ŚCIEŻKA STRACHU. Niesamowity (a trochę zapomniany) thriller braci Coen
Znani z wysmakowanych plastycznie, różnorodnych stylistycznie filmów, w których odświeżają ograne schematy i swobodnie mieszają gatunki, zaliczają się tym samym do najbardziej utalentowanych i oryginalnych twórców filmowych. Tworzą swój specyficzny i niepowtarzalny styl, dzięki czemu blisko im do moich ulubionych reżyserów, jakimi są Paul Thomas Anderson i Quentin Tarantino (dlatego stawiam ich na jednej półce razem z nimi).
Chcąc powiedzieć coś o ich twórczości, pierwsze myśli zawsze kierują się w stronę ich największych hitów, takich jak “Fargo”, “Barton Fink”, “Big Lebowski” czy zwłaszcza “To nie jest kraj dla starych ludzi“, który nagrodzony został czterema Oskarami, w tym za Najlepszy film. Szkoda tylko, że pomijane są te skromniejsze dzieła, które nie mają takiego rozgłosu i nie obrosły może takim kultem jak pozostałe, a mimo to w dalszym ciągu są kawałkiem porządnego kina. Taki jest chociażby “Człowiek, którego nie było” i taka jest również (może nawet bardziej) niedoceniona i zapomniana “Ścieżka strachu” z 1990 roku. A przecież ten dramat kryminalny z powodzeniem można nazwać jednym z największych klasyków kina gangsterskiego.
Rok 1929. Miejsce akcji to miasteczko o nieznanej nazwie w ciężkich czasach prohibicji. Głównym bohaterem jest Tom Reagan – prawa ręka irlandzkiego bossa, Leo O’Bannona, jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście. Tom, cieszący się ogromnym zaufaniem u Leo, ma romans z jego dziewczyną, Verną, o czym ten nic oczywiście nie wie. Verna z kolei spotyka się z Leo tylko i wyłącznie ze względu na swojego brata – niejaki Bernie Bernbaum – aby zapewnić mu nietykalność. Bernie to bukmacher, który przyjmuje zakłady od niejakiego Johna Caspara, włoskiego gangstera, również podlegającemu pod rządy Leo, ale z ambicjami przejęcia władzy nad całą okolicą. Właściwa fabuła filmu rozpoczyna się w momencie, gdy Caspar, orientując się, że Bernie sprzedaje informacje o ustawionych walkach, żąda zgody na egzekucję Berniego. Tom ostrzega Leo, że odmowa wiązałaby się z wypowiedzeniem wojny. Ten jednak nie ma zamiaru ulec żądaniom Caspara, ze względu na Vernę. Próbując utrzymać wszystko we względnym spokoju, Tom nieoczekiwanie znajduje się w środku wojny, w której nic nie jest takie, na jakie wygląda.
“Ścieżka strachu” to trzeci film w reżyserskim dorobku braci Coen. Po dosść niekonwencjonalnym spojrzeniu na komedię, jakim niewątpliwie był “Arizona Junior”, bracia powracają do nieco mrocznej stylistyki, lekko przyprawionej czarnym humorem. Blisko mu zatem do debiutanckiego “Śmiertelnie proste”, gdzie groteskowa przemoc miesza się z surowym realizmem naładowanym napięciem do granic możliwości. Ich debiut zawierał wszystko to, co charakterystyczne dla ich całej późniejszej twórczości. „Scieżka strachu” w niczym mu nie ustępuje utwierdzając dodatkowo widza, że ma do czynienia z geniuszem, którego natura nie poskąpiła równo rozdzielając go pomiędzy dwóch braci.
Utalentowane rodzeństwo sięgnęło wówczas po dosyć wyeksploatowany gatunek kina gangsterskiego, cieszącego się mimo wszystko w dalszym ciągu ogromną popularnością. Film w dużej mierze inspirowany jest twórczością pisarza Dashiella Hammetta, a w szczególności jego debiutancką powieścią “Krwawe żniwo”. Błyskotliwy debiut twórcy “Sokoła maltańskiego” uważany jest przez wielu za jego najlepszą książkę. I jest tu rzeczywiście wszystko, z czego Hammett zasłynął: małe miasteczko, dwa gangi, piękna kobieta i niezbyt uczciwy detektyw. Ten wzorowy kryminał stał się źródłem inspiracji do nakręcenia tak głośnych filmów jak “Straż przyboczna” Akiry Kurosawy i “Za kilka dolarów więcej” Sergio Leone czy nawet “Ostatni Sprawiedliwy” (1996) Waltera Hilla. “Ścieżka strachu” garściami czerpie z twórczości Hammeta, nawiązując tym samym do wszystkiego, co najlepsze z tematyki filmów noir. Coenowie sięgnęli tutaj po tradycje czarnego kryminału dodając pokrętnie skonstruowaną intrygę, przy której choćby jedno mrugnięcie okiem może spowodować zgubienie wątku. W rezultacie powstała niezwykle klimatyczna opowieść o przestępczym półświatku z czasów prohibicji, gdzie korupcję i zło można spotkać w każdym zaułku ludzkiego serca. Żeby jednak nie było tak pesymistycznie, Coenowie od czasu do czasu puszczają z ekranu oko w stronę widza, rozluźniając trochę ten gęsty klimat. Po trochu pokręcone, śmieszne i zarazem gorzkie, a jeszcze w innym miejscu mroczne i brutalne. Innymi słowy wszystkie cechy charakterystyczne dla twórczości braci Coen zostały w filmie “Ścieżka strachu” zawarte.
Kilka słów o aktorstwie. Bracia Coen, podobnie jak Paul Thomas Anderson, lubią współpracować ze sprawdzonymi osobami na planie zdjęciowym. I chociaż w ich filmach przewija się wielu znanych i przede wszystkim dobrych aktorów, to istnieje stała ekipa, którą można utożsamiać z dwójką braci. Zatem tak jak u Andersona, widzimy często Johna C. Reilly i Philipa Seymour Hoffmana, tak u Coenów są to John Turturro i Steve Buscemi. “Ścieżka strachu” to pierwszy film, w którym mieli okazję zagrać u utalentowanego rodzeństwa i jedne z pierwszych poważniejszych ról w ich karierze. Buscemi zagrał tutaj drugoplanową rolę bukmachera Minka, gdzie zasugerowano jego homoseksualne stosunki z Bernbauem, w którego wciela się z kolei John Turturro. Jego rola – żydowskiego bukmachera oszusta – ma jednak większy wpływ na przebieg fabuły. Podobnie jak rola Marcii Gay Harden, która zagrała jego filmową siostrę Vernę, która zrobi wszystko, aby zapewnić mu nietykalność.
Warto zauważyć, że każda z tych postaci jest w pewien sposób odpychająca. Są to bohaterowie niejednoznaczni, pozbawieni pozytywnych wartości i uczuć. I taki jest również główny bohater, Tom Reagan, w którego wcielił się rewelacyjny Gabriel Byrne, który bez wątpienia gra tu pierwsze skrzypce. Byrne jest w swojej roli oszczędny, przez co sprawia wrażenie spokojnego i jednocześnie zmęczonego wszystkim dookoła. I choć początkowo wydaje się, że jest to jedyny pozytywny bohater w tym filmie, w trakcie rozwoju akcji widz przestaje mieć co do niego złudzenia. To człowiek przebiegły, cyniczny, dwulicowy, zdolny do wszystkiego i potrafiący wmówić ludziom praktycznie wszystko, przy czym jest niesamowicie inteligentny. Gabriel Byrne ze swoim irlandzkim akcentem to bez wątpienia najjaśniejszy punkt filmu “Ścieżka strachu”. Warto jeszcze zwrócić uwagę na Alberta Finneya. Aktor zastąpił Treya Wilsona, który początkowo miał się wcielić w rolę Leo O’Bannona. Bracia Coenowie widzieli go w tej roli po jego występie w “Arizona Junior”, gdzie wcielił się w rolę Nathana Arizony. Niestety aktor zmarł na krótko przed rozpoczęciem produkcji. Finney z pewnością zostanie zapamiętany dzięki genialnej scenie, w której sam jeden, broniąc się przed ludźmi Gaspara, wystrzeliwuje 524 naboje z Thompsona bez przeładowania (chociaż powinien co najmniej 6 razy!) i to wszystko w rytm muzyki poważnej. Czysta poezja!
“Ścieżka strachu” to kwintesencja czarnego kryminału. To niesamowicie wciągająca opowieść, która ma w zanadrzu kilka zaskakujących momentów i z pewnością wywoła u niejednego widza niemałe zaskoczenie. Jakże rewelacyjnie zrealizowana, bo dopieszczona zarówno od strony wizualnej (kapitalne zdjęcia Barry’ego Sonnenfielda), jak i fabularnej. To bez wątpienia jedna z najlepszych gangsterskich opowieści, swoją poetyką dorównującą takim dziełom, jak “Ojciec Chrzestny” Francisa Ford Coppoli, “Pewnego razu w Ameryce” Sergio Leone czy “Nietykalni” Briana De Palmy, jednak wyróżniające się specyficznym poczuciem humoru braci Coen. To również jedno z ostatnich dzieł z tego gatunku, o którym na długo było cicho. Później gatunek filmu gangsterskiego z powodzeniem reanimowany był jeszcze przez Sama Mendesa w “Drodze do zatracenia” i jakiś czas temu przez genialnego Michaela Manna w jego “Wrogach publicznych”. Już wkrótce premierę będzie miał “Lawless” (“Gangster”).
Fanów, którzy nadrabiają braki w twórczości Coenów, nie trzeba będzie długo zachęcać do obejrzenia tego filmu, bo dla nich to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych, którzy cenią sobie dobre kino i kojarzą (a ktoś nie?) nazwisko Coen, również powinno to być coś wartego uwagi. Braciom wyszło prawie arcydzieło, z tym że w tym przypadku słowo prawie nie robi tutaj żadnej różnicy. To jeden z tych filmów, które trzeba obejrzeć koniecznie!