search
REKLAMA
Recenzje

RYBKA ZWANA WANDĄ. Dziś taki film nie mógłby powstać

“Rybka zwana Wandą” gwarantuje doskonałą zabawę, a ponadto stanowi wycieczkę do prostszych czasów, gdy twórcy nie musieli aż tak bardzo uważać na słowa.

Tekst gościnny

11 lutego 2024

REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

„Rybka zwana Wandą” (ang. „A Fish Called Wanda”) narodziła się w głowie Johna Cleese’a na początku lat osiemdziesiątych. Wymyślił on scenę, w której osoba jąkająca się musi szybko przekazać ważną informację. Podzielił się swoim pomysłem z Charlesem Crichtonem, późniejszym reżyserem filmu, a ten dorzucił sekwencję zmiażdżenia czarnego charakteru przez walec drogowy. W efekcie kolejnych burz mózgów, trwających w sumie pięć lat, panowie napisali scenariusz komedii traktującej o napadzie na jubilera i jego nieprzewidzianych konsekwencjach. Całość wyreżyserował Crichton, wbrew obawom producentów, że nie podoła zadaniu ze względu na zaawansowany wiek. W niektórych scenach wspomagał go Cleese.

Obecnie taki film jak „Rybka zwana Wandą”, nie mógłby powstać. A przynajmniej nie w szeroko rozumianym głównym nurcie i nie bez problemów. Na ekranie dostało się bowiem niemalże wszystkim, co zresztą było charakterystyczne dla twórczości spod znaku Monty Pythona, do którego należało dwóch członków obsady – wspomniany wcześniej Cleese oraz Michael Palin. Mamy więc sceny wykpiwające osoby jąkające się, homoseksualne, a Anglicy zostają skrytykowani za swoją sztywność i pompatyczność. Ostrze satyry wymierzone jest również w Amerykanów, symbolizowanych tu przez niezbyt lotnego Otto (świetny Kevin Kline), naiwnych mężczyzn w kryzysie wieku średniego, „lecące na kasę” kobiety, wyniosłe, angielskie kury domowe oraz rozmiłowane w małych pieskach, zadufane w sobie emerytki. W krzywym zwierciadle ukazano negatywne ludzkie cechy, takie jak chciwość, próżność czy głupota. Aż strach pomyśleć, kto mógłby się poczuć urażony, gdyby film miał premierę w dzisiejszych, politycznie poprawnych czasach.

Przy tym wszystkim całość jest autentycznie zabawna. Scenariusz zawiera elementy komedii pomyłek, komedii romantycznej, heist-movie oraz kryminału i mimo uproszczeń tam, gdzie to potrzebne, trzyma się kupy, a cała główna obsada świetnie „czuje” swoje role. Jamie Lee Curtis (którą Cleese postanowił zatrudnić po ujrzeniu jej w „Nieoczekiwanej zamianie miejsc” Johna Landisa) jest uwodzicielska, a jednocześnie niepozbawiona romantycznych cech charakteru, bohater Cleese’a miota się w nieudanym, męczącym małżeństwie, tłamszony przez znudzoną żonę i kapryśną córkę (odgrywaną przez prawdziwe dziecko aktora) i kuszony przez Wandę, pragnącą, przynajmniej z początku, tylko wyciągnąć od niego informacje. Show kradnie jednak Kevin Kline w roli porywczego, a przy tym całkowicie nieudolnego przestępcy, który próbuje czytać klasyków filozofii, ale nic z nich nie rozumie (nie, Arystoteles nie był Belgiem). Postać Otto tak bardzo przypadła widzom do gustu, że twórcy postanowili zmienić przewidziany dla niej los. A sam Kline został uhonorowany Oscarem za rolę drugoplanową. Jąkający się Michael Palin, zakochany w swoich rybkach, tylko dopełnia obrazu radosnej zbieraniny indywiduów.

Ponoć jeden z widzów śmiał się podczas sceny przesłuchania (tej z frytkami) tak bardzo, że aż dostał zawału serca, co jednoznacznie nasuwa skojarzenie ze skeczem Monty Pythona o najzabawniejszym kawale świata. I choć nie sądzę, by ktoś jeszcze znalazł się w niebezpieczeństwie oglądając „Rybkę zwaną Wandą”, zdecydowanie warto zaryzykować i dać szansę tej angielskiej komedii. Gwarantuje ona bowiem doskonałą zabawę, a ponadto stanowi wycieczkę do prostszych czasów, gdy twórcy nie musieli aż tak bardzo uważać na słowa, a widzowie podchodzili do wytworów popkultury z większym luzem, oczekując po prostu rozrywki (jeśli to możliwe, na wysokim poziomie), miast doszukiwać się ukrytego przekazu w każdej scenie czy dialogu. John Cleese do dzisiaj uznaje „Rybkę…” za najlepszy film, w którym wystąpił.

W 1997 roku powstał duchowy następca „Rybki…”, zatytułowany „Lemur zwany Rollo” (ang. „Fierce Creatures”). Powróciła w nim cała główna obsada, ale nie udało się powtórzyć sukcesu pierwowzoru, co nie znaczy, że nie można się na tym filmie dobrze bawić.

REKLAMA