krainy, gnuśny i niekompetentny choleryk z rudym wąsem. Jest oczywiście i niedobra macocha – niepokojące stworzenie, przypominające jaszczurkę, Melanię Trump i złą królową z disnejowskiej Śnieżki. Oboje pragną, by Bean znalazła sobie księcia, została idealną księżniczką i wreszcie spokorniała, ale królewna – jak łatwo się domyślić – ucieka przed tymi wymaganiami jak najdalej, zaliczając po drodze mnóstwo wpadek i niesamowitych przygód.
Jej dwaj fantastyczni przyjaciele to Elfo i Luci. Ten pierwszy jest elfikiem z krainy wiecznej szczęśliwości, który postanowił z niej uciec, by zobaczyć, jak wygląda prawdziwe życie. Luci – zapewne zdrobnienie od Lucyfera – to osobisty demon Bean, wysłany do niej w tajemniczym celu przez nieczyste siły. Jest więc reprezentant piekła i nieba, dobra i zła. Gdy jeden próbuje odwieść królewnę od złego, drugi podsuwa jej coraz to bardziej niegrzeczne pomysły – animowana psychomachia. Kto wygra walkę o duszę dziewczyny?
Trochę się bałam, jak wyjdzie kolaboracja Netflixa z Groeningiem. Sądząc po pierwszych sześciu odcinkach – niepotrzebnie. Pozytywnie zaskoczyła mnie „szerokość” tego świata. Rozczarowani nie są papierowi, choć to na papierze powstawali – fantastyczna kraina żyje i pełna jest pięknych miejsc, strasznych stworów, posiadających odrębne tradycje plemion. Zobaczymy, na jak długo twórcom starczy fantazji, ale na razie wykreowany przez nich świat w niczym nie przypomina atrapy stworzonej wyłącznie w celach parodystycznych. Każdy z półgodzinnych odcinków stanowi zamkniętą całość i opowiada inną historię. Oprócz sympatycznego, niezłośliwego śmiechu z fantasy twórcom udało się oddać to, co w tym gatunku najcenniejsze – poczucie cudowności i rozpoczynającej się wielkiej przygody. Oglądając, czułam się jak podróżnik, wędrujący swobodnie tam, gdzie go nogi poniosą.