SCHUMACHER. Anegdoty o mistrzu
Michael Schumacher był moim pierwszym sportowym bohaterem. Kiedy miałem kilka lat, prowadzone przez niego czerwone ferrari mknące po kolejne z rzędu zwycięstwa w Grand Prix Formuły 1 było dla mnie najwspanialszym widokiem i nie wyobrażałem sobie żadnego wspanialszego sportowca niż niemiecki mistrz. Z biegiem lat moje podejście do Schumiego ulegało jednak zmianie. Dominacja jednego zespołu i kierowcy coraz mniej mi się podobała, moje sympatie przesunęły się więc ku mniej faworyzowanym zawodnikom, a poznając coraz lepiej świat motorsportu, zacząłem też dostrzegać ciemne strony swojego dziecięcego idola, który w swej nieustępliwości w drodze po sukcesy był niejednokrotnie co najmniej kontrowersyjny. Gdyby przyszło mi dziś pisać artykuł czy reportaż o Schumacherze, starałbym się stworzyć obraz osoby wybitnie uzdolnionej w swojej dziedzinie i człowieka złożonego, łączącego serdeczność ze skrajną arogancją i bezwzględnością. Szkoda, że tak nie podeszła do postaci Niemca trójka twórców biograficznego filmu Schumacher.
Jestem zapewne zbyt surowy dla Hannsa-Brunona Kammertönsa, Vanessy Nöcker i Michaela Wecha, odpowiedzialnych za scenariusz i reżyserię wyprodukowanego dla Netflixa biopicu. Wykonali rzetelnie swoją robotę, trudno jednak o niuansowanie i dokumentalistyczne ambicje w projekcie ściśle kontrolowanym przez rodzinę Schumacherów (co na każdym kroku powstawania i promocji filmu jest podkreślane), dodatkowo opowiadającym o człowieku, który od niemal ośmiu lat przebywa poza publicznym widokiem po poważnym urazie głowy i wielomiesięcznej śpiączce. Skierowane do szerokiej publiczności krytyczne czy chociaż głębiej zaglądające do problematycznych epizodów jego kariery spojrzenie byłoby z automatu skazane na blokadę, pozwy i zarzuty o brak wyczucia wobec cierpiącego i bezbronnego człowieka. Tylko że bez tego dokument o 7-krotnym mistrzu świata staje się mdławą laurką o dzielnym sportowcu.
Schumacher skupia się przede wszystkim na przedstawieniu drogi Michaela na sam szczyt motorsportu. Akcent położony jest tu na lata 90. – wdarcie się przebojem do Formuły 1 młokosa z Nadrenii, który niespodziewanie rzucił wyzwanie ówczesnym gigantom tego sportu, takim jak Ayrton Senna, Alain Prost czy Nigel Mansell, zdobycie pierwszych tytułów mistrzowskich z Bennettonem (w cieniu tragicznej śmierci Senny) i mozolne budowanie potęgi Ferrari, po czterech trudnych latach ukoronowane pięcioletnią dominacją w sezonach 2000–2004. Schumachera poznajemy za pośrednictwem materiałów archiwalnych z transmisji TV, jego nagranych na różnych etapach kariery wypowiedzi, ale przede wszystkim wspomnień ludzi, którzy towarzyszyli mu w drodze na szczyt – żony Coriny, ojca Rolfa i brata Ralfa (też kierowcy F1), menedżera Williego Webera, szefów – Flavia Briatorego, Jeana Todta i Rossa Brawna, a także dziennikarzy i wybranych (dość selektywnie) rywali. Możemy więc poznać Niemca ze strony prywatnej, jako oddanego męża i ojca, z perspektywy współpracowników, współtworzących jego sukcesy, jako zdeterminowanego tytana pracy i perfekcjonistę żądnego rywalizacji, a w końcu także z punktu widzenia kolegów z toru, jako bezwzględnego przeciwnika. To wszystko składa się na tyleż ciekawy, co bardzo zachowawczy portret ikony F1 – bo przecież tego typu wspomnieniowy kolaż można zbudować o każdym w bardzo podobny sposób.
