search
REKLAMA
Felietony

W pogoni za JEDNOROŻCEM. Sezon 3. WIEDŹMINA zakończony. Jak się udało?

Wraz z końcem 3. sezonu jakaś część historii o Geralcie z Rivii dobiegła końca, a inna znalazła nowy początek.

Odys Korczyński

31 lipca 2023

REKLAMA

Wraz z końcem 3. sezonu jakaś część historii o Geralcie z Rivii dobiegła końca, a inna znalazła nowy początek. Główna w tym zasługa Henry’ego Cavilla, który odszedł z wyjątkową klasą, zostawiając przestrzeń dla Liama Hemswortha. Jeśli pożegnania aktorów mają być mądre, powinny być dyskretne i symboliczne, jak stało się to w ostatnim odcinku pt. Cena chaosu. Całość nie była wolna od wad, a zakończenie historii powinno być tak energiczne i pełne twistów, jak znakomity odcinek 5. (Sztuka iluzji), który kończył pierwszą część sezonu. Niemniej mam nadzieję, że widzów długo będzie rozgrzewało pytanie, gdzie jest faktycznie Ciri, u boku Emhyra var Emreisa czy w bandzie Szczurów z Mistle (Christelle Elwin) i Kayleigh (Fabian McCallum) u boku; już nie jako Ciri, a Falka. Odpowiedź jest oczywista, chyba że potraktujemy Lwiątko z Cintry jako magiczkę potrafiącą funkcjonować równocześnie w wielu odnogach czasowych. A poza tym dla Ciri otwiera się nowy wątek erotyczny z Mistle, który, jak w przypadku relacji Radowida i Jaskra, z pewnością doprowadzi myśli niektórych widzów do stanu wrzenia, pytanie tylko, czy z podniecenia, czy z obrzydzenia? Skoro to seks lesbijski, to zakładam jednak to pierwsze.

Generalnie pozostał niedosyt spowodowany nie stroną wizualną, a sposobem narracji. Jest trochę dziur logicznych. Niewątpliwie przydałby się przed kulminacją historii jeszcze jeden odcinek, w którym zmieściłyby się wszystkie te wstawki quasi-obyczajowe, w których np. pozostałe wiedźmy z Aretuzy wspominają poległych, chowają zamordowane uczennice i decydują, co dalej zrobić, a także proces leczenia Geralta po starciu z Vilgefortzem. Nie wiedzieć czemu leśna hospitalizacja Wiedźmina dość zadziwiająco się przeciąga, aż do przybycia Yen, która z kolei zadziwiająco szybko stawia Geralta na nogi. Te małe wtopy nie zmieniają jednak obrazu całości – 3. sezon Wiedźmina został dobrze wyważony, a rola Henry’ego Cavilla pozostawiła przestrzeń dla równie ciekawej co on aktorki – Freya Allan jako Cirilla uplotła nam historię wielowątkową, głęboką i zaskakującą aż do samego końca. W ostatnich 3 odcinkach właściwie zdominowała sezon, zwłaszcza historią odegraną na pustyni Korath w towarzystwie JEDNOROŻCA IHUARRAQUAXA z dowcipnym nawiązaniem do konia Wiedźmina nazywanego wdzięcznie Płotką. Warto ją obejrzeć kilka razy. Zajmuje prawie cały odcinek 7. pt. Z deszczu pod rynnę. Spodziewam się, że w 4. sezonie wątek jednorożca znów się pojawi. Bynajmniej nie mam na myśli sprośnych rzeczy, w których brał udział wraz z Yennefer i Geraltem wypchany jednorożec. Brzmi nieco creepy, ale np. w grze Wiedźmin 3 sekwencja seksu na tym stworzeniu jest całkiem przyjemna w odbiorze. Przynajmniej nie trąci monotonią. Gdyby jeszcze animacja była lepsza… Sapkowski miał doprawdy fantazyjne pomysły na erotykę w Wiedźminie. Nie dziwmy się więc osobliwej relacji Filippy (Cassie Clare), Dijkstry (Graham McTavish) i Evy (Cal Watson). Ta trójka jeszcze zabłyśnie w kolejnych odcinkach. Może dołączy do nich chwiejny w swoich motywacjach politycznych Cahir (Eamon Farren).

W tej pogoni za jednorożcem, istotą symboliczną, magiczną i zdolną do bycia przewodnikiem między wymiarami, które mozolnie przechodzi Ciri, odkrywając wciąż nowe oblicza swojego charakteru, wybija się wykonane z klasą, wzruszające pożegnanie Henry’ego Cavilla. Żeby je zrozumieć, trzeba sięgnąć aż do pierwszego odcinka pierwszego sezonu. Poznajemy tam niejaką Renfri. To na nią Geralt dostaje zlecenie od Stregobora. To ona również przepowiada mu tuż przed śmiercią, że zawsze będzie „gonił dziewczynkę z lasu, która jest jego przeznaczeniem”, to dzięki Renfri Geralt publicznie wybiera stronę; swoją, niezgodną z interesami ludzi. Za to otrzymuje przydomek „Rzeźnika z Blaviken”. Po śmierci Renfri z jego rąk zabiera na pamiątkę jej specyficzną broszkę – zrobioną z długiej igły, wysadzanej zielonym kamieniem i złotego koła również z umieszczonymi na nim szlachetnymi kamieniami. Dużo później, w ostatnim odcinku, to właśnie ta brosza od Renfri, której część tkwiła w mieczu strzaskanym przez laskę Vilgefortza, Geralt wraz z Jaskrem przekupują nilfgaardzkiego strażnika, żeby ich przepuścił przez blokadę. Wiedźmin jak to Wiedźmin jednak wraca i staje w obronie ludzi, których wojsko okrada. Zabija wszystkich, prócz tego jednego, któremu dał broszkę. Widzowie zapewne spodziewali się, że ją zabierze, że Renfri zawsze będzie z nim, jak jego alter ego, którego wszyscy nienawidzą, ale stało się inaczej. Brosza została, a Wiedźmin odszedł, co kamera dokładnie pokazała. Skończyła się jakaś epoka, którą współtworzył Henry Cavill, a zaczęła nowa. Nie pamiętam tak dyskretnego i sugestywnego zarazem pożegnania aktora ze swoją rolą, żeby dać przestrzeń innemu, którego zbyt duża część widzów już zaocznie skazała na porażkę za to, że jest właśnie sobą: Liamem Hemsworthem, jakby był gorszy od Henry’ego Cavilla jako człowiek, nie tylko jako aktor. Jak Renfrii była podobno gorsza od dewianta i mordercy Stregobora, dlatego tylko, że brutalnie walczyła o swoje miejsce do życia, wbrew systemowi.

Pozostając jeszcze w tematyce walki z systemem, twórcy Wiedźmina nigdy nie ukrywali, że przenoszą historie napisane przez Andrzeja Sapkowskiego dowolnie na ekran, tworząc z nich czasem dość zaskakującą linię fabularną. Nie ukrywali również, że ten świat fantasy będzie paralelny z naszym światem. Zresztą już w wydaniu książkowym był. Byli uchodźcy, polscy pseudopatrioci, wolnościowcy, homoseksualny seks i wiele różnych budzących internetowe kontrowersje problemy. Celowo piszę, że Internetowe, bo mają one o wiele mniejszy ciężar gatunkowy niż realne problemy, które w życiu nas znienacka dopadają. Są iluzją, która może niestety czasem nawet kogoś uśmiercić, jakże zwodniczą, czego doświadczył Vilgefortz, zbyt ufający swojej wierze we własne umiejętności – dlatego w końcu zginął z ręki Geralta w warowni Stygga. Gra również dotykała problematyki typowo etycznej i socjologicznej. Nie była tylko bezrefleksyjną rąbanką w stylu Diablo. W 3. sezonie historia wcześniej nazbyt czasami rozrywana przez scenarzystów zyskała spójną linię prowadzącą widza nie od potwora do potwora, ale przez naprawdę inteligentnie i literacko opisane perypetie emocjonalne bohaterów. Przegrywając walkę z Vilgefortzem, Wiedźmin nareszcie przestał być posągowym superbohaterem, a ta maska ciążyła na nim od 1. sezonu serialu. Ciri zaś dorosła, ale także nie do superbohaterstwa w stylu fantasy, szablonowego, od poziomu do poziomu, od nowego zaklęcia do nowego zaklęcia. Pewnie tak by się stało, gdyby faktycznie przyjęła bezrefleksyjnie moc ognia. Prowadził ją jednak symbol, jakże antysystemowy i wolnościowy, dający nadzieję jednorożec. Co jednak z Cirillą, gdy wreszcie zdecydowała, żeby nazwać ją FALKA?

 

To wątek, którym kończy się najnowszy sezon Wiedźmina. Falka Krwawa była redańską księżniczką, córką króla Vridanka i półelfki Beatrix. Z pochodzenia określić ją można kwarteronką, czyli w ¼ elfką. Zasłynęła jako bezlitosna przywódczyni rebelii przeciwko swojemu ojcu. Została za swoje winy spalona na stosie, a legenda głosi, że to z jej krwi narodzi się ktoś w rodzaju Niszczyciela Światów. Ciri stała się rebeliantką, a może jakaś wersja Ciri. Inna została królewną, a jeszcze inna cały czas była przy Wiedźminie. Ciri spotkała już pewną tajemniczą, zakapturzoną postać na pustyni, która przedstawiła jej nieuniknioność działania historycznego koła wiecznych powrotów. Jeśli chce się pokonać system, trzeba mieć odwagę zetrzeć wszystko na proch. Żadne powolne, częściowe reformy nigdy niczego nie zmienią. Winni muszą zostać radykalnie ukarani, a ich rzeczywistość unicestwiona. Skądś już znamy tę radykalną koncepcję, prawda? W toku kolejnych sezonów koncepcja ta ewoluowała, a jej nośnikiem było wiele postaci, w tym Geralt z Rivii. Pod koniec tej części historii jednak spokorniał. Vilgefortz uświadomił mu boleśnie na wyspie Thanedd, że pomylił niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Że jest słaby, poddany jednej, ograniczonej wizji otoczenia, że musi na nowo siebie ulepić, metaforycznie i jakże konkretnie, rękami nowego aktora. W 4. sezonie historia zacznie się w wielu aspektach od nowa, ale jakże stylowo została zakończona teraz, broszą Renfrii i łaskawym w rzeczy samej spotkaniem z szalonym magiem Vilgefortzem.

A Jaskier z pewnością będzie mógł nadal snuć swoje pieśni. Czy w ogóle ktoś zwrócił uwagę, jak są dobrze literacko napisane i zgrane ze scenami, którym towarzyszą? Jakże Radowid mógł się nie zakochać, gdy usłyszał Extraordinary things. Jakże Joey Batey mógł nie walczyć właśnie o taką biseksualną wizję postaci barda? Przecież od samego początku serialu właśnie tak go postrzegał.

Keep your words on ice
Your gaze lights the fire
They say „keep on playing nice”
But I have no desire
Why waste our words
When lips were made for extraordinary things

It’s not a want, it’s a need
It’s paying no heed to what others say to sing
The greatest songs are made up of
Unspoken words of love
Of them I have had enough
With you, I have enough
With you, I am enough
I am enough

Drop the sweet disguise
Your heart’s beating too loud
The fairytales and little lies can’t drown out all the sound
So take this heart
And break this hеart
For extraordinary things

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA