Dzielny Kyle Reese przybywa z przyszłości, aby ocalić matkę swojego przywódcy, który wysłał go w przeszłość. Bez cienia ironii scenariusz tego przeboju jest bardzo zmyślny i bije na głowę kolejne odsłony serii (wyłączając oczywiście dwójkę). Zanim stawi czoła cybernetycznemu zabójcy o powłoce samego Arnolda Schwarzeneggera, będzie musiał ukrywać się przed policją. Koczuje w samochodzie w pobliżu miejsca, gdzie maszyny przeprowadzają prace przemysłowe. Zasypia i ma sen, który przenosi go ponownie do Los Angeles 2029 roku (ta rzeczywistość została opisana w innym zestawieniu). Ogólnie rzecz biorąc, maszyny prowadzą wojnę z ludźmi, chcąc ich całkowicie zgładzić, a świat przypomina pogorzelisko. Kyle wraz ze swoją partnerką zostaje ostrzelany przez patrol cyborgów. Kobieta nie uchodzi z życiem, a Reese, próbując uciec samochodem, zostaje w nim uwięziony, kiedy pojazd staje w płomieniach. Nie może się wydostać, aż w końcu dosięga go ogień. Na szczęście w tym momencie to akurat sen, ale każdy wielbiciel (i nie tylko) Elektronicznego mordercy zdaje sobie sprawę, jaki finał będzie miała ostateczna konfrontacja.
Nie dane było odważnej Ellen Ripley zaznać spokojnego snu i wytchnienia po pierwszym starciu z Obcym na statku Nostromo, z którego wyszła cało tylko ona oraz… kot. Jej kapsuła zostaje odnaleziona po bardzo długim czasie, Ripley ma chociaż chwilową szansę dojść do siebie i oswoić się z nową sytuacją. Zanim jednak wkroczy do akcji, aby wspomóc oddział marines w walce z hordą kosmicznych drapieżników i dostąpi wątpliwego zaszczytu spotkania samej królowej Obcych, zmierzy się z koszmarnym snem. W czasie rozmowy z Burke’em, leżąc w szpitalnym łóżku, dostaje ataku torsji, zupełnie jak jej kolega z Nostromo podczas posiłku. Kot wyczuwa zagrożenie i ostrzy kły i pazury. Ripley przeżywa katusze, zarodek Obcego chce przedrzeć się przez jej ciało i wydostać na zewnątrz. Na szczęście w tym momencie to nie jest rzeczywistość. Co ciekawe, w tym samym roku na ekrany weszła Mucha Davida Cronenberga z podobną sekwencją sennego koszmaru bohaterki o urodzeniu larwy. Podobno każda matka pokocha każde swoje dziecko, lecz w obu filmowych przypadkach trudno nazwać to cudem narodzin!
Zestawienie filmowych koszmarów sennych bez tytułu Davida Lyncha? Trudno sobie to wyobrazić. Prawie każde dzieło Lyncha jest utrzymane w poetyce snu i to najczęściej takiego, z którego jak najszybciej chcemy się wybudzić. Blue Velvet jest mroczną, pełną kontrastów karykaturą amerykańskiej prowincji. Główny bohater, Jeffrey, wścibia nos w nieswoje sprawy i zapoznaje się z drugą stroną miasteczka, w którym się wychował. A poznanie tak groźnego typa jak Frank Booth (bardzo wyrazisty Dennis Hopper) bynajmniej nie należy do miłych doświadczeń. Młodzieniec wdaje się w romans z gnębioną przez Franka piosenkarką, ale wcześniej ukryty w szafie widzi, jak ten znęca się nad nią seksualnie. Kobieta jest na skraju załamania nerwowego, musi udawać przed Frankiem uległość, gdyż ten uprowadził jej męża i synka. Ma poranioną psychikę, żąda od chłopaka bicia podczas zbliżeń. Nic zatem dziwnego, że wydarzenie utkwiło Jeffreyowi w pamięci na tyle, że odbiło się w jego śnie. Wracając do domu ciemną uliczką, zatrzymuje się, a jego twarz oblewa poświata. Pojawia się wykrzywiona jak u demona twarz Franka, następnie mamy zbliżenie ust Dorothy Vallens proszącej o uderzenie. Ale zamiast Jeffreya powraca twarz Franka, który nagle wyprowadza cios. Nie wiem, jak inni, ja osobiście po takiej „przygodzie” i późniejszym śnie w tym temacie nie ośmieliłbym się wrócić do domu piosenkarki. Jednak ciekawość tego, co zakazane, ryzykowne i niedostępne, okazała się silniejsza dla przyszłego agenta Coopera. Now it’s dark!