search
REKLAMA
Felietony

Czy INDIANA JONES to rzeczywiście mizoginiczne i rasistowskie kino?

Problem ewentualnego rasizmu i seksizmu w „Indianie Jonesie i Świątyni Zagłady” skomentował Ke Huy Quan (Wan „Short Round” Li).

Odys Korczyński

23 listopada 2022

REKLAMA

A co wtedy, gdyby Indiana Jones był czarny, żółty lub niebieski? Nic, po prostu nic. Byłby taki i w ogóle nikt nie powinien na to zwrócić uwagi. Zapisał się jednak jako kultowy biały bohater; i również – co z tego? Pytanie tylko, czy nie został umieszczony w świecie bazującym na rasowych i płciowych stereotypach, i to jest właśnie ten problem (nieco inaczej teraz sformułowany), który pojawił się ostatnio w mediach. Problem ewentualnego rasizmu i seksizmu w Indianie Jonesie i Świątyni Zagłady skomentował Ke Huy Quan (Wan „Short Round” Li). Nikt jak on nie miał do tego prawa i dobrze się stało, że ten komentarz wyszedł od niego – dobrze dla obu stron, czyli tych, którzy problemu rasizmu w kinie nigdy nie rozumieli, podobnie też problemu rasizmu w ogóle, bo są rasistami, i tych, którzy chcą zrewolucjonizować całe współczesne kino za pomocą wprowadzania parytetów rasowych, czym ryzykują nową formę dyskryminacji rasowej. Rasizm nie ma koloru skóry, więc biali również mają prawo do równego traktowania. Tyle że jest to prawo moralnie nieco rozchwiane, bo z drugiej strony nikt takiego mistrzostwa w rasizmie jak biała rasa nigdy nie uzyskał w sprzeczności z głoszonym wszem wobec ucywilizowaniem świata rządzonego i tworzonego przez ową rasę. Zobaczmy więc, co powiedział Ke Huy Quan i co tak naprawdę tkwi w filmie Stevena Spielberga? Czy jest to mizoginiczne i rasistowskie kino dla nigdy nie dorastających chłopców?

W kontekście problemu rasizmu w Świątyni Zagłady może lepiej, żeby Indiana Jones był żółty? Tak się tylko głośno zastanawiam, przyglądając się temu, co dzieje się w historii kina. Rasa żółta, w porównaniu np. z czarną, ma wciąż niewielką reprezentację w kinie amerykańskim. Afroamerykanie sobie to mozolnie wywalczyli, ale Azjaci pozostali zamknięci w swoim kręgu kulturowym. W filmach często przedstawiani byli (i są) jako kultura, która jest dziwna, nie można jej ufać, zawiera mafijne, demoniczne i pierwotne elementy itp.; generalnie biali reprezentują moralnie wyższy poziom rozwoju. Oczywiście rozumiem, że takie przemalowanie Indiany możliwe nie jest. Zresztą tego nie oczekuję. Mógłby być to jednak ciekawy eksperyment, który by pokazał, jak bardzo kultowość kina jest zależna od koloru skóry głównego bohatera i wreszcie jak zależy od tzw. ulokowania rasowego społeczności, jaka jest głównym producentem i odbiorcą takich właśnie legendarnych produktów medialnych. Indiana Jones.

Zanim podstawię kilka zaczepnych pytań, chciałbym, byśmy sobie coś ważnego uświadomili. Jaka jest sytuacja? Pojawiły się zarzuty, że produkcja Indiana Jones i Świątynia Zagłady stawia w złym świetle mieszkańców Indii, co niejako automatycznie rzutuje na Indian, czyli, żeby być precyzyjniejszym i zgodnym w nazewnictwie z tym, jak sobie życzą być nazywani rdzenni mieszkańcy Ameryki, „Pierwsze Narody” (First Nations) lub np. „Natywni, Tubylczy Amerykanie” (Native Americans). Ke Huy Quan tego akurat nie zasugerował, ale podobieństwa semantyczne często rzutują na odbiór interpretowanych dzieł artystycznych, więc weźmy to pod uwagę, kiedy czytamy o np. nieadekwatnym pokazaniu Indian, czyli mieszkańców obu Ameryk, ale i poniekąd Indii. Drugim zarzutem jest ukazanie roli kobiety w filmie przygodowym, a może co bardziej znaczące, w relacji z mężczyzną, którym jest pełen testosteronu do granic absurdu Indiana Jones. I tak Ke Huy Quan mówi: We’re talking about something that was done almost 40 years ago. It was a different time. It’s so hard to judge something so many years later. I have nothing but fond memories. I really don’t have anything negative to say about it. – Mówimy o czymś, co wydarzyło się 40 lat temu. To był inny czas. Trudno oceniać coś, co wydarzyło się tak wiele lat temu. Nie mam innych wspomnień niż te dobre. Naprawdę nie mam do powiedzenia nic negatywnego na ten temat. Brzmi to całkiem nieźle dla białych zwolenników status quo w kinie. Zobaczmy jednak kolejną wypowiedź: Spielberg was the first person to put an Asian face in a Hollywood blockbuster. Short Round is funny, he’s courageous, he saves Indy’s ass. That was a rarity then. For many years after that, we were back to square one.Spielberg jako pierwszy pokazał azjatycką twarz w hollywoodzkim blockbusterze. Short Round jest zabawny, odważny, ratuje Indy’ego. Wtedy to była rzadkość. Później wróciliśmy do punktu wyjścia.

Trzeba przyznać, że to zręczna wypowiedź, doceniająca reżysera, również szansę, którą otrzymał aktor, żeby zaistnieć w świecie filmu i zmienić swoje życie. Z drugiej jednak strony bardzo gorzka, bo opisuje szansę dla kina, która została dla Azjatów otwarta przez Spielberga, ale teraz już nic z niej nie zostało. WRÓCILIŚMY DO PUNKTU WYJŚCIA. Dyplomatycznie, lecz chyba wystarczająco jasno i dobitnie Ke Huy Quan podsumował obecny stan kina blockbusterowego. Jaki więc faktycznie jest ten Indiana Jones?

Dla mnie to ukochane kino, które elektryzowało mnie jako młodego chłopaka. To jednak w żadnym wypadku nie powinno zaciemniać obiektywnej oceny; i warto wobec filmów współcześnie jej dokonywać, żeby właśnie naszym dzieciom odpowiednio tłumaczyć grę językową i kulturową, która prezentowana jest w starszych produkcjach. To jest właśnie postrzeganie dzieł artystycznych z refleksją na temat czasów, w których powstały – krytyczną refleksją. Ogólnej oceny filmu to w większości wypadków nie zmieni i nie ma tego na celu. Chodzi tylko o głębsze zrozumienie tego, co widzimy, i porównanie z tym, jaką świadomość owych problemów mamy dzisiaj. A więc co do przedstawienia kobiety jako uległej, nieco głupkowatej, stereotypowej blondynki – rację mają ci, którzy tak właśnie odbierają Willie (Kate Capshaw). Na dodatek przynajmniej w tej części przygód Jonesa nie ma ona żadnej równowagi w postaci silnego, kobiecego charakteru. To staromodne i mizoginiczne podejście do kobiet, i generalnie płci, bo sam Indiana Jones również pada ofiarą swojej męskości. Rozumiem, że w tamtych czasach, w filmie przygodowym, tak się robiło. Nie ma sensu wychodzić na barykady ze sztandarem krytyki takiego podejścia do kobiet akurat w tym Indianie Jonesie, prosto w ogień konserwatywnych karabinów maszynowych, warto być jednak go świadomym – a dokładnie tego, że w dzisiejszym świecie nie powinno mieć to miejsca.

W kwestii zaś rasizmu sprawa aż tak jasna jednak nie jest. Z jednej strony ktoś może faktycznie poczuć się urażony sposobem prezentowania społeczności hinduskiej. Z drugiej jednak nie ma sensu aż tak zaklinać rzeczywistości. Weźmy pod uwagę, że przedstawianie negatywne jakiejkolwiek grupy kulturowej w filmie, niekoniecznie wiąże się z przypisywaniem jej tych cech jako stałych i ją definiujących w realnej rzeczywistości. One mogą funkcjonować tylko w umyśle widza jako stałe, a to kolosalna różnica. W filmie Indiana Jones mamy przecież do czynienia z kultami animistycznymi i politeistycznymi, które również w naszej, białej, kulturze występowały, a ich model wierzeń był niemal identyczny w porównaniu np. z kultem bogini Kali. Porównajmy ją chociażby z Marzanną. Co ciekawe, model ten się zasadniczo nie zmienił w monoteizmie, tylko przyjął odmienną, nominalną formę. Inną więc sprawą są skojarzenia widzów w ramach swoich ideologicznych zapatrywań. Żeby przykleić łatkę rasizmu Indianie Jonesie, trzeba o wiele więcej dowodów. Zachowajmy więc spokój. Indiana Jones może jest stereotypowy i mocno patriarchalny, lecz nie przekracza w kwestiach kulturowych granicy, za którą rozpoczyna się ewidentny rasizm. Jest wiele produkcji, które to robią mocniej i bardziej bezczelnie. Miałbym jednak większe pretensje do konstrukcji wizerunku kobiety.

Mało kto jednak zwrócił uwagę na kwestie językowe. Indianie wciąż kojarzą się nam nie z mieszkańcami Indii, a z rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej i Południowej. Ich z kolei reprezentacja w filmie w ogóle jest jeszcze gorsza niż rasy czarnej i Azjatów. Dyskusja o rasizmie w Indianie Jonesie może być więc przyczynkiem do bliższego przyjrzenia się sytuacji Natywnych Amerykanów w kinematografii, zwłaszcza gdy chodzi o westerny, gdzie dużo bardziej widać białą supremację i stereotypowe ujęcie „Indian” na tle doskonałej, białej kultury niż w Indianie Jonesie. Notabene, a co sądzicie o przedstawianiu Azjatów w westernach?

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA