Pan „Ser” i jego SENS ŻYCIA. 5 najlepszych ról JOHNA CLEESE’A
Jaką karierę mógłby zrobić w Monty Pythonie, gdyby jego ojciec nie zmienił kiedyś nazwiska z Cheese na Cleese? Mam na myśli całą tę surrealistyczną otoczkę wokół grupy, no i oczywiście wydźwięk Skeczu o serze, gdyby grał w nim faktycznie Pan Ser. Ale to nieprawda, że najciekawsze role Johna Cleese’a powstały wyłącznie pod auspicjami Monty Pythona. Po rozpadzie grupy jej członkowie wciąż ze sobą współpracowali (Rybka zwana Wandą, Eryk wiking). Z biegiem lat kariera Cleese’a ewoluowała. Nieliczne role główne przekute zostały w końcu w role epizodyczne i charakterystyczne, co dla jego zdolności komediowych i specyficznego zachowania przed kamerą okazało się świetną drogą. Kreacje naukowców, ekspertów, dziwaków są wprost stworzone dla niego, chociaż to nie na nich skupia się poniższe zestawienie. Cleese’a wolę jednak pamiętać z ponadczasowych, starszych historii, powstałych w okresie, kiedy świat filmu niezbyt się przejmował, że kogoś boleśnie skrytykuje.
Centurion, Żydowski urzędnik, Reg, Zabójczy Dirk i inne role, Żywot Briana (1979), reż. Terry Jones
W Żywocie Briana Cleese wraz ze swoją ekipą niezbyt przejmował się krytyką rzeczy „świętych”. Mnogość ról, które zagrał, robi wrażenie. W ogóle wszyscy członkowie grupy postarali się nadać swoim bohaterom sytuacyjny autentyzm. Cleese jednak przebija się wśród nich dwoma cechami – głosem i wzrostem. Konkurować z nim może tylko główna postać filmu, Brian (Graham Chapman). Nie ulega więc wątpliwości, że niedoszły Pan Ser jest przywódcą grupy, mimo że zasady jej działania, na przykład w zakresie pracy nad skeczami, były ściśle określone. Spoglądając jednak na całą jego filmografię i przypominając sobie postaci, które zagrał w Żywocie Briana, wydaje się oczywiste, że miał największą szansę na zrobienie komercyjnej kariery, choć nie w pierwszoplanowych rolach, ale tych epizodycznych i charakterystycznych. Inni członkowie grupy też próbowali (na przykład Eric Idle), jednak ich sukcesy okazały się nieporównywalnie mniejsze. Szkoda, że dzisiejsze politycznie poprawne czasy nie idą już tak ideologicznie po bandzie jak Terry Jones w Żywocie Briana. Nie ma drugiego takiego filmu, który tak inteligentnie ośmieszałby religijne mitologizacje oraz wszelkie nonsensy zarówno judaizmu, jak i chrześcijaństwa. A John Cleese jest nieodłączną częścią tego kultowego dzieła laickiej kultury Zachodu.
Basil Fawlty, Hotel Zacisze (1975–1979), reż. Bob Spiers, John Howard Davies
Serial, który oglądałem wiele lat temu, i ciągle do niego wracam, jeśli tylko jest w telewizji. Cleese wymyślił go razem ze swoją pierwszą żoną, Connie Booth. Wcielił się w nim we właściciela hotelu na angielskiej prowincji, Basila, złośliwego typa, bardzo przypominającego Panią Bukiet (Patricia Routledge) z serialu Co ludzie powiedzą. Basil łączy w sobie wszystkie negatywnie postrzegane poza Wielką Brytanią prowincjonalne cechy Brytyjczyków, lecz gdy się mu dokładnie przyjrzymy, pewnie i na naszej polskiej prowincji znajdziemy dużo podobnych zachowań. Plotkarstwo, dwulicowość, ogólne poczucie niezadowolenia, chęć przypodobania się bogatszym i bardziej wpływowym, lenistwo, brak chęci do poszanowania rzeczy innych niż własne – to cechy popularne wśród polskich małomiasteczkowców. Basil gorzej odnosi się również do swoich pracowników, biedniejszych gości, których chce za wszelką cenę orżnąć, oraz do swojej żony. Rzeczywistość radykalnie go przerasta. Czuje, że nie jest na właściwym miejscu. Powinien robić rzeczy znacznie większe – ważne i ponadczasowe. Rola Basila Fawlty’ego jest jedną z najautentyczniejszych kreacji Johna Cleese’a. Stworzył ją, uwzględniając wszystkie swoje angielskie cechy, te lepsze, i te gorsze, uciążliwe dla innych. Pokazał je jednak śmiesznie, wręcz czyniąc z nich kompletną farsę.
Archie Leach, Rybka zwana Wandą (1988), reż. Charles Crichton
Rola wymarzona dla Cleese’a, bo przez niego napisana. Dodatkowym tłem, idealnym dla komedii pełnej omyłek, jest jąkający się Michael Palin. Ale Rybka zwana Wandą to przede wszystkim sprawnie opowiedziana historia kryminalna. Cleese gra tu sztywnego prawnika, Archiego Leacha, który skrywa w sobie mnóstwo niewypowiedzianych potrzeb, zwłaszcza tych osobistych. To ciekawe, że wysoki, nieco zwalisty Cleese odnajduje się w takich dwuznacznych rolach. Dobrze wychodzi mu granie nadętych buców, którzy nagle pękają gdzieś w środku i ukazują się światu jako kompletni szaleńcy, niekoniecznie obiektywnie, ale przynajmniej w ocenie skostniałego otoczenia. Sądzę, że to wynika z osobowości Cleese’a. Gdyby był inny, gdyby nie dostrzegał tej sprzeczności otoczenia i człowieka w nim żyjącego, nigdy wraz z kolegami nie stworzyłby Monty Pythona. Jego zmorą jest wieczne poczucie skrępowania, angielska powściągliwość, skłonność do formalizacji wszystkich aspektów życia, nawet tych najintymniejszych, oraz permanentne zastanawianie się nad właściwym sensem postępowania. Z tą stroną brytyjskiego stylu życia Cleese walczył w całej swojej twórczości. Główny bohater Rybki zwanej Wandą również dość mozolnie wyzwala się z konwenansów obowiązujących w całym jego życiu. Najpierw nieco sztucznie, poprzez reagowanie na zmieniającą się sytuację, a potem zupełnie świadomie, na mocy decyzji własnej woli. Archie Leach zostaje w końcu uwolniony przez Cleese’a i wcale nie oznacza to, że jego życie jest gorsze.