RYUICHI SAKAMOTO. 10 najlepszych soundtracków
Początki artystycznej drogi Ryuichiego Sakamoto przypadają na drugą połowę lat 70., gdy został członkiem pionierskiej grupy Yellow Magic Orchestra, której wpływ na muzykę elektroniczną można porównać tylko do Kraftwerk i Cabaret Voltaire. Na początku kolejnej dekady jego kariera zaczęła przebiegać dwoma torami, wyznaczanymi z jednej strony przez albumy solowe, z drugiej zaś – przez muzykę filmową. Od tamtej pory wziął udział w nagrywaniu blisko dwustu płyt (zrealizowanych zarówno w pojedynkę, jak i we współpracy z innymi artystami), w tym około czterdziestu soundtracków. Oto dziesięć najciekawszych ścieżek dźwiękowych skomponowanych przez Japończyka.
Merry Christmas, Mr. Lawrence (1983)
Pierwszy soundtrack Sakamoto jest jednocześnie perłą w koronie jego dyskografii. Uhonorowana nagrodą BAFTA muzyka do filmu Wesołych świąt, pułkowniku Lawrence Nagisy Ōshimy (w którym muzyk wystąpił u boku Davida Bowiego i Takeshiego Kitano) stanowi ekscytujący kolaż zachodnich wpływów z orientalną ornamentyką, który broni się poza ekranem. Nadzwyczaj zachwycający jest tęskny temat tytułowy, powracający na płycie kilka razy, w tym w zaśpiewanej przez Davida Sylviana wersji zatytułowanej Forbidden Colours. Nie ma wątpliwości – to jedna z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących melodii w historii kina. Merry Christmas, Mr. Lawrence do dziś stanowi żelazny punkt niemal każdego koncertu Sakamoto.
The Last Emperor (1987)
Muzykę do Ostatniego cesarza Bernardo Bertolucciego napisali Sakamoto (dziewięć utworów), David Byrne (pięć kompozycji) i Cong Su (jeden temat). Wszyscy dostali za nią Oscara, Złoty Glob i Grammy, a było to w czasach, gdy te nagrody miały jeszcze jakiekolwiek znaczenie (zgodnie z obecnymi absurdalnymi przepisami, dziś soundtrack podpisany przez trzech twórców nie mógłby walczyć o nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej, vide przypadek Zjawy). Tak jak na ścieżce dźwiękowej do filmu Ōshimy, Sakamoto zderzył tu ze sobą dwa światy – europejską symfonikę i chińską muzykę ludową z wykorzystaniem tamtejszego instrumentarium. The Last Emperor Theme stanowi jeden z wielu dowodów kompozytorskiego geniuszu japońskiego artysty.
The Sheltering Sky (1990)
Kolejny soundtrack do filmu Bertolucciego (polski tytuł: Pod osłoną nieba) i kolejny sukces (Złoty Glob i nagroda Los Angeles Film Critics Association). Niesiony żałobnymi smyczkami temat przewodni to już klasyka muzyki filmowej, którą docenili nawet rodzimi raperzy ze składu Zipera, samplując jego fragment w utworze Mgła. Na przestrzenną panoramę dźwiękową złożyły się zarówno elementy etniczne (akcja filmu toczy się w północnej Afryce), jak i inspiracje muzyką klasyczną (ze szczególnym uwzględnieniem Claude’a Debussy’ego, ulubionego kompozytora Sakamoto). Finalny efekt dowodzi, że były członek Yellow Magic Orchestra to – obok Ennio Morricone – zapewne najbardziej wszechstronny autor muzyki filmowej.
High Heels (1991)
Pedro Almodovar nie był zadowolony z muzyki Sakamoto do Wysokich obcasów, a przecież pełen patosu orkiestrowy motyw tytułowy w niczym nie ustępuje melodiom z Ostatniego cesarza i Pod osłoną nieba. Poza owym motywem i kilkoma wariacjami na jego temat znalazło się tu również miejsce dla amorficznego ambientu (Trauma), dźwięków gitary hiszpańskiej (Becky’s Guitar), a nawet elektronicznych utworów na modłę downtempo (El Cucu #1) i house’u (El Cucu #2). Na soundtrack trafiły też dwie piosenki, Piensa en Mí i Un Año De Amor, zaśpiewane w melodramatycznej manierze przez hiszpańską gwiazdę Luz Casal. Nie ma natomiast obecnych w filmie utworów Milesa Davisa, George’a Fentona i Los Hermanos Rosario.
Love Is the Devil: Study for a Portrait of Francis Bacon (1998)
Samotność, moja jedyna prawdziwa towarzyszka, zawsze będzie konkurować z każdym kochankiem. […] Czyżby opętał mnie jakiś destrukcyjny demon? – zastanawia się genialny malarz Francis Bacon (Derek Jacobi), rozważając naznaczony tragedią związek z George’em Dyerem (Daniel Craig w przełomowej roli). Muzyka w znakomitym filmie Johna Maybury’ego odgrywa równie ważną rolę, co sugestywne zdjęcia inspirowane mrocznymi obrazami Bacona. To najbardziej minimalistyczna ścieżka dźwiękowa stworzona przez Sakamoto, który zrezygnował z rozbudowanych orkiestrowych aranżacji na rzecz klaustrofobicznej, niepokojącej muzyki elektroakustycznej w duchu grupy Coil. Wybitny album z powodzeniem funkcjonujący w oderwaniu od filmu.
Snake Eyes (1998)
Pierwszy kwadrans thrillera Briana De Palmy to techniczny majstersztyk, który powinien być pokazywany studentom szkół filmowych jako przykład perfekcyjnego rzemiosła. Chodzi o scenę, która dzięki umiejętnemu prowadzeniu kamery i montażowi sprawia wrażenie jednej nieprzerwanej sekwencji, choć w rzeczywistości składa się z ośmiu ujęć. Gdy następuje pierwsze widoczne cięcie, rozbrzmiewa muzyka Sakamoto. Analogicznie do De Palmy, który wzorował się na Hitchcocku, Sakamoto odwołał się tutaj do Bernarda Herrmanna, nadwornego kompozytora twórcy Ptaków. Na ścieżkę dźwiękową Oczu węża złożyły się więc elektryzujące orkiestracje podkreślające sensacyjną akcję. Temat tytułowy to kolejna wielka kompozycja tego artysty.
Gohatto (2000)
Ostatni film Nagisy Ōshimy to przewrotny samurajski epos z homoerotycznym podtekstem. Jego akcja toczy się pod koniec okresu Edo (połowa lat 60. XIX wieku), w przededniu wojny domowej skutkującej przejęciem władzy przez siły cesarskie i upadkiem szogunatu Tokugawa, który rządził Japonią nieprzerwanie przez 264 lata. W historię zmierzchu epoki samurajów reżyser wpisał losy pięknego młodzieńca Kanō i zakochanych w nim wojowników elitarnej bojówki Shinsengumi. Sakamoto skomentował tę opowieść dźwiękami fortepianu, sekcji smyczkowej, fagotu, klarnetu, oboju, fletu i shō (japoński aerofon). Partie instrumentów akustycznych zestawiono z elektroniką i ambientem, co zaowocowało muzyką nastrojową i hipnotyzującą.
Alexei and the Spring (2003)
Wstrząsający dokument Seiichiego Motohashiego przedstawia historię mieszkańców niewielkiej wioski położonej 200 kilometrów od Czarnobyla. Wiosną 1986 roku, tuż po katastrofie w czarnobylskiej elektrowni atomowej, maleńka miejscowość została niemal całkowicie ewakuowana – z wyjątkiem kilkudziesięciu starszych tubylców i jednego chłopca, który postanowił zostać z rodziną. Prawie dwie dekady później Aleksiej opowiada o codziennym życiu umierającej wsi, której mieszkańcy muszą być zupełnie samowystarczalni, aby przetrwać. Relacji mężczyzny towarzyszy subtelna, melancholijna muzyka bazująca na szklistych dźwiękach fortepianu, syntezatorów i instrumentów smyczkowych. Czarny koń w bogatym dorobku Sakamoto.
The Revenant (2015)
Alejandro González Iñárritu wykorzystał kilka utworów Sakamoto już w filmie Babel, ale do Zjawy potrzebował premierowego materiału. Sakamoto chorował wówczas na nowotwór, toteż podzielił się obowiązkami kompozytora z Carstenem Nicolaiem vel Alva Noto (z którym zrealizował wcześniej szereg świetnych płyt) oraz Bryce’em Dessnerem z grupy The National. Trio stworzyło razem mieszankę brzmień akustycznych i elektronicznych, będącą idealnym dopełnieniem obrazu. To muzyka pełna rozmachu, tajemnicza i lodowata jak plenery, które przemierzają bohaterowie filmu. Dobrze się stało, że Iñárritu nie skorzystał z usług modnych autorów muzyki filmowej, którzy od lat bazują na tych samych – nudnych i powtarzalnych – patentach (np. Hans Zimmer).
Black Mirror: Smithereens (2019)
Drugi odcinek piątej serii Czarnego lustra spotkał się z mieszanymi reakcjami, prawdopodobnie dlatego, że zawarty w nim komentarz na temat mediów antyspołecznościowych był zbyt trafny jak dla świata głęboko uzależnionego od wyścigu o zasięgi i lajki, który wywołuje w mózgu te same reakcje chemiczne, co zażywanie narkotyków. Sakamoto ubrał tę posępną medytację nad chaosem współczesności w zimne, elektroniczne dźwięki, które doskonale oddają atmosferę permanentnej inwigilacji zimnych, elektronicznych soczewek i utraty kontroli nad egzystencją na rzecz algorytmów. Ta muzyka to także wspaniała odtrutka na (od)twórczość przecenianych hollywoodzkich wyrobników, przy których Ryuichi Sakamoto jawi się niczym góra Fudżi wśród krecich kopców.