Aktorzy, którzy ZAGRALI młodszą wersję KULTOWYCH POSTACI
W zestawieniu obecne są w większości postaci znane, lubiane, cenione i od lat tworzące sobą rodzaj marki, inspiracji, wręcz legendy w kulturze. Młodsze ich wersje w niczym tego nie zmieniły, a wręcz umocniły kultowość. Zadziwiające jest to, że gdyby spojrzeć na temat szerzej – na castingi aktorów do młodszych wersji postaci, ale nie tylko tych kultowych – to sytuacja byłaby podobna, a nawet korzystniejsza dla „młodszych”. A to oznacza, że ta podstawa, którą zapewniły pierwowzory, jest w kinie zwykle wykorzystywana dobrze, więc widzowie nie muszą się obawiać zmian, no chyba że są wyjątkowo przewrażliwieni i zakochani w tych pierwszych wersjach filmowych postaci, które niejednokrotnie trudno sobie wyobrazić jako młodszych, czy nawet dzieci.
Nicholas Rowe jako Sherlock Holmes („Piramida strachu”, 1985, reż. Barry Levinson)
Sherlock Holmes jest niewątpliwie postacią kultową. Trudno zliczyć aktorów, którzy wcielali się w jego postać. W tym jednak przypadku to wcielenie jest wyjątkowe, bo zupełnie nie chodzi o to, kto zrobił to lepiej. Chodzi o wiek postaci. Na przestrzeni lat Holmes obrósł nieco legendą, zwłaszcza dzisiaj. Wtedy, w latach 80., łatwiej jeszcze było zrealizować taką koncepcję filmową, w której Holmes może nie jest dzieckiem, ale jest na tyle młody, że jeszcze do końca nie zetknął się z całym zepsuciem świata, który potem przez całe życie będzie starał się naprawić. I ten pomysł się udał. Dzisiaj może już by tak dobrze nie było. Legenda wielkiego detektywa umacnia się w dorosłości kolejnymi dojrzałymi aktorami w okolicach 50 lat. Z chęcią więc powracam do tamtego suspensu z 1985 roku, żeby patrzeć, jak Sherlock Holmes dojrzewa.
Charlie Vickers jako Sauron („Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”, 2022, reż. m.in. Wayne Yip)
Byłem zachwycony w czasie premiery serialu całym tym przedstawieniem prozy Tolkiena bez świętoszkowatego lęku przed naruszeniem oryginału. Jestem i dzisiaj, kiedy już wiem, jakiego Saurona twórcy mi zaprezentowali. Paradoksalnie jest to nie tylko jego młodsza wersja, ale i ludzka wersja. Wątpię, czy twarde środowiska fanowskie były na to przygotowane – na Saurona w stylu bad boy’a. Charlie Vickers tchnął w tę sztywną postać antagonisty nową jakość, podszytą wartą uwagi dozą humoru, ale i nieprzejednaną siłą, determinacją, o jakiej Peter Jackson mógł tylko marzyć, kiedy konstruował wizualizację Saurona.
Alden Ehrenreich jako Han Solo („Han Solo: Gwiezdne wojny – historie”, 2018, reż. Ron Howard)
Jak to jest konkurować z Harrisonem Fordem? Niemożliwe. Nie trzeba więc tego robić, a Alden Ehrenreich nie próbował. Jego wizerunek został misternie zaprojektowany na podstawie tego, co widzowie zapamiętali z charakteru roli Forda. Tak więc zaakceptowanie zmiany nie było trudne. W gruncie rzeczy chodziło o młodość, wygląd i kosmetyczne zmiany w charakterze wydarzeń, w których brał udział Han Solo. Wyszło na to samo, jednak bardziej energicznie niż w ostatniej części Gwiezdnych wojen, w której wystąpił Harrison Ford. Czas więc na zmiany. Czekam na kolejny film o Hanie, z tym samym aktorem rzecz jasna.
Ewan McGregor jako Obi-Wan Kenobi („Obi-Wan Kenobi”, 2022, reż. Deborah Chow)
Ta rola musiała komuś przypaść. George Lucas nie przewidział dla Aleca Guinnessa szerszej historii, więc w ramach całego uniwersum pozostał ogromny niedosyt, jeśli chodzi o tak kluczową postać. Pojawienie się Ewana McGregora wzbudziło z początku kontrowersje, tak jak i styl wyprodukowania części I, II i III. Niedosyt więc wciąż pozostawał, bo fani nie wiedzieli, jakie były losy Obi-Wana po wykonaniu Rozkazu 66. Dowiedzieliśmy się tego z serialu, kiedy naznaczony już czasem Ewan McGregor zaprezentował nam wyjątkowo spokojną i dojrzałą wersję zrezygnowanego mistrza Jedi, wyraźnie nawiązując do wielkiego aktorstwa Aleca Guinnessa, a jednocześnie dając mu na tyle uwspółcześnionego aktorstwa i emocji, że postać Obi-Wana nareszcie zaczęła to właściwe, pełne życie, na które czekała tyle lat.
Martin Freeman jako Bilbo Baggins („Hobbit: Niezwykła podróż”, 2012, reż. Peter Jackson)
Martin Freeman właściwie nie miał konkurencji, bo Ian Holm nie był postacią pierwszoplanową, ani nie zyskał aż tak kultowego statusu za sprawą trylogii Władca Pierścieni. Bilbo znalazł się w tym zestawieniu, bo jest częścią wyjątkowego dla naszej kultury uniwersum. A Freeman – mimo że nie stał się częścią tak wyjątkowego świata, jaki za pierwszym razem stworzył Peter Jackson – ulepił Bilba na nowo. Dał mu przygodowe życie, o jakim uwielbiamy czytać w książkach, jakie pobudza naszą wyobraźnię i jakie chcemy sami przeżywać. Stary Bilbo nie powodował takich odczuć. Dominował nad nim Frodo. Mimo że Hobbit nie jest rewelacyjnie opowiedzianą historią, to przesuwa widzów o pokolenie, żeby młodsi mogli zainteresować się światem Śródziemia.