ŚWIETNE FILMY, które trudno POLUBIĆ

Boże ciało (2019), reż. Jan Komasa
Kierowany jakością narracji Miasta 44, a także jego stroną wizualną, niecierpliwie wyczekiwałem Bożego ciała. Wiedziałem, że Komasę stać na dużo, jeśli tylko nieco wyjdzie z pudełka. Historię miłości podczas Powstania Warszawskiego tak opowiedział. Tematyka wiary podszyta kontrowersyjnym ujęciem posługi duchownego wymagała chyba jednak więcej odwagi i nowatorstwa. Najbardziej zawiodła główna postać, chociaż co rusz słyszałem i słyszę, że była świetna. Bartosz Bielenia w roli Daniela był nierówny – autentyczny, gdy nie miał na sobie koloratki, a sztuczny i przerysowany, gdy wchodził w buty księdza. Zachowywał się bardziej jak klaun i tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia słuchającym go ludziom oprócz samych truizmów. Oczywiście były to mądre truizmy, jednak pokazywanie takich sytuacji na ekranie trąci banałem, w przeciwieństwie do ich przeżywania w realnym świecie.
2001: Odyseja kosmiczna (1968), reż. Stanley Kubrick
Doceniam wkład produkcji w historię kina i w ogóle gatunek science fiction. Mój gust literacki i filmowy natomiast sprzeciwia się takiemu ujęciu tematu. Jest najzwyczajniej w świecie zbyt wolne, wręcz ślimacze. Początkowa sekwencja powinna być o wiele krótsza, a ostatnia mniej metaforyczna. Najciekawsza jest ta środkowa, ze wszystkim, co się dzieje na statku kosmicznym dowodzonym przez Hala 9000. Całość jest niezwykle odkrywcza, pod wieloma względami świetna, ale trudna do zrozumienia, a przez to polubienia. Oczywiście w pewnym momencie życia wypada uświadomić sobie sens Kubrickowskich metafor, które aż tak trudne nie są. Z lubieniem wciąż jest jednak ciężko, gdyż tzw. pierwiastek rozrywkowy w Odysei właściwie nie istnieje. Traktatowość produkcji zasłania jej odprężającą funkcję. To żaden zarzut, rzecz jasna, ale stwierdzenie faktu.
Tenet (2020), reż. Christopher Nolan
Specjalnie Tenet jest na ostatniej pozycji, ponieważ sam nie jestem przekonany, czy jest to film świetny. Może gdy upłynie trochę czasu, będę potrafił zdecydować. Na pewno Tenet jest produkcją dobrze zrealizowaną pod względem filmowego rzemiosła, natomiast trudno go polubić, bo nie wyczuwa się w głównych bohaterach emocji. Tenet przypomina bezduszną pantomimę okraszoną zdawkowymi dialogami. Co więc w nim można lubić – samochodowe pościgi, chodzących do tyłu aktorów, a może Pattinsona? Tak, tego ostatniego można polubić, bo w porównaniu z Washingtonem chłopak aż kipi od emocji, mimo że prawie ich nie okazuje. Tenet to mój największy zawód 2020 roku, a z drugiej strony jeden z najbardziej ambiwalentnych filmów, które oglądałem. Nie lubię go, chociaż w osobliwy sposób doceniam, jak ostry cień mgły. Widać coś, ale nie wiadomo co, chociaż raz zdaje się to piękne, a raz śmieszne i banalne.