WYBITNE sceny w polskich filmach science fiction

Od 1908 roku, czyli tego umownego polskiego początku historii filmu, minęło już ponad 100 lat, więc na szczęście nazbierało się przez ten czas wystarczająco dużo tytułów science fiction, by dało się zrobić chociaż jedno takie zestawienie najlepszych scen. Może brzmi to jak kiepski żart, ale takie są fakty. Warto jeszcze zastanowić się, czy chodzi o najlepsze sceny w ramach samej fantastyki naukowej, czy faktycznie o te wybitne, których jakość wykracza daleko poza gatunek SF? Obawiam się, że w kilku przypadkach trzeba to pojęcie „wybitne” nieco pogłębić czy wręcz naciągnąć. Kto wie, jest szansa, że przyjdzie czekać jeszcze kolejne 50 lat, żeby móc napisać kolejne takie zestawienie. Może na przestrzeni dopiero ostatnich 20 lat polska fantastyka nieco odżyła, a właściwie zaczęła w ogóle żyć, jednak w ogólnym i uśrednionym pojęciu polskich twórców to wciąż gatunek egzotyczny, zbyt budżetowo wymagający – i by nie powiedzieć, że niewystarczająco ambitny – żeby zadowolić artystyczne ego naszej rodzimej kinematografii.
Psiary, „Seksmisja”, 1984, reż. Juliusz Machulski
Psiary to oczywiście jabłka, które nie nadają się do jedzenia, bo są kwaśne. I takie „święte” jabłka znajdują się na drzewie, z którego zrywa je Max Paradys, czym nie zaskarbia sobie sympatii Jej Ekscelencji. Właściwie podpisuje na siebie i Alberta wyrok, jeśli nie śmierci, to przynajmniej naturalizacji, czyli zmiany płci, co ma doprowadzić do „uspokojenia” znalezionych samców, którzy z natury są agresywni z powodu wydzielanego przez jądra testosteronu. Świetny scenariusz oraz gra aktorska Jerzego Stuhra zdecydowała o wybitności tej ponadczasowej sceny.
Mróz i trupy, „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji”, 1984, reż. Piotr Szulkin
Scena wybitna, ukazująca esencję szaleństwa spowodowanego globalnym końcem ludzkości, ale i niedająca się zgasić nadzieją na ratunek. Jerzy Stuhr w znakomitej roli jednak pozostaje w cieniu Krzysztofa Majchrzaka, który genialnie prezentuje widzowi swoje przerażające koncepcje wykorzystania lodówki do przetrwania wiecznej zimy, aż nadejdzie ratunek. Kwintesencją tej sceny jest jednak zawartość wielkiej, przeszklonej chłodni i to, w jaki sposób jest ona opisywana.
Akcja z ręką, „Ga, ga. Chwała bohaterom”, 1985, reż. Piotr Szulkin
Znów wspaniały Krzysztof Majchrzak w centrum sceny. Tym razem nie chodzi o lodówki i mrożenie ludzi, lecz o osobliwą interwencję policji, która tworzy coś na kształt nowej rzeczywistości. Największą wartością tej sceny jest nie tylko kunszt gry aktorskiej Majchrzaka, Olbrychskiego oraz Figury, ale sama jej treść. Wejście przez okno, oderwana ręka, pozowane na siłę zdjęcia na łóżku – nie chcę wam zdradzać szczegółów, bo trzeba odkryć jej oniryczność na swój własny sposób, żeby odczytać ten ukryty, gorzki przekaz, który wciąż dla nas wydaje się aktualny.
Powrót do domu, „Avalon”, 2001, reż. Mamoru Oshii
Nie wiem, czy zauważyliście, ale w ujęciu wiaduktu od dołu, na którym stoją nieruchomi ludzie, porusza się tylko pies. Mam wątpliwości, czy był to efekt zamierzony, gdyż mogło po prostu zabraknąć środków na efekty specjalne, a psa nie dało się przekonać, żeby zastygł w podobny sposób, co ludzie. Główna bohaterka mija takie ludzkie manekiny również na schodach. Wszystko to dzieje się podczas długiej sekwencji, kiedy wraca do domu. Otacza ją dziwny, oniryczny świat, trochę przypominający ten z Sin City. Kunsztowność tej sceny dopełnia gotowanie, jak na film SF opowiedziane z zadziwiającą precyzją. Avalon nie jest filmem dobrym ani nawet średnim. Jest zlepkiem mniej lub bardziej udanych scen, w większości technicznie niedopracowanych, ale ta jedna, chociaż wyraźnie tania, zasługuje na szczególną uwagę.
Twarz w ciężarówce, „Test pilota Pirxa”, 1978, reż. Marek Piestrak
Marek Piestrak zasłynął w naszej kinematografii czymś takim jak Klątwa Doliny Węży. Jest to już film dla niektórych widzów kultowy z powodu swojego braku jakości, ale i unikalnego klimatu. Test pilota Pirxa jest produkcją o wiele lepszą, chociaż makabrycznie nierówną i niedopracowaną. Jest tu wiele ciekawych scen i tanich efektów specjalnych, ale najciekawsza jest scena pościgu, a może czegoś tylko podobnego. Polecam więc ją wam bardzo gorąco, a zwłaszcza moment, gdy z szoferki ciężarówki wychyla się twarz…
Wieżowce, „Człowiek z magicznym pudełkiem”, 2017, reż. Bodo Kox
Jest w tej scenie coś, co przypomina mi finał Fight Clubu, z tym że u Finchera klarowniej jest rozegrane, kto jest realny, a kto jedynie wyobrażony. W Człowieku z magicznym pudełkiem świat jest znacznie bardziej płaski, chociaż estetycznie wydaje się wielowarstwowy. Niemniej scena, gdy dwójka osamotnionych ludzi zostaje razem, a całe zewnętrze się efektownie wali, robi wrażenie, nawet na tym samym poziomie, co rozmowy Marli z Narratorem.
Świat z rakietami, „W nich cała nadzieja”, 2023, reż. Piotr Biedroń
Budżet wykorzystany maksymalnie, lecz lokalny charakter świata przedstawionego jednak widać. Zbyt dużo w historii kina science fiction już widzieliśmy, żeby tej ograniczoności wizualnej nie rozpoznać. Być może jednak niektórych zadowoli stwierdzenie, że „jak na polskie kino SF” jest zadziwiająco dobrze. Niestety brak tak naprawdę genialnych scen aktorskich, na uwagę jednak zasługują szerokie plany, z czym nadwiślański film zawsze miał problem i to nie tylko w fantastyce naukowej. Tak więc z uczuciem dreszczu można oglądać zarówno śmiercionośne rakiety na niebie, jak i swobodne ujęcia pustynnego krajobrazu, na którym jedynym śladem działalności człowieka są monumentalne chłodnie kominowe.