search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które ZNIENAWIDZONO jeszcze przed PREMIERĄ

Ludzie uwielbiają oceniać to, czego jeszcze nie widzieli.

Odys Korczyński

2 sierpnia 2024

REKLAMA

Kluczowe jest to „przed premierą”. Ludzie uwielbiają oceniać to, czego jeszcze nie widzieli. Mało tego, są pewni, że mają rację. Oceniali poniższe filmy na podstawie wypowiedzi innych Internetowych specjalistów, polityków i ideologów, a także po prostu teaserów, pozostałych informacji znalezionych w sieci, a często będących częścią kampanii reklamowych owych produkcji itp. Nie twierdzę, że czasem z krytyką nie trafili. Zwykle jednak dawali upust swoim lękom, uprzedzeniom i wąskim horyzontom. Piszę jednak głównie o mechanizmie oceniania tego, czego się nie widziało, a dopiero na drugim miejscu o treści tych ocen. Nie należy się nimi przejmować, bo to skupiska histerycznych emocji, czyli nic, co ma naprawdę znaczenie w ocenianiu filmów.

„Mała syrenka”, 2023, reż. Rob Marshall

I co, hejterzy? Rasistowski hejt nic nie dał. Film okazał się sukcesem kasowym, a jego box office wyniósł 569 milionów dolarów. A najśmieszniejsze jest to, że cały raban został podniesiony przez dorosłych widzów, do których ten film nie jest kierowany. Dzieciom się podobał. Nie zająknęły się nawet ani słowem na temat koloru skóry Arielki, bo to nie miało dla nich znaczenia. Miało natomiast dla zwolenników supremacji białej rasy, którzy wywołali internetowe burze, jakby ich bezpieczny, wąski świat miał się zaraz skończyć. Wyszli więc na hasztagowe barykady (nawet nie podnosząc tyłków ze swoich wysiedzianych przed monitorem krzeseł) i zaczęli wymachiwać sztandarami, na których był przekreślony wizerunek Halle Bailey, jakby należało ją wykreślić, wyeliminować, odebrać istnienie. Zapomnieli, że Mała syrenka to bajka, a nie fakt historyczny.

„Żywot Briana”, 1979, reż. Terry Jones

W tym przypadku działo się przed premierą i po premierze. Chrześcijanom powinny dać do myślenia słowa Johna Cleese’a co do prawdziwości ich wierzeń. Stwierdził on, że Żywot Briana zjednoczył chrześcijan jak nikt inny, zwłaszcza Jezus, i to od 2000 lat. Histerycznym protestom nie było końca. Nawet wytwórnia EMI wycofała się z projektu ze względu na bluźnierstwa w scenariuszu. Ostatecznie pieniądze na film dał George Harrison z The Beatles. Ostro było zwłaszcza w USA, gdzie próbowano nie dopuścić do premiery filmu, który oryginalnie miał się nazywać np. Brian z Nazaretu. Prawda, że to lepszy tytuł niż Żywot Briana? Ciekawe, że nienawiść to uczucie szczególnie silne w religiach miłości, co sugestywnie grupa Monty Python ukazała.

„Koty”, 2019, reż. Tom Hooper

 

Jednym z koronnych argumentów przeciwko Kotom jest to, że produkcja ma miałką i nudą fabułę. Który jednak musical ma fabułę interesującą. Zwykle to właśnie nudne piosenki służą za wypełniacze braków fabularnych, więc zamiast godziny akcji, dostajemy dwie godziny. Nie ma się więc co dziwić Kotom. To pewna forma artystyczna, bardzo abstrakcyjna i o specyficznej warstwie wizualnej. Aktorzy muszą być kotami, a technicznie całkiem nieźle temu zadaniu podołano. Generalnie nie trawię musicali, ale Koty nie odstają poziomem od większości, które widziałem. Dziwię się więc, że na film spadł taki hejt, i to jeszcze przed premierą. Ciekawe, co sobie widzowie wyobrażali innego. Koty bez CGI? Koty z lepszą muzyką? Próżno szukać w gatunku produkcji z tak dobrze napisaną ścieżką dźwiękową. No chyba nie La La Land?

„Mroczny Rycerz”, 2008, reż. Christopher Nolan

Był Cesar Romero, a potem długo, długo nic, aż pojawił się Jack Nicholson i świat Batmana się nieodwracalnie zmienił. Nikt po kreacji Nicholsona nie wyobrażał sobie już kogoś innego w roli Jokera, aż Nolan zrestartował uniwersum i zaproponował o wiele bardziej realistyczne, a nie surrealistyczne podejście do Batmana. Jokera miał u niego zagrać Heath Ledger, a to się potencjalnym widzom nie spodobało. Ocenili więc Ledgera zaocznie, może obawiając się, że Joker stanie się teraz gejem? A wiemy, jaka histeria w tym temacie panuje wśród prawilnych miłośników filmów superbohaterskich. No cóż. Każdy już dzisiaj może się przekonać, jakie realne podstawy ma ta krytyka Ledgera. Wystarczy obejrzeć Mrocznego Rycerza.

„Gladiator 2”, 2024, reż. Ridley Scott

Przyznaję, że informacja o planach nakręcenia Gladiatora 2 była dla mnie samego zaskoczeniem. Zastanawiałem się, jaki to ma sens, przecież Maximus umarł. Mało tego, jego ikoniczny wróg Kommodus również. Jaki więc będzie to sequel lub prequel? I czy będzie miał szansę na dorównanie oryginałowi? Wciąż mam wątpliwości, ale chcę się zdziwić, bo to z pewnością przyjemniejsze niż zawód. Dlaczego więc mam oczekiwać zawodu? Dlaczego mam być jego współtwórcą? Będę krytykował, kiedy zobaczę, a teraz zbyt wielu rzeczy nie wiem, żeby wyrazić racjonalną opinię. Niestety Gladiator 2 już padł ofiarą hejtu. Nie trzeba było nawet sequela. Wystarczyła informacja, że w ogóle są takie plany.

