INDIANA JONES 5 – czy to jeszcze kultowy film, czy już produkt do wyciągania kasy od widzów?
W kontekście zmian, które nastąpiły w piątej odsłonie przygód Indiany Jonesa, co najmniej dziwne jest teraz sugerować tak jednoznacznie, dlaczego Królestwo Kryształowej Czaszki się nie udało. Zwłaszcza że najnowszy film może cierpieć na te same bolączki; chociaż np. Quentinowi Tarantino się podoba bardziej niż Ostatnia krucjata. Tak zrobiła Kathleen Kennedy, a dołożył nieco David Koepp, bo musiał się po fakcie poskarżyć, że jego pomysł nie został doceniony. Indiana Jones to historia popkulturowo stara, pochodząca z przedinternetowych czasów o bardzo charakterystycznej, niepodrabialnej stylistyce. Stąd zawsze będą wynikać problemy z odbiorem części realizowanych po latach. Są jednak pewne elementy, których zmiana już na starcie może przekreślić jakość całości. I właśnie o nie bym się obawiał w kontekście najnowszej części, zamiast utyskiwać na starą, i poprzez to poniekąd uprawiać nieuczciwą reklamę tej nowej lub nawet usprawiedliwiać jej potencjalnie negatywną recepcję.
Jedno nie ulega wątpliwości – pewna epoka się skończyła, a to nie wróży dobrze. Wszystkie dotychczasowe filmy o przygodach Indiany Jonesa wyreżyserował Steven Spielberg, przy współpracy, tej profesjonalnej i tej koleżeńskiej, George’a Lucasa. Postać, którą zagrał Harrison Ford, była spełnieniem ich dziecięcych fantazji. Oni ją napisali, współtworzyli, przeżyli, zobaczyli w swoich myślach, a potem przenieśli na ekran. W piątym filmie z serii nie będzie już Stevena Spielberga na stanowisku reżysera, czyli twórcy, który znał Indianę zapewne jak siebie. Będzie producentem i trudno stwierdzić, jaki okaże się jego rzeczywisty wpływ na historię. Był z nią od początku i pozostawił jako popkulturowy twór, z którego teraz wielka firma producencka ma zamiar uczynić typową franczyzę z niezliczoną ilością części – chociaż to raczej niemożliwe, bo Harrison Ford nieubłaganie zbliża się do końca kariery ze względu na wiek. Seria więc niedługo stanie przed wyborem następcy. O ten brak Spielberga martwiłbym się więc znacznie bardziej niż o niewiele ponad 50 procent pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes, które udało się wyszarpać od widzów Królestwu Kryształowej Czaszki, ostatniej produkcji Spielberga z tej serii pochodzącej z 2008 roku, a więc powstałej 19 lat po Ostatniej krucjacie. Ten czas to kompletna zmiana stylistyki w kinie przygodowym, a spora część widzów-fanów Nowej Przygody została jeszcze sentymentalnie w latach 80.
I tak dochodzimy do kolejnego zagadnienia – problemu kosmitów. Kathleen Kennedy przyznała w swojej wypowiedzi, że historia w Królestwie Kryształowej Czaszki nie była dość solidna. – You never set out to do anything except make a great movie. And sometimes you hit that perfectly, and sometimes you don’t. In the case of ‘Indy 4’, I don’t think there’s any specific thing that any of us looked back on, except that we may not have had as strong a story as we wanted.
A może trzeba interpretować jej słowa w ten sposób, że historia ta nie odnosiła się do żadnej wielkiej legendy, jak np. Arka Przymierza, kult bogini Kali albo Święty Graal. Wcześniej zresztą David Koepp skarżył się, że Lucas i Spielberg odrzucili jego pomysł, a wprowadzenie wątku kosmitów do produkcji było błędem. Jaki to pomysł, tego nie zdradził. Wróćmy teraz do tych 19 lat, które dzielą trzeci i czwarty film z Jonesem. Historia o kosmitach wcale nie jest taka zła tylko dlatego, że traktuje o przedstawicielach obcej cywilizacji. Można ją było jednak dopracować w kwestiach intertekstualnych i archetypicznych. Tego faktycznie zabrakło, ale generalnie produkcja nie odstawała klimatem od wcześniejszych. Twórcy (Lucas i Spielberg) najwidoczniej założyli, że w XXI wieku to właśnie taka koncepcja się najlepiej sprzeda, bo kino po 2000 roku lubi łączenie elementów nowej przygody z fantastyką naukową.
A teraz te utyskiwania na kosmitów ze strony Davida Koeppa i Kathleen Kennedy odnieśmy do tego, co może być zaserwowane widzom w piątym filmie o Jonesie. I to jest właśnie najbardziej niesprawiedliwe. Spójrzmy więc na niedawne zdjęcia z produkcji. Nie zabraknie wzmianek o NASA, jak również scen kręconych w starożytnym Rzymie. Oby tylko Indiana nie przeniósł się rzeczywiście w czasie, bo będzie to sytuacja całkiem podobna do obecności kosmitów w Królestwie Kryształowej Czaszki. Internet huczy od plotek, a na fotografiach można zobaczyć Indiego z czymś na plecach, co przypomina uprząż albo dawny spadochron. Być może to samolot posłużył mu do przeniesienia się w czasie?
Niezbyt odkrywcza wydaje się również koncepcja ponownego wykorzystania nazistów jako tła dla historii, czyli niespodzianek nie będzie. Czy naprawdę jednak wierzyliście, że produkcja może wyjść poza pewne ramy i wrócić w pełni korzeniami do lat 80.? Ciekawi mnie tylko, jaką ostatecznie kategorię wiekową otrzyma. Najpewniej PG-13, co dodatkowo ją ograniczy treściowo i wizualnie. Przypomnę tylko, że to właśnie opuszczenie stylistyki sprzed lat spowodowało bunt fanów – tylko że z kolei jest to oczywiste, że kinematografia ewoluuje. Jesteśmy więc w sytuacji trochę bez wyjścia. Wielkie firmy producenckie, dając środki na produkcję, oczekują konkretnych rezultatów finansowych. Te jednak są uzależnione od popularności filmu wśród widzów, a to z kolei od treści. W przypadku Indiany Jonesa opierać zyski na fanach poprzednich części nie ma sensu, bo ilościowo jest ich coraz mniej. Marketingowo więc lepiej zwrócić się ku pokoleniu, które nie ma sentymentu do lat 80., bo zwyczajnie się wtedy jeszcze nie urodziło. A to na pewno zdenerwuje tych widzów, którzy pamiętają stare przygody doktora Jonesa. Koło w jakimś sensie się zamyka, bo film jest biznesem, a inwestycje muszą się zwrócić.
Kosmici w Królestwie Kryształowej Czaszki są więc problemem marginalnym, kamuflującym specyficzną rolę tej produkcji. Był to film tzw. przejścia, sondujący opinię, czy jeszcze warto eksploatować temat. Okazało się, że warto na tyle, żeby spróbować jeszcze raz, i jestem przekonany, że z tym samym podejściem do skomplikowania i sztampowości treści; co nie oznacza klapy, ale np. rozrywkę na uśrednionym poziomie, która swoją ewentualną kultowość oprze wyłącznie na poprzednikach z lat 80. Indiana Jones 5 będzie więc tytułem, który zadecyduje o przyszłości sagi, a wszelkie dalsze sequele lub prequele nie wejdą do kanonu dzieł z gatunku Nowej Przygody przy dzisiejszym podejściu Disneya.