search
REKLAMA
Zestawienie

POLSKIE odpowiedzi na HOLLYWOODZKIE hity

Jacek Lubiński

20 lutego 2020

REKLAMA

Emilia

Niech to będzie taki mały przerywnik, gdyż mamy tu do czynienia nie tyle z pełnoprawną odpowiedzią na coś, co z rodzimą… parodią kultowej Amelii. W cztery lata po premierze tejże, niezależny twórca polskiej sceny filmowej, Piotr Matwiejczyk, zrealizował po taniości własną, w założeniu prześmiewczą wersję przygód dobrodusznej bohaterki. Reżyserowi udało się zebrać na planie prawdziwą śmietankę rodzimej komedii, a do nagrania piosenki promującej cały projekt przekonał Kubę Sienkiewicza. Ale cóż z tego, skoro wyszło dzieło tak toporne, że nawet Amelia Poulain by się załamała.

(Nie)znajomi

W zasadzie jest to nie tyle odpowiedź, co polski remake Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie – jeden z wielu powstałych mniej więcej w tym samym czasie w różnych krajach. Ten „nasz” ma jednak coś, czego brakuje pozostałym – aktorkę z oryginału, Kasię Smutniak. Gra ona nawet tę samą rolę. Co tym bardziej mija się z celem, bo gdzie tu miejsce na interpretację i faktyczną odpowiedź na zachodni hit? W (Nie)znajomych polskie ostatecznie są tylko dialogi, czyli w sumie taka nasza pięta achillesowa. Reszta to po prostu zwykła, chamska kopia i tyle. Smuteczek.

Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł

Filmowa interpretacja prawdziwych wydarzeń z grudnia 1970 roku to nic innego, jak polski odpowiednik filmowej interpretacji prawdziwych wydarzeń ze stycznia 1972 roku. Historycznie byliśmy więc pierwsi w przelewaniu krwi na ulicach. Ale pod względem kinowym dzieło Antoniego Krauzego jest dekadę za Krwawą niedzielą Paula Greengrassa, na której twórcy być może nie wzorowali się bezpośrednio, lecz ewidentnie chcieli jej dorównać sukcesem i jakością. I w obu tych założeniach polegli niczym Janek Wiśniewski. Ale przynajmniej próbowali.

Nigdy w życiu!

Anglicy mają swoją Bridget Jones, a my mamy swoją Judytę Kozłowską. Dziennik Bridget Jones zrobił furorę na całym świecie i doczekał się trzech części. Nigdy w życiu! zrobiło jako taki szum na lokalnym rynku i doczekało się sequela w postaci Ja wam pokażę!. Sęk w tym, że oprócz krągłości dwóch wspaniałych polskich aktorek wcielających się w Judytę – Danuty Stenki i Grażyny Wolszczak – twórcy niewiele ciekawego pokazali. Tutaj zresztą problem był już na poziomie materiału źródłowego, jawnie zapatrzonego w zagraniczny oryginał i starający się być równie cool, trendi (i inne fajne wyrazy), co on. Przez moment to działało. Ale potem ucichło na dobre. Chyba słusznie.

Sęp

To już chyba mało kto pamięta, ale film Eugeniusza Korina zapowiadany był (oficjalnie!) jako polska odpowiedź na… Infiltrację, która sama w sobie była remakiem azjatyckiej produkcji. Tam jednak, gdzie Martin Scorsese oferował podobną intrygę w zupełnie innych realiach i z własnym, odmiennym charakterem, tam siedem lat później otrzymaliśmy po prostu polską podróbkę zachodnich sensacji, charakteryzującą się głównie tym, że scenariusz był pełen fałszywych tropów i tak zwanych twistów. Fabuła jako taka dałaby się tu podpiąć pod sto innych filmów made in USA, no ale umówmy się, że coś tam do tej Infiltracji ją upodabnia. Ale nic ponad to. Zresztą Sęp był, co chyba nie powinno dziwić, przeciwieństwem sukcesu. Czyli w sumie okazał się takim swoistym „departed”.

Dywizjon 303. Historia prawdziwa

Stawkę zamyka (jak na razie) polska odpowiedź na… polską odpowiedź. Jeśli pamiętacie akcję „nie pomyl filmu”, to na pewno kojarzycie, że dwa sezony temu o publiczność rywalizowały bliźniacze opowieści o polskich lotnikach na brytyjskich polach walki II wojny światowej. Tym drugim była koprodukcja z Anglikami – 303. Bitwa o Anglię. Dość napisać, że w tym wypadku osiągnęliśmy mistrzostwo marketingu i nawet sami ze sobą nie potrafiliśmy wygrać. I jakkolwiek dobrze by było zobaczyć na dużym ekranie spełniony sen Arkadego Fiedlera, tak w tym wypadku nawet dwie 303-ki razem wzięte nie dały rady, osiągając raczej efekt odmienny od zamierzonego. Czy zbliżający się Orzeł. Ostatni patrol – polska odpowiedź na Okręt, również na faktach – ma szansę odmienić ten trend? Przekonamy się niedługo.

Co jeszcze?

Aż dziw bierze, że w ostatnich dwóch dekadach nie pokusiliśmy się o więcej ripost względem obcych hiciorów (choć pominąłem tu jeszcze takie pozycje jak Vinci, Córka trenera czy Karbala, które stanowiły raczej próby wpisania się w konkretne gatunki niż odpowiedzi na konkretne filmy). Możliwości wydają się tutaj wszak nieograniczone. Poniżej kilka tytułów, które z powodzeniem można by jeszcze przekopać na rodzimy grunt.

Dorwać małegoDogonić kaczkę

Dzień NiepodległościDzień Wniebowstąpienia

GladiatorSzczypiornista

Kraina loduSmogulandia

Speed: Niebezpieczna prędkośćZTM: ograniczenie prędkości

TitanicJan Heweliusz

TwisterOrkan

Wonder WomanWunderbar Wanda (co Niemca nie chciała).

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA