search
REKLAMA
Zestawienie

EUROPEJSKIE komedie z lat 80., które wciąż śmieszą DO ŁEZ

W pierwszym tekście z serii o komediach z lat 80. skupiłem się na filmach amerykańskich, teraz czas na Europę.

Odys Korczyński

2 września 2024

REKLAMA

W pierwszym tekście z serii o komediach z lat 80. skupiłem się na filmach amerykańskich. Nie mogłem jednak w ramach tego okresu pominąć naszego polskiego kultowego kina, którego językiem większość z nas zsocjalizowanych kulturowo mówi. Anglia, Czechy, Francja to również kraje, które wydały na świat komedie ponadczasowe, także remake’owane przez Hollywood, więc nasza Europa w ramach tego gatunku ma o wiele więcej do powiedzenia, niż kolejne pokolenia urodzone już w XXI wieku mogą przypuszczać. Warto zatem poniższe 10 pozycji znać, żeby pozbyć się kompleksów w stosunku do niewątpliwie wielkiego kina zza oceanu. Za o wiele mniejsze pieniądze również da się napisać modyfikujące język potoczny dialogi, chociaż niekiedy by się chciało, żeby te znakomite historie miały lepszą oprawę wizualną. Kręcenie remake’ów ma w tym względzie sens, przynajmniej teoretycznie.

„Seksmisja”, 1983, reż. Juliusz Machulski

Maks ukrywa się w szafie, gdy do swojego nadziemnego domu wchodzi Jej Ekscelencja. Zauważa, że ktoś pił z jej kieliszków i siedział na jej kanapie. W końcu podchodzi do szafy, otwiera ją, a tam wyskakuje na nią Maks z jednym ze swoich sławnych tekstów: Dzień dobry, zastałem Jolkę? A my widzowie dzisiaj tak często mówimy. Zaczynam od tego filmu i tego fragmentu, gdyż jest on bardzo emblematyczny dla pozostałych polskich komedii, które wciąż bawią, chociaż mijają dziesięciolecia od ich premier. Seksmisja trzyma się scenariuszowo bardzo dobrze. Wniknęła w potoczne życie Polaków, chociaż wizualnie się mocno zestarzała. Chciałbym jeszcze za swojego w miarę aktywnego umysłowo życia zobaczyć jej sequel albo remake.

„Miś”, 1980, reż. Stanisław Bareja

Juliusz Machulski jeszcze się pojawi w naszym zestawieniu, ale na razie nie można było w nim pominąć Misia Stanisława Barei. Podobnie jak w przypadku Seksmisji mówimy dzisiaj kwestiami z Misia – chociażby matka siedzi z tyłu. Myślimy także Misiem w kontekście naszej rzeczywistości i chociaż jest ona śmieszna, to śmiejemy się z niej tylko dlatego, że doskonale zdajemy sobie sprawę, że żyjemy w innej. Jednym słowem: posiadamy alternatywę, a więc śmiać się możemy niemal bezkarnie, nie tylko z żartów, ale i z tego powodu, że tamte czasy nie mogą nas już skrzywdzić. Misia oglądać można bez końca. Jest to film kojący, z pewnością również dla wszystkich klientów, którzy nie noszą krawatów, więc są skłonni do awanturowania się o zgubiony płaszcz.

„Kingsajz”, 1987, reż. Juliusz Machulski

Romans, sensacja i alternatywny świat fantasy z elementami science fiction plus dobry scenariusz – w latach 80. XX wieku Juliusz Machulski posiadał przepis na nakręcenie blockbustera, który powinien przynieść mu przynajmniej nominację do Oscara. Zawiodła tylko jedna rzecz – budżet. A dzisiaj już za późno, żeby nakręcić wystarczająco dofinansowany remake, bo niestety czasy się zmieniły. Ustrojowa wolność nie sprzyja w Polsce kręceniu filmów o autorytaryzmach. Może udałby się jednak sequel? Niemniej Kingsajz przez wiele lat młodego życia nabijał mojemu umysłowi liczne guzy, zwłaszcza zakończenie, które nadal wydaje mi się przeciągnięte metaforycznie, jakby trochę jednak zabrakło pomysłu na ostateczny twist. Sam klimat jednak i postaci są ponadczasowe dla widza niemal w każdym wieku. Odkrywanie metafor filmu zaś to kolejna niesamowita przygoda – jak zejście do Szuflandii.

„Kapuśniaczek”, 1981, reż. Jean Girault

Przedostatni film Louisa de Funèsa. Ostatnim był Żandarm i policjantki w 1982 roku. Dobra komedia, ale nie o potencjale na rozśmieszanie przez dziesięciolecia. Chciałbym przez to powiedzieć, że wolałbym, żeby te produkcje zamieniły się miejscami, więc ostatnim podsumowaniem kunsztu aktora powinien być właśnie Kapuśniaczek, wymyślny produkt europejskiego science fiction o potencjale na sequel. Puszczanie bąków po grochówce, rajdy spodkiem kosmicznym z menażką i sposób porozumiewania się z kosmitą śmieszą kolejne pokolenia. Może przestaną, gdy faktycznie natkniemy się na jakiegoś gościa z innej planety, lecz na razie nasze wyobrażenia obcej cywilizacji są niezależnie od czasów podobne. Co ciekawe, są widzowie, którzy dają mu najgorsze z możliwych oceny.

„Kelner, płacić!”, 1980, reż. Ladislav Smoljak

W latach 80. Czechosłowacja kręciła mnóstwo komedii, ale to jednak to wcześniejsze dziesięciolecie obfituje bardziej w kultowe tytuły. W 80. za to spośród wielu tytułów wybrałem jedną perełkę. Kelner, płacić! Jak to potrafią Czesi, połączono w tej produkcji komedię z dramatem społecznym. Główną rolę zagrał Josef Abrhám, znany polskim widzom z serialu Szpital na peryferiach. A dzisiaj można się tylko zastanawiać, jak by wyglądał film, gdyby wyreżyserował go Jiří Menzel, a nie Ladislav Smoljak. Kto wie, może byłby mroczniejszy, a może i dzięki temu, że Menzel ma niewątpliwie w świadomości widzów wyższy status, Kelner, płacić! nie byłby tak zapomnianym przez telewizję filmem.

„Rybka zwana Wandą”, 1988, reż. John Cleese, Charles Crichton

Dzisiejsze czasy zmuszają mnie do zadania otwartego pytania: Czy Rybka zwana Wandą jest filmem homofobicznym i wyśmiewającym niepełnosprawnych? Zasady moralności się – jak wiemy – zmieniają, więc i recepcja sztuki, która poza powinna funkcjonować poza moralnością, lecz w praktyce jest umoralniona, jak tylko to możliwe. Niemniej, chociaż to pytanie zadałem, nie pierwszy zresztą, żebyście mogli się również nad nim oraz granicami komedii zastanowić, Rybka zwana Wandą zawsze mnie będzie śmieszyć. A postać jąkającego się Kena z frytkami w nosie jest wybitnie śmieszna. A tego rodzaju problem ze stosunkiem do mniejszości homoseksualnej, jaki zaprezentowano w filmie, określa się angielskim sformułowaniem – casual homophobia.

„Sens życia wg Monty Pythona”, 1983, reż. Terry Gilliam, Terry Jones

Sens życia również jest homofobiczny, ale także heterofobiczny, religiofobiczny i fobiczny jeszcze na wiele sposobów. Nazwałbym go filmem polifobicznym, ale równocześnie krytycznym. Może źródłosłów słowa „fobia” powszechnie nie jest uznawany za pożyteczny, w świecie Monty Pythona, ale wyrazem głupoty jest bezkrytycyzm. Kontrolowana fobiczność jest zabiegiem ewolucyjnym, a Pythonowcy zadbali w Sensie życia, żeby ich podważanie świata było racjonalne, a nie stricte nerwicowe. Tak więc film po dziś dzień śmieszy, zmuszając do refleksji, po co tyle czasu poświęcamy na fobie, ale i nadzieję, że poza materią zdarzeń jest coś więcej. Jak mówią jednak, rybka lubi pływać we własnym sosie, a podobne ciągnie do podobnego, a więc może i nasza naiwność oraz fobiczność są zjawiskami naturalnymi. Ewoluują wraz z dziejami cywilizacji, przyjmując nowe formy, a postęp i tak idzie w swoją stronę, nie patrząc na łzy wylane przez jego przeciwników. Niestety oby tylko łzy…

„Pechowiec”, 1981, reż. Francis Veber

Pechowiec okazał się tak wdzięcznym materiałem, że w 1991 roku nakręcono na jego motywach Szczęściarza z Martinem Shortem, który w niczym nie przegrał aktorsko z Pierre’em Richardem. Obydwie komedie okazały się świetne, a francuska wersja na dodatek, ze względu na swoje pochodzenie z lat 80., zdobyła jeszcze status filmu kultowego wśród miłośników kina francuskiego. A dzisiaj nie miałbym nic przeciwko, żeby nakręcono jeszcze nowszą wersję, gdy Richard i Depardieu są już starzy, lecz jeszcze całkiem humorystycznie sprawni, a obok nich pojawia się nowe pokolenie pechowców. Problem mógłby być w tym, żeby znaleźć młodszych aktorów (nie Dany’ego Boona), którzy mieliby w sobie tyle ikry, żeby chociaż podołać talentowi Shorta, nie wspominając już o Richardzie. Pamiętajcie jednak, jeśli jeszcze Pechowca nie widzieliście, że nie jest on współczesną komedią abstrakcyjną. Gagi nie sypią się tu jak potok słów u gaduły. Komedia w tej formie opiera się na budowaniu momentu, który potem strzela w widza potrzebą śmiechu, nie usuwając jednocześnie wzruszeń i sensacyjnego napięcia akcji.

„Vabank”, 1981, reż. Juliusz Machulski

Przykłady polskich kultowych komedii kończę tytułem, którego nie można pominąć. Vabank również jest produkcją, która wrosła w naszą popkulturę tak bardzo, że mnóstwo cytatów jest nam znanych. Może ich nie używamy w takim stopniu, jak w przypadku chociażby Kingsajzu czy też Seksmisji, ale mam nadzieję, że ten tekst jest wszystkim powszechnie znany: Zresztą zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes, lepiej już kraść par excellence jako złodziej. Tak jest chyba uczciwiej. Podobnie jest z tematem granym przez Kwinto na trąbce i generalnie ze wspaniałą muzyką Henryka Kuźniaka. Gdzie się podziały te czasy w polskim kinie, gdy tak się komponowało do filmu?

„Skąpiec”, 1980, reż. Jean Girault, Louis de Funès

Cóż to jest za remake. W XVII wieku wystawiono Skąpca na dworze Ludwika XIV. Napisał ją Jean-Baptiste Poquelin (Molière). Jak więc widzicie, lata 80. czerpały swoje pomysły ze źródeł wypracowanych setki lat temu, a współczesnym twórcom pozostała szansa na remaki zawierające zmiany formalne. Film w tym względzie miał zawsze najwięcej do powiedzenia, gdyż zmiana jest zawarta już w naturze tego medium, gdy adaptuje się sztukę teatralną. Wybór Louisa de Funèsa do roli Harpagona był w sposób oczywisty jaskrawy ze względu na temperament i styl gry komika. Żadna inna jednak kreacja, chociażby Alberto Sordiego i Michaela Aumonta, nie przetrwała takiej próby czasu. Jeśli jednak trafi się wam kiedyś seans Dusigrosza Freda Cavayé, zastanówcie się, ile Dany Boon zaczerpnął zarówno z samej postaci Harpagona, jak i Louisa de Funèsa.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA