search
REKLAMA
Zestawienie

Przeoczone filmowe PEREŁKI 2023

Przeoczone, bo nieobecne w kinach, nieobecne na komercyjnych platformach streamingowych, a jeśli nawet, to niezbyt aktywnie reklamowane.

Odys Korczyński

3 stycznia 2024

REKLAMA

Przeoczone, bo nieobecne w kinach, nieobecne na komercyjnych platformach streamingowych, a jeśli nawet, to niezbyt aktywnie reklamowane, bez drogich kampanii, recenzji w sieci, a co za tym idzie nakręcanego wśród Internautów hype’u. W porównaniu jednak z niektórymi znanymi produkcjami błyszczą jak perły, nie tylko ze względu na opracowanie techniczne, ale na historie i sposób narracji. Wszystkie filmy w tym zestawieniu można zobaczyć w sieci. Najtrudniej jednak jest na nie trafić, gdyż trzeba wiedzieć, czego się szuka, często pod oryginalnym tytułem. Efektem tego jest znikoma liczba widzów, co pokazuje statystyka chociażby na FW. I to niestety ma największe niebezpieczeństwo się nie zmienić.

„Kukułcze jajo”, reż. Mar Targarona

Dla kogo ten film będzie wartościowy? Dla ceniących sobie minimalizm, tworzenie grozy bez efektów specjalnych, na wciąganie widza w ludzką paranoję bez specjalnej finezji w narracji, lecz jednak skutecznie. Chodzi o to, żeby widzowie w żadnym momencie filmu nie czuli się pewnie, że coś wiedzą. Fabuła produkcji jest dość prosta – dwie pary zamieniają się domami na czas urlopu. Jedna ma doświadczenie w takich eksperymentach, druga nie. Kto jest jednak wrogiem, a kto przyjacielem, wcale oczywiste nie jest. Wnikliwi odbiorcy domyślą się wielu inteligentnie wykorzystanych motywów m.in. z Dziecka Rosemary, Psychozy oraz Sierocińca.

„Wybaw nas”, reż. Cru Ennis, Lee Roy Kunz

Jeśli szukacie horroru, który nie udaje, że nim jest, to Wybaw nas jest wyborem idealnym, i to osadzonym w klasycznych motywach nadprzyrodzonych, z demonami, księżmi, klasztorem w fabule. Przypomina mi się teraz wydmuszka, a nie horror – Egzorcysta papieża – który tylko prześlizgiwał się po tematach opętania, erotyki, morderstw, wiary i roli księdza w spełnianiu posługi wobec ludzi. Wybaw nas nie oszczędzi widza na żadnym polu – nastraszy go, zestawi ze sobą motywy, których boją się dotykać twórcy horrorów, zdekonstruuje pojęcia dobra i zła, a potem zostawi z tym wszystkim odbiorcę.

„Ostatni chłopiec na Ziemi”, reż. m.in. Luka Hrgovic, Dino Julius

Dla widza będzie najciekawsza rola tytułowego chłopca w fabule oraz stylistyka realizacji poszczególnych historii, w których wykorzystano mnóstwo odniesień do klasyki kina science fiction. Może się niekiedy wydawać, że zebranie w jednej produkcji kilku nowel filmowych nie jest interesujące, zwłaszcza w fantastyce naukowej, która lubi bogate opowieści, ale w tym przypadku naprawdę warto je poznać. Być może nawet kiedyś jakiś twórca zainspiruje się nimi, żeby nakręcić pełnometrażowy film? Ma do dyspozycji 6 historii, w tym przynajmniej dwie genialnie opowiedziane, zwłaszcza ostatnią.

„Wejdź w ciemność”, reż. Cheng Si-Yu

Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek oglądał chiński horror, który byłby tak straszny, tajemniczy, ale równocześnie nieoparty na standardowych wzorcach z kina grozy. Sam motyw lalki w horrorze jest znany, ale złączenie go ze sztuką Chin jest zabiegiem nietypowym i znakomitym. Tajemnica przenika film od początku do końca, a oczy nie mogą się napatrzeć na dopracowane niemal malarsko kadry. Siłą produkcji jest również to, że groza została w niej zręcznie wzbogacona o wątki obyczajowe, po chińsku wzruszające, a więc pokazane z charakterystyczną emfazą, lecz działające również na umysł Europejczyka. Warto się otworzyć na to nietuzinkowe doświadczenie, szkoda, że nie w kinie, na wielkim ekranie, ale duży telewizor także wystarczy – na pewno nie laptop.

„Dovbush. Tajemnica czarnych gór”, reż. Oles Sanin

W czasach wojny także można kręcić superprodukcje – i to w Ukrainie. Mało tego, o kontrowersyjnej dla Polskiej historii treści. A to odbiło się na ocenach filmu, którymi jednak nie należy się przejmować, bo są czysto emocjonalne, nadane przez Polaków dbających bardziej o maskę pozytywnej polskości niż fakty historyczne. Dovbusha jednak powinniśmy oglądać i doceniać za formę wizualną oraz grę aktorką, w tym polskich artystów. Czyżby oni przestali już być Polakami?

„T.I.M.”, reż. Spencer Brown

Prawdziwy rekordzista – 29 ocen na FW. A sądzić by można, że produkcje science fiction o sztucznej inteligencji powinny być rozchwytywane. Nawet Eamon Farren (Wiedźmin) w roli T.I.M.-a nie zachęcił widzów, żeby dokonali tego wysiłku i spróbowali poszukać filmu w Internecie, a przecież doskonale wiemy, że Netflix, Disney, HBO, SkyShowtime, to nie jedyne platformy, gdzie można oglądać filmy w wysokiej jakości, z chromecastem oraz nawet z lektorem. Mała popularność T.I.M.-a wynika również z tego, że produkcja klasyfikowana jest jako niskobudżetowa, więc nie dostała odpowiedniego wsparcia reklamowego. Jest to także SF właściwie bez efektów specjalnych. Trzon fabuły polega na analizie, gdzie są granice działania maszyny, oraz na czym tak naprawdę polega jej istnienie w porównaniu z naszym. Kto więc w T.I.M.-ie jest bohaterem negatywnym? I co myśli android, gdy zapina kobiecie czerwoną sukienkę? Co powinien myśleć?

„Ukryta sieć”, reż. Piotr Adamski

Niepozorny tytuł. Średnia ocen całkiem wysoka, a liczbowo o wiele wyższa niż w przypadku np. Morderstwa na końcu świata, lecz wciąż plasująca film na pozycji tych niszowych, zdecydowanych widzów do poświęcenia czasu na trudne kino, które wzbudza lęk, złość, a może i gdzieś w głębi podziw zmieszany z bolesną niezgodą. Po seansie widz powinien czuć się bezradny, bo w istocie z fabuły wynika, że pewne problemy są nierozwiązywalne, chociaż wydaje się, że rozwiązać je można jednym telefonem, względnie dwoma: na policję i do mediów. Pedofilia jest tematyką, o której tak wiele od pewnego czasu mówimy. Mamy nawet wrażenie, że coś się zmienia, ale Piotr Adamski wraz ze scenarzystami zadaje niewygodne pytanie – czy skazywane są tylko pionki, a ci, którzy faktycznie umożliwiają funkcjonowanie pedofilskich siatek, cały czas są i będą nietykalni? Warto obejrzeć ten film i polecać go, żeby nie zginął wśród jakże wygodnych dla publiki polskich komedii romantycznych.

„Leo”, reż. Robert Marianetti, Robert Smigel

Część z nas pamięta, jak to było kończyć 8. klasę szkoły podstawowej i jest to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, bo kolejnym etapem jest szkoła średnia. Nie ma żadnego pomostu, żeby nas do niej przygotować. Zrobienie o tym bajki, teraz gdy gimnazja odeszły do lamusa, okazało się wspaniałym pomysłem, a wplecenie w tę przygodę zwierząt zamkniętych w terrariach, jest mistrzostwem świata. Warto obejrzeć bajkę w wersji oryginalnej, gdzie Leo posiada głos, ale i osobowość Adama Sandlera i prowadzi nas na krawędź dzieciństwa. Sam nie wiem, dla kogo ten film jest bardziej – dla dzieci czy dla rodziców, żeby przypomnieli sobie, jak to jest być w szkole, a może nawet jak to jest być naczelnym zwierzęciem, które zapomina czasem, że nim jest, mieniąc się dumnie „człowiekiem”.

„Świąteczny dziennik cwaniaczka: Biała gorączka”, reż. Luke Cormican

Starszych widzów z pewnością zaskoczy sposób animacji oraz jej estetyka. Postaci przypominają miniaturowe laleczki, wprawione w ruch zręcznymi dłońmi animatorów jak w Sąsiadach, Plastusiowym pamiętniku czy też Misiu Colargolu. Głównym bohaterem jest uczeń gimnazjum o imieniu Greg Heffley, osobowość trudna, leniwa, narcystyczna i egoistyczna. I w tym tkwi sedno tej świątecznej przypowieści: w przemianie. W relacji z rzeczywistością rodzinną głównego bohatera, która go przerasta, chociaż nie jest tak dramatycznie trudna. Greg ma jednak specyficzną, katastroficzną osobowość, co jest źródłem wielu dowcipnych sytuacji, ale i w ciekawy sposób uczy młodszych widzów, jak powinniśmy sobie radzić ze światem. Świąteczny dziennik cwaniaczka będzie dobrym wyborem na świąteczny czas, żeby dzieci i rodzice mieli się nad czym zastanowić, a nie tylko spożywać dodatkowe kalorie i powtarzać w nieskończoność Kevina samego w domu.

Bonus: „Morderstwo na końcu świata”, reż. Zal Batmanglij, Brit Marling

Zadziwiający jest ten brak zainteresowania produkcją, przynajmniej jeśli chodzi o obecność recenzji pierwszego odcinka, rozwiązywania zagadek obecnych w serialu, oceny głównej aktorki oraz generalnie liczbę ocen. Jest ich obecnie 191 na FW, chociaż średnia jest całkiem wysoka. Nikt nie wspomina nawet o „kontrowersyjności” głównej aktorki – znanej z roli Diany Emmy Corrin. A przecież serial jest znakomitym technicznie, bogatym w dającą do myślenia treść i suspens wytworem sztuki filmowej i powinno się o nim mówić. Na to wygląda, że Morderstwo na końcu świata, mimo obecności Clive’a Owena i Joan Chen, pozostanie zapomnianą perełką 2023 roku. Nawet dostępność na Disney+ nie pomogła.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA