Lata 80. to dekada tak charakterystyczna, jak żadna inna. Samo hasło „80s” uruchamia u odbiorcy popkultury szereg skojarzeń. Przed oczami natychmiast widzimy konkretny styl ubierania się, fryzur, słyszymy muzyczne hity z okresu, widzimy testosteronowe kino akcji ze Stallone’em i Schwarzeneggerem lub Kino Nowej Przygody z Indianą Jonesem i Powrotem do przyszłości na czele. No i właśnie: stawiający swoje pierwsze kroki w latach 70. tacy twórcy jak m.in. Lucas, Spielberg i Zemeckis w następnej dekadzie stali się absolutnymi królami rozrywki popularnej i wyznaczyli standardy. Zawładnęli masową wyobraźnią, a na nowy typ kina przygodowego ustawiały się kolejki widzów dużych i małych. To jasne, że te wielkie box office’owe hity są dzisiaj tak samo popularne, jak w dniu premiery.
Ale co z tymi obrazami, które wówczas nie przebiły się do mainstreamu i wtopiły kasę? Jak się okazuje, dla niektórych z nich było przewidziane drugie życie. W tym zestawieniu przypominamy kultowe, uwielbiane przez masy filmy, które swego czasu nie spełniły oczekiwań finansowych producentów. Dziś zna je prawie każdy kinoman. Są oglądane i wspominane z ekscytacją na każdy kroku. Część klap finansowych z lat 80. z tej listy może wydawać się mniej popularna, ale dla bardziej wdrożonych kinomanów będą to wielkie klasyki.
Zaczynamy od czegoś Kultowego przez duże K. John Carpenter zapisał się w historii horroru z pomocą dwóch znakomitych tytułów (zaawansowani kinomani znają jeszcze jego sensacyjny Atak na posterunek 13). Pierwszym jest Halloween z 1978 roku. Drugim zaś, chyba jeszcze doskonalszym dziełem, wyśmienicie zdającym próbę czasu, jest Coś. Dzisiaj można już o tym nie pamiętać, ale horror o pochodzącym z kosmosu niezidentyfikowanym zagrożeniu na Arktyce okazał się wtopą finansową. Na domowym rynku ten remake dzieła Howarda Hawksa z 1951 roku zarobił około 19,6 miliona dolarów. Przy 15 milionach budżetu można mówić o zdecydowanie rozczarowującym wyniku. Obecnie wydaje się to niepojęte. Kolejne pokolenia fanów kina grozy odkrywają Coś na nowo. Zachodzą przy tym w głowę nad perfekcją realizacji filmu: chwalą przede wszystkim efekty praktyczne Roba Bottina, nietypową muzykę Ennio Morricone, gęstniejący z minuty na minutę suspens i genialnie wykreowaną atmosferę odosobnienia.
Ponownie pojawia się w tym rankingu przerażający horror science fiction, ale tym razem jednak o czymś innym – nie o zagadkowej, zmieniającej powłokę fizyczną kreaturze, ale o zagrożeniu bardziej ludzkim. Cronenberg, jak to Cronenberg, źródła zagrożenia upatruje się w człowieku, jego łatwowiernej technomani, a także w mediach – jako źródła wszelkiej agresji. Czy blisko 6 milionów budżetu kina grozy w cyberpunkowej estetyce się zwróciło? Zaskoczę was… nie zwróciło się. Mówimy o absolutnej katastrofie finansowej – Wideodrom zebrał zaledwie 2,12 milionów zarobków na całym świecie. Cronenberg chyba nigdy nie był poskramiaczem box office’u ze swoimi niszowymi filmowymi fascynacjami. Ale jego wyrazisty styl z pewnością zajmuje ważne miejsce w sercach kinomanów, zwłaszcza tych kochających brutalne, czasem obleśne horrory.
