6 ABSURDALNYCH teorii spiskowych na temat filmów i seriali
W definicji wyrażenia „teoria spiskowa” wskazuje się, że jest to próba wyjaśnienia genezy zdarzenia, przebiegu wydarzeń lub sytuacji, stojąca w opozycji do powszechnie uznanej wersji. Internet pełen jest najdziwniejszych teorii spiskowych odnośnie do filmów czy seriali telewizyjnych. Najczęściej wskazuje się na powiązanie poszczególnych wątków z szatanem, Illuminati, którzy obecni są także w muzyce czy kosmitami. Niniejsze zestawienie koncentruje się na tych najbardziej absurdalnych teoriach, w które momentami aż trudno uwierzyć, a które podsycane są niekiedy przez samych twórców. Czy to zamierzony trolling czy może faktycznie coś jest na rzeczy?
"Breaking Bad" powiązane z "The Walking Dead"
Każdy, kto bacznie śledził kolejne sezony przygód Waltera White’a, zdaje sobie sprawę, że na przestrzeni 62 odcinków bohater dopuścił się wielu okropnych rzeczy, w tym śmierci wielu osób, nie licząc katastrofy lotniczej. Fani teorii spiskowych wiele lat po zakończeniu serialu zauważyli coś, co może bezpośrednio łączyć dwa serialowe światy – Breaking Bad i The Walking Dead; stacja AMC podgrzała plotki, stwierdzając, że mają pomysł na całe serialowe uniwersum, nie precyzując jednak, o jakie produkcje miałoby chodzić. Teoria głosi, że imperium narkotykowe z pierwszej produkcji jest odpowiedzialne za wystąpienie apokalipsy zombie w tej drugiej. Ale nie są to tylko czcze słowa, gdyż zwolennicy tejże teorii wskazują na kilka ważnych poszlak potwierdzających powyższe założenia; sami twórcy też nie zaprzeczyli, jakoby była ona fałszywa. Po pierwsze, najbardziej prawdopodobnym znakiem wskazującym na to, że Breaking Bad to prequel do The Walking Dead, to obecność niebieskiej mety, czyli narkotyku, który sprawił, że Walter White stał się Heisenbergiem. W drugim odcinku Merle, jeden z bohaterów świata żywych trupów, w swojej tajnej skrytce z narkotykami posiada produkt bliźniaczo podobny do tego z Breaking Bad; ciekawe jest, że twórcy potwierdzili, że easter egg został umieszczony w odcinku w sposób celowy. Kolejny z tropów dotyczy czerwono-czarnego dodge’a challengera dokładnie z 2009 roku, który to pojawia się w obu produkcjach; ale może to być czysty zbieg okoliczności, że wykorzystany został ten sam model. Niektórzy twierdzą też, że Gustavo Fring, który ginie od wybuchu bomby, był tak naprawdę pierwszym szwędaczem, gdyż wirus został stworzony przez Waltera, pacjentem zero zaś był nie kto inny jak Jesse Pinkman. Fani zwracają uwagę także na opis handlarza narkotyków, którego Merle i Daryl określili jako „beznadziejnego, małego białego faceta”, który używał angielskiego wyrażenia na literę b… z czego znany był także Jesse. Pamiętacie maszynę do robienia idealnej kawy z Breaking Bad? Otóż pojawia się ona także w sezonie trzecim The Walking Dead.
Horrorowe zasady u Willy'ego Wonki
Produkcja z 2011 roku, zatytułowana Dom w głębi lasu, to nie tylko kino postmodernistyczne, które przywołuje najlepsze horrorowe aspekty i dekonstruuje je, ale bawi się też poszczególnymi motywami – zapożyczając, cytując oraz parafrazując na wzór kultowego klasyka Krzyk z 1996 roku w reżyserii Wesa Cravena. Film określił także kilka podstawowych zasad, a dokładnie kolejności, w jakiej powinni ginąć bohaterowie horroru. Formuła ta dotyczyła w tym przypadku „etapów” składania ofiar Przedwiecznym, którzy na celu mieli zniszczenie świata, jeśli ludzkość nie dopełni odpowiedniego rytuału. Mamy więc pięć archetypów, gdzie kara śmierci dotyczy popełnionych przez nich wykroczeń. Są to: sportowiec, dziwka, uczony, głupek i dziewica, z zaznaczeniem, że dziwka musi zginąć jako pierwsza, dziewica zaś jako ostatnia. Autor jednej z teorii spiskowych zwrócił uwagę, że praktycznie identyczny schemat został wykorzystany w filmie o Willym Wonce z 1971 roku, gdzie dzieci oprowadzane po fabryce czekolady są kolejno karane za swoje występki. Jest on zdania, że w ten sposób realizowany jest wspomniany powyżej rytuał. I tak Augustus stanowi ucieleśnienie dziwki, gdyż jego żądza jedzenia doprowadza do jego upadku. Violet to bez wątpienia sportowiec (mistrzyni w żuciu gumy), Veruca zaś to błazen (głupek), czyli rozpuszczony bachor, który nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo, zaczepia groźne wiewiórki; jej śmierć była ta bezsensowna, że tylko potwierdza jej głupotę. Mike to uczony, którego gubi własna arogancja, Charlie zaś ze względu na czyste i niewinne motywy stanowi odpowiednik dziewicy.
Spongebob i testy nuklearne
Teoria ta krąży po Internecie już od dłuższego czasu, próbując de facto wytłumaczyć bajkę, w której mówiąca gąbka mieszka na dnie morza w domku w kształcie ananasa, na co dzień sprzedając hamburgery i mając za najlepszego przyjaciela rozgwiazdę. Po raz pierwszy pojawiła się ona w serwisie internetowym – Reddit, gdzie jej autor o pseudonimie Capmaster twierdził, że serial animowany pokazuje bezpośrednie skutki zrzucenia bomby atomowej. Na skutek promieniowania istoty zamieszkujące pobliskie wody uległy mutacji, stając się humanoidalnymi istotami znanymi z serialu. Zgodnie z teorią wszystkie dziwne i nienaturalne zjawiska pojawiające się na przestrzeni kolejnych odcinków pokazują bezpośrednie skutki powyższego wydarzenia. Jej zwolennicy zwracają także uwagę, że bohaterowie noszą ubrania charakterystyczne dla lat 40. XX wieku, a w pierwszym sezonie pojawia się miasto o nazwie Rock Bottom, które – w teorii – stanowi wielki krater po nuklearnym wybuchu, dlatego jego mieszkańcy zachowują się dziwacznie. Warto zaznaczyć, że sama teoria nie wzięła się znikąd. Otóż twórcy wskazują, że prawdziwe Bikini Bottom – jak głosi oficjalne stanowisko stacji produkującej serial Nickelodeon – znajduje się pośrodku Pacyfiku jako część Wysp Marshalla, gdzie na przestrzeni lat 1946–1958 amerykański rząd zdetonował aż dwie bomby atomowe, z czego eksplozja jednej nastąpiła pod wodą. Przypadek? Nie sądzę. Dodatkowo jedna z osób zajmujących się serialem przyznała, że teoria ta wśród pracowników jest określana mianem kanonicznej, czyli zaliczanej do ogólnego kanonu.
"Batmany" Schumachera to tak naprawdę filmy w ramach filmu
Większość osób zdaje sobie sprawę, że Batmany w reżyserii Schumachera zostaną zapamiętane nie ze względu na to, że to świetne filmy, ale przede wszystkim za kampowość, dziwaczne one-linery oraz Bat-kartę kredytową. Oficjalnie jednak mamy do czynienia z bezpośrednimi kontynuacjami Burtonowskich klasyków, czy to się nam podoba czy nie. Wiele osób zaczęło jednak to podważać, nie tylko dlatego, że pierwsze dwa filmy diametralnie różnią się od dwóch kolejnych. Fani stworzyli teorię, koncentrując się m.in. na różnicach w tonie produkcji, muzyce, wyglądzie Gotham i samego Batmana. Jon Negroni w 2014 roku wyszedł z założenia, że filmy Schumachera to po prostu filmy nakręcone w ramach uniwersum Burtona, przedstawiające postać Batmana zaraz po tym, jak Bruce Wayne, czyli Batman w wykonaniu Michaela Keatona, ujawnia światu swoją sekretną tożsamość; nie jest on jednak oryginalnym twórcą tejże teorii, niemniej jednak trudno jest wskazać jednoznacznie, kto ją zapoczątkował. Jako pierwszy trop wskazuje on zmianę w fizycznym wyglądzie Wayne’a, który z totalnego dziwaka przeistacza się w dużo bardziej muskularnego przystojniaka o wyraźnych rysach twarzy. Drugi trop skupia się na samym Gotham, które początkowo jawiło się jako przemysłowe pustkowie na skraju ekonomicznej zapaści; brudne, zakurzone, pełne przestarzałej technologii. Później przeistoczyło się w świecące, neonowe miasto przyszłości w samym środku boomu gospodarczego. Wersja zaprezentowana przez Schumachera to „hollywoodzka” wersja Burtonowskiego świata, gdzie miasto jest nieskazitelnie czyste, pełne heroicznych postaci, sami przestępcy zaś jawią się jako śmieszny dodatek, a nie prawdziwi, mroczni i brutalni przeciwnicy. Wielu krytyków zarzucało, że występ Jima Carreya to przesadzony do granic możliwości Joker w wydaniu Nicholsona. Twórca teorii twierdzi jednak, iż to celowy zabieg, by złoczyńcy poprzez swoją ekscentryczności nawiązywali właśnie do tego przeciwnika Batmana. Autor zwraca uwagę, że w jego przekonaniu filmy to nic więcej jak propaganda, co jego zdaniem ma więcej sensu aniżeli to, czym te filmy tak naprawdę są. Mamy więc do czynienia z niczym więcej, jak wypełnionym po brzegi akcją filmem superbohaterskim, gdzie w celu zdobycia młodszej publiczności wprowadzone zostały postacie Robina oraz Barbary, czyli siostrzenicy Alfreda.
Trzeci zabójca
Rok 1996 okazał się przełomowy dla gatunku, jakim jest horror, za sprawą Krzyku w reżyserii Wesa Cravena. Jak na razie powstało pięć filmów z serii (a szósty już został ogłoszony) oraz serial telewizyjny. Do tej pory, na przestrzeni całej franczyzy, mieliśmy aż 13 różnych zabójców, z czego czwórka pochodziła z serialu rozbitego na dwie odrębne części. Normalnie filmy skupiały się na motywie dwóch morderców, dlatego Internet zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie było trzeciego zamaskowanego psychopaty, w którego miał się wcielić nie kto inny jak Dewey; warto jednak zaznaczyć, że teoria ta częściowo została obalona w najnowszej odsłonie. Jej twórcy twierdzili, że na przestrzeni kolejnych filmów bohater ten nigdy nie umierał, choć otrzymał bóg jeden wie ile obrażeń. Zdarzało się, iż w najważniejszych momentach został obezwładniony; oczywiście. Także jego obrażenia zgodnie z teorią nie zagrażały jego życiu, co jest zgodne z linią przyjętą przez głównych złoli z pierwszego filmu – ich powierzchowne rany miały ich wykluczyć z kręgu podejrzanych. Również morderstwo jego siostry Tatum teoretycznie odciągnęłoby od niego podejrzenia, romans z Gale zaś umożliwiłby mu wgląd do prywatnych informacji. Fani zwrócili jednak uwagę, że ten tak naprawdę nigdy nie nosił żałoby po zmarłej w tragiczny sposób siostrze, podczas gdy romans z Gale był zaplanowany, ale w kontekście pilnowania jej, gdyż stanowiła zagrożenie dla całego planu. Kolejna wskazówka to policyjne buty, gdzie w roku 1996 sklepy internetowe nie dostarczały tego typu dóbr, więc by posiadać policyjne buty, trzeba było znać kogoś w jednostce. Pamiętajmy, że morderca w jednej ze scen ma na sobie taki model butów. Fani zwrócili uwagę, że pojawia się on zawsze moment przed atakiem lub po ataku Ghostface’a, czyli głównego antagonisty serii, co oznacza, że jest zawsze w pobliżu, choć w teorii nie powinno go w ogóle tam być. Przykładem jest chociażby moment, w którym Sydney, mieszkając na totalnym odludziu, goniona jest przez mordercę, gdy nagle Dewey w tajemniczy sposób pojawia się pod jej domem w odpowiednim momencie. Kolejny trop dotyczy aresztowania Billy’ego z pierwszej części, co po części dało mu alibi i odwróciło uwagę wszystkich, którzy go podejrzewali. Niektórzy twierdzą, że Dewey był znawcą slasherów, dlatego nigdy nie skonsumował swojego związku z reporterką w pierwszej części – to jedna z głównych zasad, by przeżyć horror. Kwestia ta rozpatrywana była przez fanów w kolejnych sequelach. Do tego zwolennicy tejże teorii twierdzą, że jego opiekuńcza natura, niewinność i dobroduszna osobowość powodują, że jest to ostatnia postać, którą można by podejrzewać o bycie wyrachowanym mordercą – i to właśnie sprawia, że byłby on idealnym mordercą.
RoboCop jest Chrystusem
Fani produkcji z 1987 roku zatytułowanej RoboCop zwrócili uwagę na niezwykłe podobieństwo historii filmowej do opowieści o Jezusie Chrystusie. Mamy bowiem do czynienia z człowiekiem, który zostaje niesłusznie pozbawiony życia, by następnie powrócić do świata żywych jako zbawiciel umierającego świata. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec wyraźne podobieństwo pomiędzy obydwiema historiami, a przynajmniej tak twierdzą osoby wierzące w teorię spiskową, zgodnie z którą tytułowy bohater dzieła Paula Verhoevena to tak naprawdę Chrystus. Jej zwolennicy wskazują nie tylko na aspekt brutalnego morderstwa policjanta na ulicach Detroit; dostajemy nawet scenę na początku, gdzie nasz bohater (Alex Murphy) zostaje postrzelony w prawą dłoń, która zostaje przedziurawiona niczym ręka Chrystusa przybijanego do krzyża. Niektórzy twierdzą, że to także nawiązanie do tego, że Jezus był prawą ręką Boga, dlatego Murphy „traci” prawą rękę. To także motyw powrotu na ziemię i ratowania żyć niewinnych mieszkańców zniszczonego miasta. Fani upierają się nawet, że finałowa scena, gdy ten chodzi po wodzie niczym Jezus, potwierdza te założenia, choć tak naprawdę to tylko spacer po bardzo płytkiej wodzie; każdy widzi, co chce widzieć. To nieco inny przypadek, bo sama teoria została wsparta w 2010 roku przez reżysera filmu, który swojego bohatera określił mianem „amerykańskiego Jezusa”. W wywiadzie dla MTV stwierdził, że film „opowiada o facecie, który zostaje ukrzyżowany w ciągu pierwszych 50 minut, a następnie wskrzeszony w ciągu następnych 50 minut”. Aż trudno uwierzyć, że satyra na wyrafinowaną wizję przedstawioną przez Ridleya Scotta w Łowcy Androidów (1982) niesie ze sobą tak niecodzienną alegorię.