6 filmowych i serialowych ZŁOCZYŃCÓW budzących SYMPATIĘ
Moriarty – Sherlock
Podobne wpisy
Początkowo James „Jim” Moriarty, konsultant świata zbrodni, miał mieć wyłącznie rolę epizodyczną w serialu BBC Sherlock. Jednak wszyscy pokochali go tak bardzo – w czym ogromna zasługa niezwykle utalentowanego Andrew Scotta – że postać pojawia się teraz praktycznie w każdym sezonie, pokazując, że jest najlepszym elementem podupadającej serii. Gdy skupimy się na tropach związanych ze złoczyńcami, których lubimy, w tym przypadku wskazuje się na dwa główne: złoczyńcę, który jest niezwykle inteligentny, oraz złoczyńcę, który ma świetny gust. Zresztą podobnie jak Hannibal Lecter, Moriarty jest uroczy, przystojny, szalony na swój własny sposób, ekstrawagancki: kupuje garnitury od Vivienne Westwood, słucha Rossiniego czy Queen oraz tanecznym krokiem kradnie klejnoty królewskie, a do tego jest cudownie znudzony i sarkastyczny. Moim skromnym zdaniem to jedna z najlepiej napisanych queerowych postaci w historii telewizji i nic tego nie zmieni.
Moriarty jest przerażający, ale w sposób, który jest niezwykle rozrywkowy, poprzez „ruchy paralityka”, przewracanie oczami i przesadną mimikę. Czasami można odnieść wrażenie, że robi to wyłącznie dla swojej własnej przyjemności. Ale wiąże się z tym także absolutna popularność, jaką zdobyła postać. Jego zachowanie potrafi przyprawić o autentyczne dreszcze, a z drugiej sprawia niesamowicie dużo radości. W jednej chwili potrafi z tobą flirtować, by w kolejnej ni stąd, ni zowąd wykrzykiwać groźby podniesionym głosem. Jasne, jest wielu złoczyńców, którzy terroryzują głównego bohatera opowieści, ale nie ma zbyt wielu, którzy skutecznie terroryzują publiczność.
Do tego należy mieć na uwadze, że nie posiada on żadnego łzawego backstory. To postać, która od samego początku mówi, że: „Każda bajka potrzebuje dobrego, staromodnego złoczyńcy”. Do tego jest godnym przeciwnikiem Sherlocka, a ich rozgrywka jest emocjonująca i autentycznie nie wiadomo, komu kibicować. Trzeba mieć na uwadze, że Moriarty nie raz, nie dwa udowodnił, iż jest inteligentniejszy od swojego przeciwnika. Idealnie widać to chociażby w finałowej scenie drugiego sezonu. To czysty geniusz, który w chaosie potrafi znaleźć racjonalność.
Do tego to naprawdę zabawna postać, bez której historia nie byłaby w połowie tak porywająca, jak jest w rzeczywistości. Jego kultowe one-linery zna chyba każdy fan serialu, a pokrętne poczucie humoru sprawia, że nie sposób go nie polubić: „Czy zwykli ludzie nie są czarujący?”. Tym, co moim zdaniem wpływa na tak dużą sympatię widowni, jest fakt, iż Moriarty, w przeciwieństwie do większości złoczyńców, nie jawi się jako bohater, ale jako pełnowymiarowy psychopata, który doskonale zdaje sobie z tego sprawę. I jest dumny z tego, że jest psychopatycznym geniuszem zbrodni. Nie ulega złudzeniu, że jest kimś innym. Wiele osób próbowało diagnozować postać, stwierdzając, że cierpi na narcystyczne zaburzenie osobowości, sadystyczne zaburzenie osobowości, pasywno-agresywne zaburzenie osobowości czy antyspołeczne zaburzenie osobowości. Czyli – jednym słowem – jest psychopatą pełną gębą.