„Pogromcy duchów”, 2016, reż. Paul Feig

Zwykle perspektywa oceny zmienia się dopiero wtedy, gdy premierę mają kolejne filmy z serii, a nie ten jeden krytykowany. Dopiero na ich tle widać, jak ten znienawidzony był jednak poprawny i szanował ducha oryginału. Dlaczego więc taki hejt spadł na wersję Pogromców z 2016 roku? Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze bardzo długa przerwa między wersjami, w czasie której zmarł Harold Ramis, czyli scenarzysta pierwszych wersji i ważny członek ekipy. Oczekiwania widzów były więc bardzo duże. Wciąż chcieli zobaczyć tych samych aktorów, chociaż minęło tyle lat. Tak więc ich brak podziałał frustrująco. A na dodatek nowymi członkami grupy polujących na duchy naukowców zostały kobiety, więc to jeszcze dolało oliwy do ognia. W Internecie więc wylało się szambo mizoginistycznych obelg od psychofanów serii, więc produkcja weszła na ekrany w niemiłej atmosferze, a wystarczył do jej stworzenia teaser. I może nie jest to film z szansą na kultowe miejsce w historii komedii SF, jakie zajmują dwie pierwsze części, lecz z biegiem lat zyskuje. Jest dobrze zrobioną rozrywką.

„Flash”, 2023, reż. Andy Muschietti

I to jest ten przykład, który zmusza mnie do myślenia, jak żaden inny w tym zestawieniu, gdyż traktuje o granicach między życiem prywatnym i zawodowym aktora oraz jego artystycznej odpowiedzialności za swoje pozazawodowe czyny. Ezra Miller od 2020 roku zadbał o to, żeby jego opinia wśród widzów była jak najgorsza. Napaść, nękanie, duszenie, włamanie – to wszystko potwierdzone wybryki aktora, który się mocno pokajał za nie publicznie i obiecał intensywne leczenie ze swoich problemów psychicznych. Nic więc dziwnego, że widzowie ocenili film Flash niżej, nim jeszcze miał premierę, a i po premierze traktowali tę produkcję z dystansem i o wiele większym krytycyzmem. Czy więc produkcja powinna zapłacić cenę za ekscesy aktora? Jak sądzicie?

„Mumia”, 2017, reż. Alex Kurtzman

Cała ta nienawiść wynika z zawodu i nic więcej już nie potrzeba. I żadna racjonalna ocena się nie pojawi. Zawód emocjonalny zaślepia, a Mumia Alexa Kurtzmana wcale taka zła nie jest. Mogłaby być dłuższa i otwierać nowe uniwersum, lecz zawiodło kilka elementów, nie jednak sam Tom Cruise. Brendana Frasera jednak nie było – ani na minutę – więc fani poprzednich części uznali zaocznie nową wersję historii za nieudaną. Mało tego, kiedy już było po premierze i znali treść filmu, zaczęli mu wytykać nawet zalety jako wady, chociażby ciekawą postać Henry’ego Jekylla. Zgodzę się co do krzyków Cruise’a – są sztuczne.

„Wywiad ze słońcem narodu”, 2014, reż. Evan Goldberg, Seth Rogen

Sytuacja nieco podobna do protestów przed premierą Żywota Briana, tyle że tutaj chodzi nie o religię, a reżim północnokoreański, który religię do złudzenia przypomina. Tak więc w Korei Północnej najpierw chciano zaprzeczyć, że taki film w ogóle istnieje, ale potem za sprawą resztek racjonalności wypracowano inną na niego reakcję. Na podstawie trailera Kim Dzong Un uznał, że Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Korei Północnej. Hakerzy zaczęli grozić, że kina, które wyświetlą produkcję, mogą zostać zaatakowane. Dlatego odwołano premierę Wywiadu w całych USA. Na szczęście ostatecznie film ujrzał światło dzienne, lecz zapewne nie w Korei Północnej.

„Polowanie”, 2020, reż. Craig Zobel

To były trudne czasy, niemal stan umysłu. USA nigdy nie były tak bardzo podzielone jak wtedy, za Donalda Trumpa. Wszelkie zabobony, lęki, uprzedzenia i historyczne zaszłości wybiły wtedy na powierzchnię życia publicznego i kulturalnego jak niedoleczone wrzody, które znalazły nowe pokłady siły, żeby pozatruwać otoczenie. Tak więc nim się jeszcze film pojawił, zaczęły się protesty. Protestował nawet sam Trump, oskarżając film o rasizm i dzielenie społeczeństwa amerykańskiego. Podziałało, bo Polowanie zostało wycofane z kin. Histeria rozpętała się także z powodu nałożenia się pewnych wydarzeń. Film miał pojawić się właśnie wtedy, gdy przez USA przetoczyły się masowe strzelaniny i znów wróciła dyskusja o powszechnym dostępie do broni. Z łatwością więc, kierując się irracjonalnymi emocjami, oskarżono amerykański przemysł filmowy o działanie przeciwko ówczesnej władzy i paradoksalnie o RASIZM. Było to na rękę Trumpowi i jego konserwatystom, którzy chcieli zdjąć zainteresowanie ludzi z tematu dostępu do broni i przerzucić je na inny – zastępczy. Innymi słowy, polowano na czarownice.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA