Ulubione thrillery CHRISTOPHERA NOLANA
25 lat kariery Christophera Nolana pokazuje, że reżyser ten chce zdobyć historyczną pozycję w świecie kina, które nie boi się eksperymentować, opowiadać inteligentnie, bez oglądania się na zdolności percepcyjne widzów, a mimo tego godząc to z Hollywoodzką definicją blockbusterów, czyli tytułów zarabiających setki milionów dolarów. Ten kompromis zaprowadził Nolana na szczyt. Z niecierpliwością czeka się więc na każdy kolejny jego film, niezależnie, w jakim gatunku będzie umieszczona akcja. Co tak inspiruje reżysera, który nie wstydzi się przyznawać, że miały na niego wpływ m.in. Gwiezdne wojny, Odyseja kosmiczna czy też Lawrence z Arabii? Nie są to thrillery, lecz Nolan potrafi korzystać z dobrodziejstw wielu gatunków. W przypadku dreszczowców, które sam kręci, po mistrzowsku zawsze buduje napięcie, które nie opada nawet w finale. Poniżej 7 tego typu produkcji, które reżyser szczególnie docenia i się nimi inspiruje.
„Francuski łącznik”, 1971, reż. William Friedkin
Legendarny tytuł Friedkina stał się jedną z inspiracji dla Michaela Mana do nakręcenia Gorączki, ale i dla Nolana, żeby w jakiejś mierze odtworzyć na współczesny sposób klimat miejskiego thrillera w Mrocznym Rycerzu. W pamięci Nolan miał kontrowersyjną rolę Gene’a Hackmana grającego krnąbrnego policjanta, który jest daleki od przestrzegania prawa, poza tym dzisiaj uznanym byłby za przebrzydłego rasistę. W rzeczywistości, w jakiej funkcjonował Jimmy Doyle, był to jednak nie tylko jedyny sposób na unieszkodliwienie przestępców, ale i ocalenie własnego życia.
„Agresja”, 1973, reż. Sidney Lumet
Christopher Nolan zawsze niezwykle poważał Seana Connery’ego, którego uznał za szalenie niedocenionego aktora w trudniejszych dramatycznie filmach. Występ w Agresji jest na to dowodem. Sean Connery zagrał w sposób mistrzowski, pozostawiając daleko w tyle swoją kreację Jamesa Bonda. Przesłuchanie z Agresji to wyraźna inspiracja dla kultowej sceny przesłuchania Jokera przez Batmana. Connery zagrał badającego serię napaści seksualnych na nieletnie dziewczyny szorstkiego, zgryźliwego, wypalonego policjanta, który nie wytrzymał napięcia podczas przesłuchania podejrzanego o molestowanie dzieci. Jakże precyzyjnie tę sekwencję odtworzył wiele lat później Christian Bale, mając za przeciwnika genialnego Heatha Ledgera.
„Autostopowicz”, 1986, reż. Robert Harmon
Nolan wspominał, że kiedy oglądał Autostopowicza po raz pierwszy, był nastolatkiem. Film już wtedy zrobił na nim ogromne wrażenie, głównie z powodu kreacji Rutgera Hauera. Wtedy jeszcze reżyser nie zwrócił uwagi na to, co stało się dla niego oczywiste po latach – czyli braku logiki w fabule Autostopowicza. Teraz Nolan go widzi, jasno i wyraźnie, lecz nie przeszkadza mu to twierdzić, że Rutger Hauer stworzył jedną z najlepszych kreacji antagonistów w karierze oraz poza gatunkiem science fiction. W nim holenderski aktor królował jako Roy Batty w Łowcy androidów. Generalnie całość Autostopowicza jest dla Nolana majstersztykiem, lecz nieco pozbawionym realizmu.
„Chinatown”, 1974, reż. Roman Polański
Nolan precyzyjnie zdefiniował, na czym powinien być zbudowany dobry thriller, żeby faktycznie poruszyć widzami. Musi być on daleki od fantazji. Musi dotykać prawdziwych lęków, które odczuwają widzowie na poziomie najgłębszym. Wtedy fabuła ma szansę na sukces, a może nawet stanie się legendą, jak Chinatown Romana Polańskiego. Trudno byłoby znaleźć lepszy film, który spełniałby kryteria Nolanowskiego thrillera, gdyż te wszystkie lęki, a nawet o wiele więcej przeżył reżyser już od wczesnego dzieciństwa. Wpisał je więc w swój świat twórczy, żeby móc z nimi dalej żyć. Pamiętne tragiczne zakończenie filmu wywarło na Nolanie ogromne i trwałe wrażenie. Wspominał on je potem jako przykład finału, który sprawia, że na świat patrzy się już inaczej.
„Cena strachu”, 1977, reż. William Friedkin
Film kosztował 22 miliony dolarów, a zarobił 9. Trudno w to uwierzyć, lecz takie są fakty. Cena strachu jest jednym z najlepszych thrillerów w historii kina, który jednak nie miał szczęścia w momencie premiery ze względu na radykalną dominację na rynku Gwiezdnych wojen. Warto więc zdawać sobie sprawę, że ten remake produkcji z 1953 roku był ważnym przyczynkiem do nakręcenia przez Nolana Dunkierki. Nolan wyróżnił tę produkcję m.in., za klimat, suspens, rozwiązania techniczne, scenę na moście oraz pamiętną muzyką napisaną przez grupę Tangerine Dream.
„JFK”, 1991, reż. Oliver Stone
Kino specyficzne, o bardzo obszernych dialogach, wolne, co nie oznacza, że pozbawione napięcia, długie, kładące nacisk i wymagające uwagi od widza. Narracja przypomina trochę charakter opowieści w Oppenheimerze, zresztą Nolan nie ukrywał, że oglądał film w ramach przygotowań do realizacji biografii słynnego twórcy bomby atomowej. Był to dla niego silne doświadczenie. Nolan pochwalił JFK za sprawne budowanie napięcia tylko poprzez dialogi. Co zdefiniowało jego podejście do Oppenheimera. Tak mówił o filmie w ogóle i produkcji Olivera Stone’a: Obecnie mamy tendencję w kinie do sądzenia, że widzowie nie mogą jednocześnie myśleć i się bawić, ale naprawdę wierzę, że kino może powrócić do tego, czym powinno być DNA Hollywood — nowoczesne, innowacyjne i prowokujące do myślenia. JFK jest jednym z ostatnich wspaniałych przykładów tego typu angażującego, niepokojącego i epickiego filmu, o którym Hollywood zapomniało w ciągu ostatnich lat.
„Bezsenność”, 1997, reż. Erik Skjoldbjærg
Nolan powiedział kiedyś „The Guardian”, że kiedy po raz pierwszy zobaczył oryginalny film z 1997 w reżyserii Erika Skjoldbjærga, stwierdził, że to absolutnie genialny obraz i nie trzeba w nim nic poprawiać. Co jednak ciekawe, kilka lat później wyreżyserował remake. Coś więc jednak chciał zrobić po swojemu, zwłaszcza angażując tak wielkich aktorów. Tłumaczył to tak, że wcale nie odczuwał potrzeby nakręcenia produkcji lepszej niż oryginał. Reżyserując anglojęzyczny remake, chciał tylko (a może aż) przedstawić trudne dylematy moralne, które rozdzierają głównego bohatera. A przecież chyba były one zaprezentowane równie mocno przez Skjoldbjærga? Trochę chyba Nolan droczył się z odbiorcami, wmawiając im, że nie miał ambicji nakręcenia lepszego remake’u. Wersja Nolana z 2002 r. jest w rzeczy samej filmem świetnym, dla mnie jednak lepszym niż pierwowzór, czyli się udało pobić oryginał. Nolan dobrze ocenił swoje twórcze siły.