Kilka lat temu (zresztą również we współpracy z rodziną strzegącą dziedzictwa kierowcy) intrygujący portret gwiazdy i legendy Formuły 1 stworzył Asif Kapadia w Sennie. Z materiałów archiwalnych i wspomnień wyłaniał się tam obraz skomplikowanego człowieka, genialnego, ambitnego, ale też czasami zmagającego się z samym sobą i dopiero zamieniającego się w legendę scementowaną tragiczną śmiercią. W Schumacherze próżno szukać tego rodzaju wrażliwości. Można odnieść silne wrażenie, że sterujący projektem bliscy Michaela postawili sobie za cel zbudowanie pomnika, który nie tyle mówi coś o samym Mistrzu, co kompiluje już to, co większość ludzi i tak wie. Przez 110 minut Schumachera nie dowiedziałem się niczego, czego nie wyczytałbym wcześniej z tekstów poświęconych kierowcy w prasie (branżowej i niebranżowej), a prawdopodobnie podobną zawartość merytoryczną ma notka o Michaelu Schumacherze na Wikipedii. Tym bardziej szkoda, że długa kariera Niemca aż prosi się jeśli nie o rewizję, to przynajmniej rzetelne skonfrontowanie blasków z cieniami.
Rozumiem zakładanie pozytywnych filtrów i niejako wymuszone przez pozycję twórców priorytetyzowanie pozytywów w biografii Schumachera, ale czarne karty jego kariery zostały niemalże zignorowane. Pojawia się wątek kolizji z Damonem Hillem i Jakiem Villeneueve’em w decydujących o tytule mistrzowskim wyścigach odpowiednio 1994 i 1997 roku (w pierwszym przypadku Schumacher nie poniósł kary i wygrał, za drugim został zdyskwalifikowany z całej kampanii), kompletnie nie ma już jednak mowy o innych: o co najmniej problematycznych relacjach władzy wewnątrz Ferrari, niekiedy obcesowo dyskryminującego drugiego kierowcę (Rubensa Barrichelli skądinąd nie ma wśród wypowiadających się w filmie osobistości F1 – a przecież Brazylijczyk jeździł z Schumim aż 6 lat), o niesportowym zatrzymaniu sesji kwalifikacyjnej w Monte Carlo 2006 czy niesławnym wyścigu w USA 2005, gdy Schumacher zgarnął jedyne zwycięstwo w kampanii, jadąc cały wyścig bez rywali, ignorując protest niemal wszystkich zespołów w sprawie bezpieczeństwa (zresztą po poważnym wypadku Ralfa Schumachera). Nie chodzi mi o to, by pastwić się nad Schumacherem, ale dokument stwarzał szansę na przepracowanie tych epizodów i zmierzenie się z prawdziwą wielowymiarowością postaci Schumachera, który bez wątpienia jest ikoną, ale nie nieskazitelną. Zamiast tego mamy zamiatanie niewygodnych epizodów pod dywan. Dwa incydenty z 1994 i 1997 roku pojawiają się chyba tylko dlatego, że naprawdę nie można było już pominąć tak głośnych wydarzeń, które zadecydowały kolejno o pierwszym tytule Niemca i braku pierwszego mistrzostwa z Ferrari oraz bezprecedensowym wykluczeniu. Obydwa są jednak potraktowane z olbrzymią dozą pobłażliwości. Raz Schumacher właściwie chyba tylko się pomylił, a w sumie to czy można go winić za wygraną (co szczególnie trąci manipulacją, tezę tę wygłasza sam Hill), drugi raz „nie był sobą i na pewno nie chciał zrobić nic niesportowego”. Ot i całe potraktowanie jednych z najbardziej kontrowersyjnych momentów w całej historii Formuły 1 w blisko dwugodzinnej biografii.
Zignorowane przez twórców Schumachera są też inne epizody, nawet te pozytywne – dość wspomnieć chociażby mentorską relację z Felipem Massą, grę zespołową w roku 1999 czy kilka przebłysków geniuszu w czasie ogólnie nieudanego powrotu z Mercedesem w latach 2010–2012 (ten epizod zresztą jest w ogóle potraktowany bardzo po macoszemu). Brakuje nawet celebracji największych popisów umiejętności Schumachera takich jak GP Hiszpanii 1996 czy San Marino 2006. Może więc nie tyle zabrakło woli, by poruszać bardziej drażliwe kwestie i rysować głębszy portret Schumachera, ale po prostu twórcy dokumentu nie potrafili sensownie opowiedzieć o 7-krotnym mistrzu świata inaczej niż za pomocą generycznej megaanegdoty pokazującej, że „Schumacher wielkim kierowcą był”. Naprawdę szkoda, bo ta postać to materiał na być może jeszcze ciekawszy film niż Senna. Ale Schumacher AD 2021 raczej nie ma szans na zafascynowanie kogokolwiek i pozostanie ciekawostką dryfującą gdzieś w odmętach Netflixa.