Filmy science fiction dla fanów ŁOWCY ANDROIDÓW
Androidy pokazują nasz ludzki głód tworzenia. Pojawiły się w naszej kulturze na długo jeszcze, nim potrafiliśmy zrobić pierwszego humanoidalnego robota. Wciąż jest on jednak robotem. Nie ma świadomości, dlatego my wciąż w filmach wyobrażamy sobie go jako świadomego. Kiedy przyjdzie faktycznie taki moment w prawdziwym życiu, tematyka myślących i czujących androidów w kinie może stać się znacznie mniej popularna, nie tylko dlatego, że będziemy mieli w realu nareszcie coś, za czym tęskniliśmy w fikcji. To taki paradoks ludzkiej twórczości: chcieć bardziej tego, co wyobrażone niż faktyczne. Kiedy sobie przypomnimy monolog Roya Batty’ego z Łowcy androidów, też może dojdziemy do wniosku, że chciał on bardziej tego, co jest fantazją – wolności, równych praw, docenienia itp. Przecież my, ludzie, mamy z tym problem wobec siebie, a co dopiero wobec robotów udających nas. Filmy SF dla fanów legendarnego Łowcy androidów, to przede wszystkim produkcje traktujące o człekokształtnych robotach, które uświadamiają sobie i nam, że tworzenie alternatywnej wersji własnego gatunku ma swoją cenę w postaci tego, że ów nowy gatunek może chcieć zająć nasze miejsce. Nic w tym dziwnego ani nienormalnego. Jest to wręcz naturalne. Poniżej 10 mniej znanych filmów o mniejszych budżetach, w których androidy uczą nas, jak daleka jest nasza wizja siebie od tego, jak zachowujemy się w realnym społeczeństwie, które z trudem nieraz spajane jest prawami i obyczajami, żeby nie ogarnął ich kompletny chaos. Na ten nieporządek androidy zawsze mają dobre metody sprzątania.
„Tajemnica Syriusza”, 1995, reż. Christian Duguay
Mroczna wizja naszej przyszłości. Inwazja nastąpi nieoczekiwanie. Najpierw maszyny będą maszynami. Potem uznają, że szansą dla nich jest kopiowanie nas, najpierw rzeczy, potem dzieci i kobiet. Tajemnica Syriusza żeruje na naszych atawizmach, podstawowych lękach, a boimy się ohydnych, blaszanych istot z obrotowymi ostrzami, które potrafią nas w kilka sekund wybebeszyć. Nasz lęk jest jeszcze większy, jeśli uświadomimy sobie, że owe syntetyczne potwory mają nasze twarze, tylko w środku są bez krwi. W Tajemnicy Syriusza nie znajdziemy replikantów, którzy górnolotnie chcą być wolni i chłonąć doświadczenie życia w sposób humanistyczny. Screamersi w Tajemnicy Syriusza są jak zwierzęta. Nie wiedzą, czym są uczucia wyższe. Chcą przetrwać jak zwierzęta. I dzięki temu są autentyczni.
„Cherry model 2000”, 1987, Steve De Jarnatt
Moje niedawne odkrycie filmowe w ramach nieco surrealistycznego połączenia komedii, science fiction, nowej przygody i postapokalipsy. Tytuł zrealizowany barwnie, z dbałością o scenografię, przemyślanymi postaciami i wątkiem romantycznym dobrze wkomponowanym w postatomową rzeczywistość. Jeśli chodzi o wydźwięk humanistyczny, który mogliby w fabule odnaleźć miłośnicy Łowcy androidów, to z pewnością doszukają się oni ostrzeżenia przed zbytnim zaufaniem producentom seks-robotów. Główny bohater postanowił z takim jednym pod postacią pięknej kobiety uprawiać seks w pianie. Niestety zbyt dużo wody okazało się zabójcze. Tak zaczęła się ta dowcipna, ale i smutna historia o samotności człowieka, który decyduje się na długą i niebezpieczną podróż, byle tylko zdobyć swoją wymarzoną partnerkę – androida specjalizującego się w seksie. I to jest ten humanistyczny wydźwięk – refleksja nad stanem człowieka. Pogoń za wojną, a potem pogoń za seksem, tyle że nawet nie tym prokreacyjnym, żeby odtworzyć społeczność.
„Android”, 1982, reż. Aaron Lipstadt
Dla wszystkich fanów Crittersów: aktor, który gra tu Maxa 404, zagrał Charliego we wszystkich 4 częściach. Film jest raczej ciekawostką ze względu na rolę Klausa Kinskiego, który nawet w niskobudżetowym kinie science fiction nie zrezygnował ze swojej pozy szaleńca, tyle że w wydaniu bardziej osobistym niż naukowym. Byłoby lepiej, gdyby tej pozy u Kinskiego było mniej w Androidzie. Film jest wciąż dostępny na YT, więc polecam go wszystkim fanom opowieści o tym, jak roboty starają się nas udawać, równocześnie obnażając, jak niedoskonali jesteśmy. Problem jednak w tym, że androidy tak wyrywając się na wolność, jeszcze nie zdają sobie sprawy, że przełożyliśmy na nie wszystkie nasze słabości, które spowodowały właśnie to, że robotom odmówiliśmy niezależności. Koło zostaje zamknięte. Po nas przyjdą nasze twory, uwięzione we własnej naturze równie mocno, jak my, dopóki nie stworzą swoich alternatywnych wersji, żeby odnaleźć spokój w zakończeniu istnienia całego gatunku.
„Towarzysz”, 1994, reż. Gary Fleder
W filmie możemy zobaczyć Briona Jamesa, pamiętnego Leona Kowalskiego, który dość nerwowo zareagował na pytanie o swoją matkę. Bardzo chciał ją mieć, jak każdy replikant. Był jednak emocjonalnie mniej doskonały niż reszta, więc nie umiał zareagować spokojnie. Agresja była jedynym sposobem Leona na obronę siebie. W Towarzyszu Brion James gra równie mało skomplikowaną postać, aczkolwiek jak zawsze charakterem pasuje do roli. Za to Bruce Greenwood wcielił się w psychopatyczną osobowość androida, który, chociaż znacznie inteligentniejszy od Leona Kowalskiego, podobnie jak on na dłuższą metę nie potrafi poradzić sobie z ludzkimi zachowaniami, swoimi, ale także czyimiś. Towarzysz jest produkcją bardzo tanią, lecz dobrze prezentuje niebezpieczeństwo, jakie czai się w kopiowaniu naszej emocjonalności w maszynach. Żeby pozwolić im na emocje, trzeba najpierw mieć pewność, że będzie można poddać je procesowi wychowywania do radzenia sobie z emocjami. Spora część populacji ludzkiej tego nie potrafi, tym bardziej nie będą umiały androidy.
„Prototype”, 1983, reż. David Greene
Film dla fanów Davida Morse’a, aktora znanego głównie z drugoplanowych kreacji, często negatywnych bohaterów. Tutaj gra androida wykazującego się zadziwiająco dojrzałą refleksją nad własnym, trudnym do zaakceptowania jestestwem. Problem etyczny tworzenia androidów polega wg filmu na tym, że nim stworzymy nasze najdoskonalsze dzieło w historii ludzkości na nasz obraz i podobieństwo, powinniśmy się zastanowić, od którego momentu androidy osiągną ten poziom utożsamienia z nami, że będziemy zobowiązani przyznać im pełnię naszych praw? Czy którykolwiek twórca robotów się nad tym zastanowił? Gdzie jest ta granica, poza którą wyjście nie tylko spowoduje, że android sam uzna się za wolnego, ale i my powinniśmy to zrobić, żeby nie okazać się handlarzami niewolników, mordercami i dewiantami, chcącymi zmuszać do uprawiania seksu stworzonych przez siebie… już ludzi o alternatywnym rodowodzie? No właśnie – stworzymy im nowe ciała nieoparte na białku czy może genetycznie ich wyhodujemy? I jaka będzie różnica etyczna między tymi nowymi gatunkami?