SYSTEM. Windows zabijał już 25 lat temu
„Wyobraź sobie świat, w którym wszystko na twój temat jest zapisywane. Świat, w którym każdy ślad twojego istnienia znajduje się w komputerze. Świat, który łatwo można wymazać…”
Takie hasełka reklamowe towarzyszyły wtedy tej produkcji – dziś to okrutna prawda. Szczególnie w obliczu doniesień o podskórnych czipach z danymi medycznymi i wycofaniu z obiegu gotówki. Wszystko elektroniczne, pozbawione namacalności, fałszywe. Słowem: całe życie w komputerze – jeśli cię tam nie ma, to nie istniejesz (o czym zresztą bardzo szybko przekonuje się nasza bohaterka, niepotrafiąca potwierdzić nawet własnej tożsamości, która zostaje jej na nowo „przypisana” niczym jakiś awatar). To iluzja rzeczywistości, mająca jednak gigantyczny wpływ na realny świat. W niepowołanych rękach idących ku pełnemu monopolowi organizacji to także władza absolutna, niewidoczna kontrola bez ograniczeń. Państwo w państwie. System, którego nie można złamać. Totalitaryzm niepotrzebujący politycznych zapędów, tylko twardych danych. Te są co prawda w filmie zapisywane na archaicznych 3,5-calowych dyskietkach, ale nie czepiajmy się szczegółów – w końcu nie liczy się forma, lecz efekt, który pozostaje wiecznie młody. Nie tylko przez wzgląd na temat.
Scenariusz duetu John Brancato–Michael Ferris (Terminator 3 i Ocalenie oraz Gra, z którą skojarzenia z pewnością przywoła pojawiający się w telewizji ten sam prezenter, Daniel Schorr – prawdziwy dziennikarz, który w obu tych filmach oraz jeszcze w Stanie oblężenia zagrał samego siebie) może pochwalić się też jednym z najbardziej realistycznych podejść do posługiwania się komputerem. I owszem, znajdziemy tu tak tradycyjne schematy, jak ładujący się całą wieczność pasek postępu, ale też i duże przywiązanie do detali. Tak jak Hollywood przyzwyczaiło nas do bzdurnego uderzania w klawiaturę na czas, tak Sandra korzysta głównie z myszki i zwyczajnie wie, co robi. Zaskakująco dużo tu zresztą stukania w klawisze, klikania w przyciski i widoku ekranu, na którym toczy się ta najważniejsza akcja – sprzedana z nerwem dzięki wprawnemu montażowi oraz inteligentnej muzyce Marka Ishama i pozbawiona przesadnie geekowskiego zacięcia, niezrozumiałej terminologii. Na dobrą sprawę czyni to z Systemu jeden z najciekawszych filmów komputerowych. A już na pewno najlepiej sprzedanych.
Jednocześnie jest to też dzieło mocno tajemnicze, bezustannie lawirujące w odcieniach szarości oraz kompletnie pozbawione prawdziwego schwarzcharakteru, po którym lukę usiłują zapełnić liczni najemnicy. Jak sam tytuł wskazuje, bohaterka nie walczy tu z konkretnymi ludźmi, ale z całą strukturą pozbawioną formy, wręcz z pewną ideą – wielogłową, niewzruszoną i bezduszną Hydrą. To sprawia, że fizyczne, klasyczne sceny akcji momentami nie przystają do skrupulatnie budowanej atmosfery cyfrowego osaczenia i kameralnej, bo w założeniu dotyczącej jednostki, intrygi – zwłaszcza że znajdziemy w nich trochę wygodnych rozwiązań scenariuszowych i niedopracowanych wątków. I tak na przykład ścigana Sandra biega sobie swobodnie po całym kraju bez choćby prób kamuflażu czy drobnych zmian w wyglądzie. Dziś w dodatku z pewnością szybciej by ją znaleźli, łatwiej byłoby ją namierzyć, ale i jej byłoby łatwiej… uchronić się przed czymś takim. Szczególnie gdy ma do dyspozycji cały ten bardzo drogi sprzęt, na który naprawdę nie wiem, jak ją stać…
Podobne wpisy
W tego typu detalach System bywa odrobinę mniej wiarygodny i zachowawczy, co w sumie jest trochę bolączką podobnych filmów tamtej ery. Nigdy nie dociska gazu do dechy, ale zawsze naturalnie podtrzymuje ciśnienie, pozostając blisko serca. Jest idealnym najntisowym hitem, czyli oryginalnym produktem, który w atrakcyjny i pozbawiony moralizatorstwa sposób sięga do świata realnego, próbując uczulić na dany temat, nie czyniąc go przy tym nudnym czy napuszonym. Nie jest to tylko pusta, beznamiętna rozrywka. I choć w innych rękach mógłby być to film przypuszczalnie jeszcze lepszy, to nie odbiera mu to prawdziwości, zwłaszcza obecnie. Jakkolwiek technologia komputerowa zrobiła spory postęp przez te ćwierć wieku, tak trudno oprzeć się wrażeniu, iż w kwestii leżącego tu u samych podstaw problemu nic się przez ten czas nie zmieniło (a nawet jest jeszcze gorzej). Komputery są mniejsze, a dane, którymi za ich pomocą się obraca, większe, lecz pozostałe wartości nie uległy przedawnieniu.
Paradoksalnie w dobie, którą System niejako przewidział, takiego kina już się nie robi. Czy właśnie dlatego, że rzeczywistość stała dużo się bardziej przerażająca od fikcji, czy może otoczeni wszelkiej maści poprawnością i cyferkami twórcy nie mają już takich ambicji jak kiedyś? A może mają, ale system nie pozwala im ich spełnić? W tym kontekście przewrotne zakończenie rodem z Matrixa nie pozostawia żadnych złudzeń – czy tego chcemy, czy nie, żyjemy spętani siecią. Pozostaje jedynie szukać pocieszenia w ogółem optymistycznie nastrojonym finale filmu i po prostu odejść od kompa. No właśnie…
П