search
REKLAMA
Ranking redakcyjny

REDAKCYJNE TOP 5. Osobiste listy najlepszych filmów 2019 roku

REDAKCJA

6 stycznia 2020

REKLAMA

Karol Barzowski

Parasite

1. Parasite

Trudno przypomnieć mi sobie seans, który był równie wielkim zaskoczeniem. Oczywiście nie zdziwiło mnie, że laureat Złotej Palmy okazał się wybitnym filmem, ale Parasite właściwie co chwilę skręca w nieznaną drogę, zmienia konwencję, powoduje, że widz otwiera szeroko oczy w zdumieniu. A poza tym to naprawdę rewelacyjna filmowa robota – od samej historii przez stronę techniczną do aktorstwa, wszystko stoi tu na najwyższym poziomie. Parasite jest produkcją wyjątkową i w 2019 roku nie miał sobie równych.

2. Green Book

Uwielbiam takie filmy – niby proste, ciepłe, pokrzepiające, z morałem, ale jednocześnie nieidące po linii najmniejszego oporu. Może to banalne, ale po seansie poczułem, że moje życie w jakiś sposób się zmieniło, ta historia przemówiła do mnie bardzo wyraźnie. A rewelacyjni Viggo Mortensen i Mahershala Ali byli już tylko wisienkami na pysznym torcie. Niektórzy mówią, że to typowe hollywoodzkie kino nastawione pod Oscary, czyste rzemiosło – cóż, módlmy się o takich rzemieślników jak Peter Farrelly!

3. Boże Ciało

Poza samą końcową sceną, która moim zdaniem nie w pełni zagrała, ten film jest właściwie idealny – i to nie „jak na polskie warunki”, ale w sensie ogólnym. To piękna, mądra, bardzo dobrze opowiedziana historia, które ma w sobie o wiele więcej niż szokujący motyw chłopaka z poprawczaka udającego księdza. Tylko czekać, aż Bartosz Bielenia zostanie gwiazdą pierwszego formatu, może i międzynarodową. Takich kreacji się nie zapomina.

4. Vice

Vice to najlepszy film o tematyce politycznej, jaki widziałem – nie w ubiegłym roku, nie w ostatnim czasie, ale w ogóle. Oczywiście Christian Bale jest nie do poznania i tworzy wybitną kreację, sama historia ciekawi od początku do końca, ale to, co w tej produkcji zachwyca najbardziej, to oryginalność, nietypowe podejście, efektowne oraz efektywne sztuczki i triki. Lubię to uczucie, kiedy po seansie moją pierwszą myślą jest: „Czegoś takiego jeszcze nie widziałem” – dzięki biografii Dicka Cheneya znowu się u mnie pojawiła. A to naprawdę rzadkie przypadki.

5. Powrót Bena i Mój piękny syn

Na piątym miejscu dwa filmy – niby różne, ale tak naprawdę bardzo podobne. Oba wzruszyły mnie, może nie do łez, ale do szklanych oczu na pewno. Choroba uzależnienia od narkotyków została w tych produkcjach pokazana z perspektywy rodzin narkomanów. Najbliżsi chcieliby pomóc, robią, co mogą, ale czasami po prostu nie mogą nic i muszą nauczyć się to akceptować. Dla niektórych te tytuły to zwykłe obyczajówki, dla mnie wywołujące mnóstwo emocji filmy o prawdziwych, poważnych problemach. Zarówno Powrót Bena, jak i Mój piękny syn są świetnie zagrane, i to nie tylko przez uznanych Julię Roberts i Steve’a Carrella, ale też gwiazdy młodego pokolenia.

Wyróżnienia dla filmów, które okazały się rewelacyjną rozrywką i dały mi w kinie mnóstwo frajdy:

Na noże

Avengers: Koniec gry

Grzeczni chłopcy

Aladyn

Shazam!

Radosław Pisula

Za dużo życia jest w tym filmie. Od dawna nie miałem tak, żeby jakaś produkcja sprawiała mi aż fizyczny ból, a tutaj nakręcająca się coraz bardziej spirala duszonych problemów, odpalająca w końcu z siłą bomby atomowej, nie bierze jeńców i każdy dostaje odłamkami. Tak bohaterowie, jak ich bliscy, dzieci czy w końcu widzowie. Mam zazwyczaj problem z dialogami w tego typu filmach, bo gdzieś tam z tyłu głowy siedzi mi fakt, że ich naturalność jest jednak wypucowana prze zastęp ludzi czytających kolejne wersje scenariusza, na spokojnie odmierzających każde słowo. W wersji Baumbacha jednak to poczucie gdzieś znikło, ponieważ z ust bohaterów leciał potok szczerości, a ja zatraciłem tutaj Johansson i Drivera i miałem przed sobą dwie postacie z krwi i kości. Uwierzyłem, że mogli się kochać; uwierzyłem również, że to uczucie mogło tak toksycznie korodować. Wielka aktorska popisówka i czysta maestria scenariuszowa. Chcę trzymać ten film w głowie, nie chcę do niego wracać. A scena z nożykiem to chyba moja ulubiona miniatura w tym roku.

2. Lighthouse

Eggers po raz kolejny bierze porzuconą przez kino konwencję i wciska w nią kilogramy nowego życia. Niesamowite show dwóch aktorów, które jednak ani na moment nie wymyka się reżyserowi z rąk. A przy tym jest wielopłaszczyznowe w odczytaniu, bo to jednocześnie najlepsza adaptacja lovecraftowskich koszmarów, religijna alegoria, opowieść o mierzeniu penisów przez pryzmat różnicy wieku czy w końcu porażająca przypowieść o alkoholizmie, gdzie naturalne i nadnaturalne napięcie rośnie z każdą sekundą. A do tego wszystkiego jeszcze kapitalne wykorzystanie czarno-białych zdjęć, świetna muzyka i najwykwintniejsze „pierdol się” w historii kina, wychodzące z ust Willema Dafoe’a.

3. Pewnego razu… w Hollywood

Nie jest to najlepszy Tarantino, jego styl i fascynacje są tutaj doładowane aż do porzygu, ale nie da się ukryć, że ta w pewien sposób magiczna podróż do czasów ostatnich podrygów największego Hollywood – u zarania chwili, gdy cała branża straci niewinność – to przemyślana co do sekundy laurka wystawiona przez geniusza. Przez obraz płyniemy powolutku i zupełnie rozumiem, że ktoś mógł odpaść podczas tego snucia się po spalonych słońcem ulicach Miasta Snów, ale mnie ta opowieść zahipnotyzowała na całego. Szczególnie że jest to również kapitalna historia o przyjaźni dwóch gości u schyłku swoich karier, gdy z robotą jest kłopot i koniec końców mają tylko siebie. Plus grupę poj$%ów na ganku. Kapitalne jak zawsze dialogi, świetne stopniowanie atrakcji – aż do finałowego katharsis.

4. Na noże

Scenariusz technicznie tak dokładny, że spokojnie można na nim opierać całe kursy na studiach filmoznawczych. Znakomite połączenie rozwiązań z nieśmiertelnej klasyki kryminału z przemyślaną intrygą, błyskotliwym dawkowaniem kolejnych zaskoczeń i zmyłek, fantastycznym prowadzeniem aktorów i w końcu po prostu mnóstwem bezpretensjonalnej rozrywki. A Craigowy Benoit Blanc może być dla Riana Johnsona kluczem do całkiem ciekawej marki. Na plus również wymuskana strona techniczna – na planie nie ma zbędnego rekwizytu, wszystko ma tutaj swoje miejsce. Aż mnie denerwuje ten porządek.

5. Parasite

A tutaj najbardziej zaskakujący seans tego roku, bo nagromadzenie kolejnych dziwacznych sytuacji jest podawane z konkretnym wyczuciem, a przy tych wszystkich szaleństwach Bong ani na chwilę nie traci z oczu brawurowego komentarza społecznego, który jest może i zbyt przerysowany, ale przez to też na dłużej zostaje w głowie. A do tego całość koncertowo zagrana. No i widz po seansie ma patologiczną wręcz chęć rozmawiania o tym, co właśnie zobaczył. Pełne zwycięstwo obranej drogi twórczej, unikalne jak karma mać.

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA