search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

SZLACHECTWO ZOBOWIĄZUJE. O sensacyjnej naturze współczesnego kina

Tekst gościnny

22 września 2017

REKLAMA

Nadeszły lata 80. i nowe kino sensacyjne, choć wciąż reżyserowane z godną podziwu inwencją, coraz częściej odklejało się od rzeczywistości (proces ten zresztą miał miejsce nie tylko w tym gatunku, dotyczył kina w ogóle). I nie zapowiadał tego wyreżyserowany przez Teda Kotcheffa Rambo – pierwsza krew. Był to bowiem obraz brudny, surowy, zakorzeniony jeszcze w latach 70. Diametralnej zmiany w formie i narracji filmowej dokonał Steven Spielberg, prezentując w 1981 roku (dokładnie w dziesięć lat po swym błyskotliwym debiucie), Poszukiwaczy zaginionej Arki. Publiczność zareagowała na film z euforią, a jego autor tym jednym tytułem zmusił kino do kolejnego przyspieszenia. Choć Poszukiwacze… to film przygodowy, narzucił on tempo właśnie kinu sensacyjnemu. Nastąpił wysyp filmów (których tytułów nie trzeba nawet wymieniać) z Arnoldem Schwarzeneggerem, Sylvestrem Stallonem, Chuckiem Norrisem, Stevenem Seagalem i Jean-Claude’em Van Dammem. Za nim poszła konieczna odnowa gatunku.

Najważniejsi na tym polu okazali się Richard Donner i John McTiernan. Pierwszy, znany z tego, że hołduje zasadzie prawdopodobieństwa (z podobnym podejściem z sukcesem zrealizował wcześniej filmy Omen i Superman), wyreżyserował Zabójczą broń – do dziś będącą wzorcowym filmem sensacyjnym, a następnie jej jakże udaną kontynuację. Z kolei drugi twórca swym talentem dokonał na gatunek prawdziwej inwazji. Podpisał na poły fantastycznego Predatora, sensacyjną Szklaną pułapkę i thriller Polowanie na Czerwony Październik. Te unikalnej do dziś jakości widowiska stały się wzorem nie tylko ze względu na wyróżniające je już na pierwszy rzut oka nowoczesne wykonanie. Wrażenie robiła niezwykła dbałość o logikę, porządek przyczynowo-skutkowy. Filmy Donnera i McTiernana stały się synonimem mądrego kina sensacyjnego. Oczywiście w całej swojej karierze obaj reżyserzy nigdy nie dostali żadnego liczącego się wyróżnienia.

Mel Gibson i Danny Glover w Zabójczej broni 2 1989 w reżyserii Richarda Donnera

W latach 90. gatunek ten, pomimo nieustającej profesjonalizacji, stopniowo się wyczerpywał. W końcu ustąpił. Nie zmieniły tego nawet tak wyjątkowe talenty jak Tony Scott (Ostatni skaut, Karmazynowy przypływ, Wróg publiczny), Renny Harlin (Szklana pułapka 2, Na krawędzi, Długi pocałunek na dobranoc, Piekielna głębia), Jan de Bont (Speed, Twister, Nawiedzony), Michael Bay (Bad Boys, Twierdza), Simon West (Con Air, Sprawa honoru), John Woo (Nieuchwytny cel, Tajna broń, Bez twarzy), Andrew Davis (Ścigany, Morderstwo doskonałe) czy Martin Campbell (GoldenEye, Maska Zorro, Granice wytrzymałości). W XXI wieku film sensacyjny w czystej postaci został zupełnie zmarginalizowany przez filmy o superbohaterach. Jakkolwiek cały czas jest obecny. Gdzie indziej. Jego wpływ na kino w ogóle wynika z naturalnego procesu przenikania się sztuk, wzajemnego oddziaływania. Proces ten jest ciągły i trwa do dziś.

Koronnym dowodem pozytywnego wpływu kina sensacyjnego na inne gatunki jest film Davida Finchera, Social Network. Ten czerpiący z dramatu sądowego film obyczajowy szczególnie chwalony jest za maestrię wykonania. A przecież David Fincher od początku kariery robił filmy bardzo sensacyjne (choć w obrębie różnych gatunków): Obcy 3, Siedem, Gra, Azyl. Czy inny reżyser podołałby opowiedzeniu tak zajmująco, tak nie-filmowego tematu, jakim jest Facebook? Bardzo wątpliwe. Fincher właśnie dzięki swym wcześniejszym realizacjom posiadł umiejętność opowiadania w tempie przygód Toma i Jerry’ego. Tego filmu zapewne nie umiałby zrealizować Lars Von Trier, Béla Tarr czy Ulrich Seidl. Ale jest wielce prawdopodobne, że wyzwaniu podołaliby Richard Donner czy John McTiernan. A to, że obaj nigdy nie chcieli robić takich filmów, to zupełnie inna historia.

Nie inaczej jest też z filmem Jerzego Skolimowskiego, Essential Killing. Ten  jest frapującą opowieścią o polowaniu na człowieka. Jednocześnie (czy autor filmu tego chce, czy nie) jest też mimowolnym hołdem złożonym filmowi Rambo.

Co to wszystko oznacza? Czy nasz świat oszalał do tego stopnia, że tylko kino sensacyjne może dokonać jego wiarygodnego opisu? Nic podobnego. Po prostu zmieniło się tempo naszego życia. A kino współczesne musi spróbować oddać jego rytm. I właśnie kino akcji może być tu nie tylko poligonem doświadczalnym, ale i językiem wyrazu. Bracia Coen doskonale to rozumieli. To nie jest kraj dla starych ludzi był nie tylko diagnozą współczesności, ale i ukłonem w stronę samego gatunku. A jego przedstawiciele, by wymienić Renny’ego Harlina czy Tony’ego Scotta, na pewno są z nich dumni. Dzięki artystom kino sensacyjne znowu może służyć sztuce, nie emocjom (bo te nie są wartością samą w sobie), ale zrobi to z ich pomocą.

Wróg numer 1 Kathryn Bigelow, Operacja Argo Bena Afflecka, Zaginiona dziewczyna Finchera, Do szpiku kości Debry Granik, Amerykanin Antona Corbijna, Drive Nicolasa Windinga Refna, Grawitacja Alfonso Cuaróna, Zjawa Alejandra Gonzáleza Iñárritu, Mad Max: Na drodze gniewu George’a Millera, Gość Adama Wingarda, Wolny strzelec Dana Gilroya i Zwierzęta nocy Toma Forda to zaiste piękny prognostyk na przyszłość gatunku, który co jakiś czas przypomina nam, że nie umarł do końca, że jeszcze dyszy. Zmienił po prostu swoje miejsce.

Symbolicznym zwieńczeniem tej drogi przez mękę po szacunek niech będzie tu Aż do piekła Davida Mackenziego (widocznie to tam kino sensacyjne musiało zstąpić, ażeby zostać docenionym), zaliczone przez te wszystkie gildie/gremia/koła/stowarzyszenia do grona najwartościowszych obrazów roku. To filmowe podsumowanie wszystkich postafgańskich postirackich filmów wojennych celnie opowiada o bieżącej kondycji amerykańskich obywateli po powrocie na łono społeczeństwa („trzy tury w Iraku i żadnej pomocy finansowej”). Państwo i rząd nauczyły ich strzelać i zabijać. I niewiele więcej. Aha, i żeby dla nich ginęli. Mało? Beznadziejnie mało. Wiedzieli to Wajdowscy Maciek Chełmicki i Andrzej Kossecki. Wiedzą bohaterowie Aż do piekła. Nie rozumie weteran Clint Eastwood, który takiej postawie w Snajperze bezmyślnie wystawia pomnik. Mądrość nie przychodzi z wiekiem. Jest – albo jej nie ma.

Ben Foster w Aż do piekła 2016 w reżyserii Davida Mackenziego

A filmy stricte sensacyjne? Co jakiś czas będą nas nawiedzać jak żywe trupy, przybierając postać Vina Diesela, The Rocka, Jasona Stathama, Liama Neesona, Gerarda Butlera, ba, nawet laureata Oscara, Denzela „Equalizera” Washingtona, mówiąc nam „nie wszystek umrę”. W istocie dowodząc czegoś odwrotnego. Robione tanio, szybko i niechlujnie, pod batutą Luca Bessona, bądź drogo i nieudolnie, mając na uwadze wyłącznie rachunek ekonomiczny i franczyzę, przynoszą tylko wstyd Martinowi Riggsowi i Johnowi McClane’owi. Jak na zombie przystało, są martwe, ale o tym nie wiedzą. I szkodzą. Infekują widzów przekonaniem, że kino sensacyjne jest z natury głupie. Szkoda, bo przecież nawet o zombie da się zrobić poważny, dojrzały i inteligentny obraz, czego dowiódł Marc Forster, podpisując World War Z. Odmawiając później realizacji kontynuacji, budowania kolejnego biznesowego uniwersum, uszanował własne osiągnięcie. Szlachectwo zobowiązuje.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA