search
REKLAMA
Felietony

The Boys od Marvela? Czy THUNDERBOLTS* będzie udanym filmem MCU?

Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: co to w ogóle znaczy „udany film” w kontekście kina superbohaterskiego?

Odys Korczyński

26 września 2024

REKLAMA

Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: co to w ogóle znaczy „udany film” w kontekście kina superbohaterskiego? Czy to taki, na którym wszyscy będą dobrze się bawić, a potem o nim zapomną (Ant-Man), czy może to tytuł, który będzie miał szansę na kultowość, jak chociażby Avengers: Wojna bez granic? Mam wrażenie, że Thunderbolts* celują właśnie w tę drugą definicję. Problem jednak w tym, że próba reanimacji MCU za pomocą zgrai pomniejszych bohaterów, i to w wydaniu negatywnym, jest pomysłem ryzykownym. Już w czasie wstępnej produkcji widać było nerwowe ruchy Marvela, gdy Thunderbolts* miał być jeszcze spin-offem Czarnej Wdowy. Po licznych poprawkach film stał się jednak niezależnym projektem, co go z pewnością uratowało od całkowitej klapy, niemniej teraz jego finalna jakość zależy od tego, którą drogą pójdą producenci. Czy będzie to bezpieczna ścieżka 12+, czy może dojrzalsza i cyniczna autostrada bez ograniczeń prędkości, którą pojechali The Boys?

Premiera Thunderbolts* jest zapowiedziana na maj 2025, czyli już całkiem blisko. Film został wyreżyserowany przez Jake’a Schreiera, czyli twórcę zupełnie niedoświadczonego w kinie superbohaterskim. Paradoksalnie może to być właśnie zaletą. Może być również wadą, bo w kinie od wielkich producentów często się zdarza, że reżyserzy to figuranci, zarządcy i realizatorzy korporacyjnej woli rozpisanej w słupkach marketingowych analiz. MCU naprawdę nie potrzebuje takiego podejścia. Uniwersum potrzebuje za to bardzo odważnego wyjścia do widzów, jeśli ma przetrwać, a więc na czele filmu powinien stać ktoś z wizjonerskim portfolio oraz bezpretensjonalną koncepcją na produkcję. Nie sądzę, by Jake Schreier był tym kimś, podobnie i scenarzysta – Eric Pearson. Spójrzcie na ich portfolio reżyserskie i scenopisarskie, a sami się przekonacie, że przyjemnie i lekko w kinie teraz już nie sprawdzi się jako podejście ratunkowe dla świata Marvela. Spoglądanie na DC, a zwłaszcza na Legion Samobójców jest jeszcze gorszym wyjściem. DC właściwie już utonęło w swojej bylejakości, więc tak naprawdę nie ma z kim się ścigać ani na kim wzorować. Niestety Thunderbolts* starają się to robić, bo w jakimś sensie są odpowiedzią na nieudany Legion. Marvel stwierdził, że zrobi coś w rodzaju swojego Legionu, ale tym razem nakręci wszystko lepiej niż DC. Umówmy się, żeby zrobić to lepiej, wcale aż tak nie trzeba się starać.

Koncepcji filmu niestety już nie da się zmienić, a jest ona bardzo podobna do Legionu Samobójców. Rząd USA zamiast superbohaterów zatrudnia grupę antybohaterów, który cierpią na coś w rodzaju depresji, czują się niepotrzebni i czynienie zła już ich nie bawi. Może dla odmiany zrobią więc coś dobrego? W zakresie konstrukcji fabuły nie przedstawia niczego nowego niż standardowy film akcji, czyli przedstawienie członków grupy, zabranie ich w tajnym pomieszczeniu przez szefa – który jak zawsze musi być grany przez ikonę kina – przydzielenie zadania, jakiś mały finałowy twist w postaci takiej, że ktoś, kto wydawał się pozytywny, nagle zdjął maskę i stał się zły, oraz szczęśliwe zakończenie, czyli złoczyńcy wcale nie są tacy źli. Tak naprawdę wystarczy obejrzeć zwiastun, żeby zorientować się, o czym będzie cały film. Nie będzie tam wielopoziomowych intryg, zwrotów akcji, wysublimowanego aktorstwa, za to z całą pewnością w charakterystycznie infantylny dla Marvela sposób będzie wymieszany dramat z komedią. Tanie żarty zostaną więc wkomponowane w patetyczną akcję, o ładunku emocjonalnym wzmocnionym przez bębniastą i trąbiastą muzykę. A przecież Thunderbolts* miał być tym nowym otwarciem MCU, rekompensatą za zniknięcie Thanosa, usunięcie Waititiego z uniwersum oraz zakończenie przygody ze Strażnikami Galaktyki. Jak na razie więc pełen zawód, bo spodziewam się sztampowej produkcji, która nic świeżego nie wniesie do MCU.

A już zapachniało The Boys, gdy Marvel zdecydował się włączyć złoczyńców do głównej linii fabularnej. Oswoił ich jednak, niemal wykastrował, a w przypadku kobiet skopiował ich osobowości z filmów, w których poprzednio były negatywnymi bohaterkami. Na dodatek wsadził w ich usta jakieś żarty sytuacyjne, które udają komizm. Oczywiście nie mam pojęcia, jak będzie w całym filmie. Znając jednak sceny wybrane do zwiastuna, trudno się podziewać czegoś innego. Nawet w zakresie choreografii walk i scen akcji, sekwencje z udziałem samochodów oraz pozy, które przybierają bohaterowie, w połączeniu ze slow motion, wydają się tak ograne w blockbusterach, że naprawdę odczuwa się zawód i zdziwienie, dlaczego znowu wykorzystano te same pomysły. Wracając do The Boys, ich unikalność oraz tym samym wartościowość jako inspiracji dla Thunderbolts* bynajmniej nie polega na ilości przekleństw i szowinistycznych postępków, lecz na scenariuszu oraz realizacji, w skład której wchodzą zdjęcia, montaż, muzyka, a nawet rozegranie czołówki, żeby każdy odcinek charakteryzował się unikalnym wstępem. W The Boys występują czarne charaktery, których rola w fabule jest znacząca, a właściwie główna. Nikt ich nie wybiela, nie zmusza do wysilonego opowiadania łamiących klimat kawałków. Mało tego, nawet wśród tzw. pozytywnych bohaterów trudno odnaleźć naprawdę pozytywne postaci, a i wśród nich każdy posiada unikalny styl, wyrażający się w ekranowej osobowości, czego nie można powiedzieć o Thunderboltsach*. Zwiastun niekiedy potrafi opowiedzieć naprawdę dużo o całości, w tym przypadku na niekorzyść. Jest w nim taka scena, gdy wszystkie postaci zostają zgromadzone w wielkiej sali i zaczynają ze sobą walczyć. To coś w rodzaju przyspieszonej prezentacji, kim są, i na co je stać w starciach z przeciwnikami. W tamtym momencie widać, jak bardzo się zlewają ze sobą. Wyróżnia się tak naprawdę jedynie Duch, ale dopóki nie zdejmie maski. Jednym słowem: szansa na odgapienie od The Boys najlepszych cech i przetransponowanie ich do pełnometrażowej produkcji została stracona. A zapowiadało się naprawdę obiecująco z tym powierzeniem głównych ról złoczyńcom, tylko czy oni naprawdę nimi byli? Thunderboltsów* pewnie obejrzę, lecz nie spodziewam się wielkiego kina. Problem w tym, że sztampowe kino superbohaterskie niekoniecznie da mi jakąkolwiek rozrywkę. Za dużo już tego w MCU się wydarzyło.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA