search
REKLAMA
Action Collection

Goniąc za bombami w upalny dzień, czyli SZKLANA PUŁAPKA 3 kończy 25 lat

Krzysztof Walecki

19 maja 2020

REKLAMA

“Dobry film powinien zacząć się od trzęsienia ziemi, a następnie napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Tę dewizę Alfreda Hitchcocka reżyser John McTiernan wziął sobie do serca, kręcąc Szklaną pułapkę 3 i rozpoczynając ją od troszkę ponad minutowego prologu, w którym oglądamy, jak Nowy Jork budzi się o brzasku, z przygrywającym w tle Summer in the City zespołu The Lovin’ Spoonful. Słońce wyłania się zza horyzontu, oświetlając ciepłymi promieniami wielką metropolię, gdzie idący do pracy ludzie zatrzymują się, aby kupić poranną kawę, gdzie sklepikarz obmywa wodą ze szlauchu wejście do spożywczaka, a jubiler poprawia wystawę na witrynie. Widzimy liczne korki na ulicach i tłumy ludzi wychodzące z metra. Miasto, które żyje. Nie spodziewamy się, że za moment będziemy świadkami potężnej, niesamowicie realistycznej eksplozji, rozpoczynającej całodniowy paraliż Nowego Jorku. Pierwsza bomba z wielu, które tajemniczy Simon rozmieścił w mieście specjalnie z myślą o poruczniku Johnie McClanie.

Mija 25 lat, odkąd Bruce Willis – w nieoczekiwanym towarzystwie Samuela L. Jacksona – ganiał za tymi bombami, a ja nie mogę się nadziwić, jak to możliwe, że McTiernan dorównał swoim poprzednim dokonaniom i niemal przebił samego siebie. Warto wiedzieć, że ten sam reżyser nakręcił oryginalną Szklaną pułapkę (1988), dla wielu jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy film akcji w historii kina. Napisano już o nim tyle, że trudno wymyślić coś nowego – prawdą jest, że była to produkcja, która uczyniła z Willisa gwiazdę kina, dała widzom nowy typ bohatera, do tej pory kojarzonego z mięśniakami pokroju Schwarzeneggera i Stallone’a, ale przede wszystkim popchnęła kino akcji na nowe tory, unowocześniając i dynamizując cały gatunek. Reżyser automatycznie otrzymał propozycję realizacji kontynuacji, ale odmówił (zastąpił go Renny Harlin), wybierając na swój następny projekt Polowanie na Czerwony Październik (1990). Wrócił jednak do postaci McClane’a w 1995 roku, właśnie przy okazji części trzeciej, nie tylko mierząc się z pierwowzorem, ale z całym ówczesnym kinem akcji.

Szklana pułapka 3 (w oryginale Die Hard with a Vengeance) wyraźnie zrywa z wzorcem, który oryginał ufundował gatunkowi na całe lata 90., czyli zamknięcia akcji w jednym miejscu. W międzyczasie mieliśmy przecież Liberatora (Szklana pułapka na okręcie), Pasażera 57 (w samolocie), Speed (w autobusie), a za chwilę miał się pojawić Liberator 2 (w pociągu), Nagła śmierć (na lodowisku), Speed 2 (na statku wycieczkowym). Nawet Szklana pułapka 2 powielała ten schemat, umiejscawiając akcję na lotnisku. Przez długi czas próbowano zrobić to samo z częścią trzecią, ale żaden ze scenariuszy opartych na tym formacie nie podobał się samemu Willisowi. Trafił do niego dopiero tekst Jonathana Hensleigha pod tytułem Simon Says, początkowo zakupiony przez studio Warner Bros. z myślą o Brandonie Lee, a później brany pod uwagę jako podstawa kolejnej Zabójczej broni. Ostatecznie 20th Century Fox odkupiło scenariusz i przerobiło go na Szklaną pułapkę 3. I pod względem pomysłu jest to prawdopodobnie najlepsza ze wszystkich części – najbardziej rozrywkowa, wspaniale skonstruowana, zmuszająca widza do myślenia (!) przy jednoczesnym dbaniu o atrakcje, które wydają się nie mieć końca.

Jeśli istotą kina akcji jest ruch, Szklana pułapka 3 to idealny przedstawiciel gatunku. W gruncie rzeczy obserwujemy niekończący się pościg, gdzie McClane wciąż się przemieszcza; gdzie jeśli nie biegnie, to jedzie samochodem w zastraszającym tempie, aby następnie przesiąść się do metra, a potem do ciężarówki i znów do samochodu. O ile w pierwszym filmie były momenty, kiedy bohater musiał się zatrzymać, aby wypłakać się Alowi Powellowi przez krótkofalówkę, tak tutaj nawet szybkie przypomnienie wydarzeń z Nakatomi Plaza odbywa się w biegu (tak po prawdzie John zatrzymuje się tylko raz – po to, aby dowiedzieć się, kim jest Simon). McClane nie ma zwyczajnie czasu użalać się nad sobą i swoim losem. A miałby nad czym – z żoną nie rozmawiał od roku, dzieci nie widuje, w pracy jest zawieszony. Na komentarz kapitana Cobba o tym, że ledwie dwa kroki dzielą McClane’a od alkoholizmu, ten poprawia, że już tylko jeden. Gdy widzimy go po raz pierwszy w filmie – będącego na kacu, ledwo przytomnego, śmierdzącego piwskiem i w podkoszulce, której chyba nie zdejmował od części pierwszej – w niczym nie przypomina McClane’a z poprzednich odsłon. Ale jednocześnie to ten sam bohater, który myśli szybko, działa błyskawicznie i unika pułapek, jak stało w sloganie na polskim plakacie kinowym. Scenariusz Hensleigha daje mu się wykazać w akcji i reakcji chyba najbardziej ze wszystkich części serii.

REKLAMA