Reżyserzy, którzy NAKRĘCILI NIEWIELE, a już zapisali się w HISTORII KINA
Martin McDonagh
Podobne wpisy
Niewiele jest go w świecie kina. Zapewne większość widzów zna jego filmy, jednak nazwiska za nic nie może sobie przypomnieć. Martin McDonagh jeszcze sobie go po prostu nie wypracował w kinematografii. Kto wie, czy przy takiej częstotliwości tworzenia filmów kiedykolwiek mu się to uda. Każdy natomiast kinoman zna przynajmniej jeden tytuł – zapewne będą to Trzy billboardy za Ebbing Missouri. Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj także jest pozycją znaną, chociaż nie tak osadzoną w historii filmu jak Billboardy. Dla Martina McDonagha film jest niejako dodatkiem do działalności teatralnej. Gdyby jednak nie zajmował się dramaturgią, nigdy nie stworzyłby tak dobrych trzech pełnometrażowych filmów.
Sergio Leone
Te kilka filmów – głównie westernów, ale też gangsterski dramat, komedia i dwa obrazy historyczne – jak na 30 lat aktywnej twórczości to prawie nic pod względem ilościowym, ale wszystko (zwłaszcza dolarowa trylogia), gdy chodzi o wartość artystyczną dla kina. Kiedy więc będziecie myśleć o westernach stworzonych przez Sergio Leone, jest ich zaledwie parę. Na początku nie odnosiły sukcesów. Amerykańscy twórcy westernów nie wyobrażali sobie, że ktoś, kto pochodzi ze Starego Kontynentu, może rozumieć problematykę Dzikiego Zachodu. Okazało się, że może, łamiąc wiele żelaznych zasad panujących w Hollywood.
Leni Riefenstahl
Rzec można, że bez niej nazizm i hitleryzm nie miałyby medialnego wsparcia. Rozsławiła je, zwłaszcza wśród Niemców, dając Hitlerowi bezcenne propagandowe narzędzie zmieniające świadomość szeregowych obywateli. Produkcje Triumf wiary i Triumf woli mają wciąż niedocenianą wartość historyczną. Niektórzy spoglądają na nie poprzez soczewkę swojego resentymentu wobec antyludzkiego nazistowskiego autorytaryzmu. Jeśli jednak nie chcemy, żeby tragedia II wojny światowej się powtórzyła, lepiej wyrugować z siebie tego typu emocje. Apologetyka nazizmu zaproponowana przez Riefenstahl rozłożona na czynniki pierwsze może być cennym podręcznikiem nie tylko propagandowej sztuki filmowej, która i dzisiaj taka pozostała, służąc zgoła odmiennym ideologiom, ale i uświadamiającą lekcją, na co należy zwrócić uwagę, by rozpoznać wszelkie społeczne formy totalitaryzmów.
Andriej Tarkowski
W jego filmach zawsze czuć było wpływ tzw. kultury wysokiej – poezji, literatury, muzyki, kina największych tego świata. Film zaangażowany w stylu, jaki realizował Tarkowski, nie jest dla wszystkich. Mam na myśli nie tylko władze ZSRR, które nienawidziły tego typu zindywidualizowanej twórczości, ale i zwykłych widzów, którzy spodziewają się po seansie zrozumiałej rozrywki, a nie rozszyfrowywania metafor. Przyznam się, że za poezją nie przepadam. Uważam, że bardzo łatwo jest ukryć w wierszach pustosłowie, którym potem będą się zachwycać czytelnicy, doszukując się talentu i wielkich myśli w dość losowo pod względem semantyki zestawionych słowach. Oglądając Tarkowskiego, a obejrzałem wszystko, co trzeba, odnosiłem niekiedy wrażenie, że zagubił się we własnej metaforyce – przemetaforyzował najzwyklej w świecie. Stąd może tak niewielki dorobek filmowy. Rozumiem problemy z cenzurą, emigrację, przedwczesną śmierć, ale jego pomysły wymagały również czasu, żeby nadać im chociażby myślowe ramy możliwe do przełożenia potem na scenariusz. Możemy dyskutować o mniejszej lub większej sensowności dzieł Tarkowskiego, natomiast jedno jest pewne – nie byłoby tychże sporów, gdyby reżyser nie znalazł stałego miejsca w historii kina.
Alejandro González Iñárritu
Zadebiutował jakże mocno Amores perros. A potem już tylko udowadniał, że jest wielki – 21 gramów, Biutiful, Birdman, aż wreszcie przyszedł czas na Zjawę. Nie ma tych filmów w jego portfolio wiele, za to każdy jest dopracowany, ważny dla kina i powinno się go znać. Gdyby jednak chcieć spekulować, która produkcja Alejandra Gonzáleza Iñárritu zapewniła sobie bezapelacyjne miejsce w światowej kinematografii, to tak można by określić dopiero Zjawę. Niemniej nie spisywałbym jeszcze talentu reżysera na straty. Mam nadzieję, że Zjawa nie jest jego największym osiągnięciem.