PRESTIŻ. Sztuka oszustwa
Memento stworzyło Christophera Nolana – reżysera, który dzięki Batmanowi wszedł na salony Hollywoodu, “Prestiżem” zaś poinformował, że na salonach zostaje. Jeden z najciekawszych debiutów reżyserskich lat 90. znalazł pod skrzydłami wytwórni Warner Bros. miejsce, gdzie może być “za, a nawet przeciw” kulturze masowej.
Już Batman w jego wydaniu był przecież Batmanem freudowskim – dziwnym, przestraszonym milionerem, który tożsamość superbohatera nadbudowuje na traumie z dzieciństwa. Nolanowska wariacja na temat człowieka-nietoperza zdawała się łączyć dwa bieguny kina – superprodukcję z kinem autorskim. I nie szło tu tylko o styl. Idąc krok dalej – próbując spojrzeć na jego filmografię z góry stwierdzić można, że każdy z dotychczasowych filmów Nolana jest w gruncie rzeczy rozprawką na ten sam temat. Bohaterów Memento, Bezsenności, Batmana czy Prestiżu łączy wszak ulubiony motyw ich twórcy – OBSESJA.
Owa obsesja kieruje bohaterami Prestiżu od pierwszej do ostatniej minuty. Pasja przechodzi we współzawodnictwo, w walkę, a następnie w nienawiść. Historia bezpardonowej rywalizacji dwóch młodych iluzjonistów jest zarazem fenomenalnie skonstruowaną szaradą, perfekcyjną scenariuszową łamigłówką, w której wszystkie zaangażowane strony – bohaterowie, widzowie i twórcy, walczą o prestiż. Ale nie tylko o poklask tu chodzi. “Prestiż” bowiem to także nazwa trzeciego, ostatniego etapu iluzji.
Nazwa momentu, w którym przecięta na pół kobieta odzyskuje ciągłość kości i stawów, ptak z klatki odnajduje się pod chustą iluzjonisty, a człowiek, który przed sekundą schował się za kotarą, pojawia się nagle po drugiej stronie sali. I o ów prestiż w drugim, ważniejszym znaczeniu walczą tu wszyscy – filmowi iluzjoniści robią wszystko, aby ukraść od siebie nawzajem receptę na wykonanie triku “Człowiek przeniesiony”, widzowie wytężają szare komórki, aby odgadnąć rozwiązanie zagadki jeszcze przed finałem, a sam Nolan dwoi się i troi, aby na końcowym zakręcie niespodziewanie wyciągnąć asa z rękawa.
Prestiż jest więc swego rodzaju meta-kinem – kinem o kinie. Nolan nie ogranicza się tu tylko do prostego opowiadania historii. Prestiż jest szaradą, która zwraca uwagę nie tylko na swój własny suspens, ale także, a może przede wszystkim – na swą własną konstrukcję. I tym się różni od Osady Shyamalana, że wykracza poza wielką, lecz pustą mistyfikację. Nolan zadaje pytanie, jak owa mistyfikacja jest zbudowana i dlaczego może działać tak sprawnie. Prestiż traktuje tym samym o kłamstwie, ale o kłamstwie nietypowym. O kłamstwie, którego oczekujemy, na które się zgadzamy i które dostarcza nam przyjemności. O kłamstwie, które stoi u fundamentów kina. Christopher Nolan nakręcił bowiem film o uwodzeniu.
Umiejętne uwodzenie widowni to podstawa warsztatu iluzjonisty. Na uwodzeniu opiera się także szarada Prestiżu. Jeśli przyjąć, że reżyser jest tu iluzjonistą, sam film musi być czymś w rodzaju sztuczki magicznej. Nolan jest jednak nietypowym hochsztaplerem. Nie tylko zwodzi widownię, lecz także odsłania kulisy własnej pracy. Odbywa się tu swoisty flirt maestra z publicznością. Gdy reżyser podaje na tacy rozwiązanie zagadki, my spoglądamy w przeciwległy kąt ekranu. Nolan odciąga naszą uwagę od istoty rzeczy to zbrodnią, to magią, to szaleństwem – wszak wszystko, co niezwykłe przykuwa wzrok najskuteczniej. “Prawdy nikt na sali kinowej nie oczekuje. Przynajmniej przez pierwsze 90 minut” – zdaje się twierdzić Nolan. Dlatego też rozwiązanie zagadki jest na ekranie raz po raz sugerowane, a nawet prezentowane.
Podobne wpisy
Mimo tej karkołomnej ekwilibrystyki właściwa puenta tonie wśród ozdobników. Omijamy ją podświadomie, patrzymy na nią, lecz zobaczyć jej nie chcemy. Prestiż demaskuje tym samym naturę widza kinowego, który chcąc odkryć ostatni element szarady, jednocześnie sam zasłania go rękawem. W nieco szerszej perspektywie – w perspektywie fenomenu kina w ogóle, paradoks ten przybiera formę jeszcze ciekawszą. Bo czy nie o to chodzi w kinie, że patrząc na umowny srebrny ekran, przenikamy go wzrokiem, czynimy go ekranem niewidzialnym? Kino jest sztuką oszustwa i tylko najwybitniejsi kanciarze dostaną to, o co toczy się gra – uznanie, pieniądze, nagrody – w skrócie: prestiż. Christopher Nolan jest na jak najlepszej drodze.
Tekst z archiwum film.org.pl.