Patrick Bateman – American Psycho
Gdy mówimy o postaci Patricka Batemana, sympatia do niego wynika z tropu, zgodnie z którym widzowie kochają złoczyńców właśnie za to, jak nikczemni mogą być. Duża w tym jednak zasługa rewelacyjnego Christiana Bale’a, który w tej roli jest wręcz rewelacyjny. Jego postać błyszczy na każdym kroku, prezentując wściekłego, dobrze ubranego maniaka, który zjada książkowy pierwowzór na śniadanie. Niezależnie, czy jest to scena, w której nowa wizytówka kolegi zbudza w nim stan nerwowości, próba nakarmienia bankomatu kotem czy domowe ćwiczenia z Teksańską masakrą piłą mechaniczną w tle – Bale to wykapany Patrick zarówno pod względem tego, jak się zachowuje, jak i popełnionych czynów.
Złoczyńcę bez wątpienia można lubić ze względu na pokręcone poczucie humoru, zaś zwariowana scena, w której wysadza samochód jednym strzałem, a następnie goniony jest przez helikopter i wykonuje zwariowany telefon do swojego prawnika, w kontekście całego dzieła jawią się jako naprawdę zabawne, wpisując się idealnie w mroczną historię. Jednak tym, co wydaje się łączyć widownię i bohatera, jest przemoc. Trzeba mieć na uwadze [spoiler], że większość morderczych sekwencji dzieje się wyłącznie w wyobraźni Batemana. Istotne jest, iż zaczynamy widzieć podobieństwa, bo któż z nas nie fantazjował o tym, by pozbyć się irytującego szefa czy klienta, który gra nam na nerwach. I chociaż nasze marzenia na jawie mogą nie być aż tak przerażające, łatwo zrozumieć, skąd wywodzą się pragnienia naszego złoczyńcy.
Podobnie jak większość z nas stara się wpasować w otaczające go społeczeństwo, które wymaga od niego pewnych zachowań. Cały czas stara się zachować dobrą kondycję i dba o swoją sylwetkę, do tego stara się angażować w biznesowe dyskusje, próbując rozbawić współtowarzyszy. Do tego – jak na „prawdziwego mężczyznę” przystało – cały czas musi konkurować na wielu poziomach. Nic więc dziwnego, że jego alter ego opiera się na byciu sadystycznym gościem, bez krzty emocji. Biega z piłą mechaniczną umorusany krwią, zabijając prostytutki, bo może. Czegoż chcieć więcej od złoczyńcy.
Norman Stansfield – Leon zawodowiec
Fakt, iż Gary Oldman nie otrzymał za tę rolę nawet nominacji do Oscara, to dla mnie splunięcie w twarz absolutnie fantastycznemu występowi aktora, który zasługiwał na większe docenienie. Mimo że postać jest totalnie pokręcona, to budzi sympatię z jednego powodu – widzowie uważają złoczyńcę za niesamowitego. Norman, czyli skorumpowany agent DEA, ze wszystkich świetnych postaci z Leona zawodowca, jest najbardziej uwielbiany przez widzów, choć na koncie ma morderstwo całej rodziny, w tym czterolatka. To gość, który z jednej strony budzi podziw wśród współpracowników, nad którymi znęca się w sposób regularny, niejednokrotnie nadużywając swojej władzy, a z drugiej jest niezwykle czarujący, przystojny, o niesamowicie ciekawej osobowości, na tyle, że oglądanie go na ekranie to czysta przyjemność.
Choć od samego początku wiadomo, że to właśnie on jest złoczyńcą, to jednak działa i zachowuje się, jakby miał 100-procentową pewność, że cokolwiek by nie zrobił, ujdzie mu to na sucho. Jego współpracownicy boją się, gdyż wiedzą, do czego jest zdolny, ale mimo to zawsze staną za nim. Jego postać jest przerażająca, szalona. Momentami można go nawet porównać do komiksowego złoczyńcy, takiego jak chociażby Joker. Gary Oldman ma doświadczenie w graniu tego typu postaci, dlatego wie, gdzie leży cienka granica pomiędzy byciem wiarygodnym w swojej roli a karykaturą. Na koniec dodam, że osobiście kocham tę postać za totalnie nieprzewidywalne, improwizowane zachowanie, jak chociażby w scenie, gdzie pada klasyczny tekst – Everyone (Wszyscy)! Autentyczne filmowe złoto.
A Wy macie własne propozycje złoczyńców, którzy budzą sympatię?