Król komedii razem z wcześniejszym Taksówkarzem tworzą ponury dyptyk odosobnionego człowieka w amerykańskim mieście. Po latach posłużył jako luźna inspiracja i kierunek dla Todda Phillipsa przy okazji Jokera z 2019 roku. W tym filmie Jerry Lewis – kochany z wielu przygłupich komedii jako niezdarny fajtłapa w okularkach – zyskuje nowe, mroczne, zupełnie pozbawione uśmiechu oblicze. Scorsese zrealizował świetnie napisany, realistyczny dramat, tak pięknie osadzony w nowojorskiej bezwzględnej rzeczywistości. Zarobki z kin? 2,5 miliona przy 20 milionach budżetu. To już brzmi raczej jak król tragedii, nie komedii.
Zmarły niedawno David Lynch to jeden z niewielu reżyserów, na którego cześć stworzono przymiotnik. „Lynchowski” – i już wiadomo jaki: surrealistyczny, senny, groteskowy, dziwny – pomiędzy jawą a snem. Na tej pozycji znajduje się jego czwarty pełnometrażowy film. Czy Blue Velvet jest najlepsze w jego karierze? Tu można się sprzeczać, ale z pewnością jest to mistrz w swojej najlepszej formie – kreatywny, uderzający widza mocnym, ostrym językiem wizualnym i z zaskakującymi metaforami małomiasteczkowego życia. Mamy tu do czynienia z czymś na kształt proto Twin Peaks – dużo motywów i pomysłów z tego filmu wróci przy hitowym serialu z lat 90. Zanim jednak Lynch z Markiem Frostem odpalili wielki sukces pod względem oglądalności, reżyser dał nam ten niesamowity antykryminał z wybitną rolą Dennisa Hoppera.
Chyba nie ma wątpliwości, że najlepszym twórcą z grupy Monty Pythona, po ich rozpadzie, okazał się Terry Gilliam. Jednak szalony umysł reżysera był częstokroć czymś odstraszającym dla szerokiej publiki – ta niechętnie wybierała się na jego filmy – zupełnie nie rozumiejąc ich konwencji. Tego najlepszym przykładem jest odkrywany dzisiaj na nowo, ekscentryczny, futurystyczny, oniryczny i unikatowy wizualnie Brazil. Obsada jest potężna: Jonathan Pryce, Robert De Niro, Michael Palin, Bob Hoskins i Ian Holm. Także widowiskowość obrazu jest niewątpliwa, a mimo tego całość się nie sprzedała. Najważniejsze jest jednak coś innego: współcześni fani zwariowanych, nietypowych artystycznych komedii pamiętają ten film, wracają do niego i mają go głęboko w serduszku.
Budżet: 15 milionów dolarów
Box Office na świecie: 9,95 milionów dolarów…
Nieśmiertelny z perspektywy czasu ma w sobie wszystko to, co obsesyjnie kochamy w latach 80. Wymieńmy sobie atuty: neonowe kolorki, mnóstwo pamiętnych epickich one-linerów, z „there can be only one” na czele, wielka stawka, kapitalny pomysł połączenia świata rycerskiego z dystopijną przyszłością, bombastyczne sceny akcji i oczywiście Sean Connery w roli mentora. Z niecierpliwością czekamy, jak do tematu podejdzie Chad Stahelski (twórca serii John Wick) w planowanym remake’u. Czy dosięgnie go klątwa straszliwie nieudanych sequeli Nieśmiertelnego? Dowiemy się prawdopodobnie w 2026 roku.
Budżet: 19 milionów dolarów
Box office: 18,8 milionów dolarów
Tony Scott zrobił kilka znaczących hitów lat 80. Jak mało kto kumał estetykę i bombastyczność tej dekady. Przykładowo Top Gun był najlepiej zarabiającym filmem 1986 roku. Jednak nieco wcześniej, bo w 1983, reżyser rozczarował finansowo. To zaskakujące, bo Zagadka nieśmiertelności, o której mowa, stanowi świetną próbę hybrydy gatunkowej. Catherine Deneuve i David Bowie w rolach głównych – to brzmi jak zestaw aktorów ze snu, a nie prawdziwego filmu kinowego. Jednak to rzeczywiście jest prawda. Razem mają sporo chemii na ekranie i też dzięki nim film jest tak kultowy po latach. Wizualnie i montażowo jest to dzieło znakomite, być może najlepsze w karierze Tony’ego Scotta, do oglądania po wielokroć. Jego teledyskowa formuła stanowi w tym wypadku atut – ciężko nie kochać tych wampirów!
Budżet: 1,5 miliona dolarów
Box office: 3,185 miliona dolarów
Brian De Palma bodaj najczęściej jest podawany jako pierwszy amerykański postmodernista w świecie filmu. Z tego powodu jego Wybuch z 1980 roku jest intertekstualnym pomieszaniem z poplątaniem. Z jednej strony jest to hołd dla przełomowego w historii kina arthouse’owego Powiększenia (zresztą mówią o tym powiązania tytułów: Blowup i Blow Out), a z drugiej przedłużenie thrillera politycznego pt. Rozmowa. Znalazło się tu także miejsce dla inspiracji filmami Hitchcocka – De Palma jest bowiem jego oddanym fanem. Mimo wielu inspiracji stojących za tym dziełem wydaje się ono spójne, wirtuozerskie i trzymające w napięciu nawet dzisiaj.
Budżet: 18 milionów dolarów
Box Office na świecie: 13,7 milionów dolarów
Sergio Leone, być może jeden z najzdolniejszych reżyserów w historii kina, nie zrobił wcale tak wielu filmów. Choć trylogia dolarowa okazała się międzynarodowym sukcesem, a także trampoliną do sławy dla Clinta Eastwooda, to poza tym droga twórcy nie była usłana różami. Jego ostatni film, Dawno temu w Ameryce, powstał aż 13 lat po średnio udanej (przynajmniej w oczach ówczesnej krytyki i widzów) Garści dynamitu. Jednak ta prawie 4-godzinna epopeja gangsterska już wówczas zbierała wyjątkowo pochlebne recenzje. Mimo tego widzowie nie chodzili na to arcydzieło do kina – film przyniósł groteskowo niskie zarobki: 5,3 miliona dolarów przy około 30 milionach budżetu. Zdaje się, że samemu twórcy to nie przeszkadzało – zrobił swój projekt marzeń, gdy zdawało się, że już nigdy nie powstanie. Dawno temu w Ameryce z autobiograficznymi odniesieniami reżysera, niebywałą muzyką Morricone, perfekcyjną rolą Roberta De Niro swoim rozmachem i wstrząsającą dramaturgią jest jak pomnik wystawiony X muzie – nieśmiertelny w swej doskonałości.
Co dało drugie życie filmowi Łowca androidów po kompletnie niedochodowym pobycie w kinach? Z pewnością obieg domowy, czyli królujące wówczas kasety VHS, na których arcydzieło science fiction stało się istnym przebojem. Obok Obcego – Ósmego pasażera Nostromo jest to prawdopodobnie najważniejszy film Ridleya Scotta. Ze względu na bogatą symbolikę zaklętą w pedantycznej scenografii, rekwizytach i dialogach wciąż można się w nim doszukiwać kolejnych znaczeń. Obok 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka jest to najbardziej podatne na interpretacje dzieło science fiction – zagłębiające się po uszy w tematy pochodzenia człowieka, sensu jego istnienia, jego relacji z technologią i strachu przed sztuczną inteligencją. Dzisiaj można o tym łatwo zapomnieć, ale swego czasu wolne, kontemplacyjne tempo filmu nie spotkało się z aprobatą kinowej widowni – zyskał tylko 41,7 milionów dolarów przy 30 milionach budżetu. Też pewnie z tego powodu sequela, który również zarobił poniżej oczekiwań, doczekał się dopiero w 2017 roku.