search
REKLAMA
Zestawienie

Od „The Thing” po „Łowcę androidów”. PORAŻKI finansowe z lat 80., które dziś są UWIELBIANE

Które finansowe wtopy z lat 80. dzisiaj okazują się kultowe?

Maciej Kujawski

17 maja 2025

REKLAMA

Lata 80. to dekada tak charakterystyczna, jak żadna inna. Samo hasło „80s” uruchamia u odbiorcy popkultury szereg skojarzeń. Przed oczami natychmiast widzimy konkretny styl ubierania się, fryzur,  słyszymy muzyczne hity z okresu, widzimy testosteronowe kino akcji ze Stallone’em i Schwarzeneggerem lub Kino Nowej Przygody z Indianą Jonesem i Powrotem do przyszłości na czele. No i właśnie: stawiający swoje pierwsze kroki w latach 70. tacy twórcy jak m.in. Lucas, Spielberg i Zemeckis w następnej dekadzie stali się absolutnymi królami rozrywki popularnej i wyznaczyli standardy. Zawładnęli masową wyobraźnią, a na nowy typ kina przygodowego ustawiały się kolejki widzów dużych i małych. To jasne, że te wielkie box office’owe hity są dzisiaj tak samo popularne, jak w dniu premiery.

Ale co z tymi obrazami, które wówczas nie przebiły się do mainstreamu i wtopiły kasę? Jak się okazuje, dla niektórych z nich było przewidziane drugie życie. W tym zestawieniu przypominamy kultowe, uwielbiane przez masy filmy, które swego czasu nie spełniły oczekiwań finansowych producentów. Dziś zna je prawie każdy kinoman. Są oglądane i wspominane z ekscytacją na każdy kroku. Część klap finansowych z lat 80. z tej listy może wydawać się mniej popularna, ale dla bardziej wdrożonych kinomanów będą to wielkie klasyki.

„Coś”

Zaczynamy od czegoś Kultowego przez duże K. John Carpenter zapisał się w historii horroru z pomocą dwóch znakomitych tytułów (zaawansowani kinomani znają jeszcze jego sensacyjny Atak na posterunek 13). Pierwszym jest Halloween z 1978 roku. Drugim zaś, chyba jeszcze doskonalszym dziełem, wyśmienicie zdającym próbę czasu, jest Coś. Dzisiaj można już o tym nie pamiętać, ale horror o pochodzącym z kosmosu niezidentyfikowanym zagrożeniu na Arktyce okazał się wtopą finansową. Na domowym rynku ten remake dzieła Howarda Hawksa z 1951 roku zarobił około 19,6 miliona dolarów. Przy 15 milionach budżetu można mówić o zdecydowanie rozczarowującym wyniku. Obecnie wydaje się to niepojęte. Kolejne pokolenia fanów kina grozy odkrywają Coś na nowo. Zachodzą przy tym w głowę nad perfekcją realizacji filmu: chwalą przede wszystkim efekty praktyczne Roba Bottina, nietypową muzykę Ennio Morricone, gęstniejący z minuty na minutę suspens i genialnie wykreowaną atmosferę odosobnienia.

„Wideodrom”

Ponownie pojawia się w tym rankingu przerażający horror science fiction, ale tym razem jednak o czymś innym – nie o zagadkowej, zmieniającej powłokę fizyczną kreaturze, ale o zagrożeniu bardziej ludzkim. Cronenberg, jak to Cronenberg, źródła zagrożenia upatruje się w człowieku, jego łatwowiernej technomani, a także w mediach – jako źródła wszelkiej agresji. Czy blisko 6 milionów budżetu kina grozy w cyberpunkowej estetyce  się zwróciło? Zaskoczę was… nie zwróciło się. Mówimy o absolutnej katastrofie finansowej – Wideodrom zebrał zaledwie 2,12 milionów zarobków na całym świecie. Cronenberg chyba nigdy nie był poskramiaczem box office’u ze swoimi niszowymi filmowymi fascynacjami. Ale jego wyrazisty styl z pewnością zajmuje ważne miejsce w sercach kinomanów, zwłaszcza tych kochających brutalne, czasem obleśne horrory.

„Król komedii”

Król komedii razem z wcześniejszym Taksówkarzem tworzą ponury dyptyk odosobnionego człowieka w amerykańskim mieście. Po latach posłużył jako luźna inspiracja i kierunek dla Todda Phillipsa przy okazji Jokera z 2019 roku. W tym filmie Jerry Lewis – kochany z wielu przygłupich komedii jako niezdarny fajtłapa w okularkach – zyskuje nowe, mroczne, zupełnie pozbawione uśmiechu oblicze. Scorsese zrealizował świetnie napisany, realistyczny dramat, tak pięknie osadzony w nowojorskiej bezwzględnej rzeczywistości. Zarobki z kin? 2,5 miliona przy 20 milionach budżetu. To już brzmi raczej jak król tragedii, nie komedii.

„Blue Velvet”

Zmarły niedawno David Lynch to jeden z niewielu reżyserów, na którego cześć stworzono przymiotnik. „Lynchowski” – i już wiadomo jaki: surrealistyczny, senny, groteskowy, dziwny – pomiędzy jawą a snem. Na tej pozycji znajduje się jego czwarty pełnometrażowy film. Czy Blue Velvet jest najlepsze w jego karierze? Tu można się sprzeczać, ale z pewnością jest to mistrz w swojej najlepszej formie – kreatywny, uderzający widza mocnym, ostrym językiem wizualnym i z zaskakującymi metaforami małomiasteczkowego życia. Mamy tu do czynienia z czymś na kształt proto Twin Peaks – dużo motywów i pomysłów z tego filmu wróci przy hitowym serialu z lat 90. Zanim jednak Lynch z Markiem Frostem odpalili wielki sukces pod względem oglądalności, reżyser dał nam ten niesamowity antykryminał z wybitną rolą Dennisa Hoppera.

„Brazil”

Chyba nie ma wątpliwości, że najlepszym twórcą z grupy Monty Pythona, po ich rozpadzie, okazał się Terry Gilliam. Jednak szalony umysł reżysera był częstokroć czymś odstraszającym dla szerokiej publiki – ta niechętnie wybierała się na jego filmy – zupełnie nie rozumiejąc ich konwencji. Tego najlepszym przykładem jest odkrywany dzisiaj na nowo, ekscentryczny, futurystyczny, oniryczny i unikatowy wizualnie Brazil. Obsada jest potężna: Jonathan Pryce, Robert De Niro, Michael Palin, Bob Hoskins i Ian Holm. Także widowiskowość obrazu jest niewątpliwa, a mimo tego całość się nie sprzedała. Najważniejsze jest jednak coś innego: współcześni fani zwariowanych, nietypowych artystycznych komedii pamiętają ten film, wracają do niego i mają go głęboko w serduszku.

Budżet: 15 milionów dolarów

Box Office na świecie: 9,95 milionów dolarów…

„Nieśmiertelny”

Nieśmiertelny z perspektywy czasu ma w sobie wszystko to, co obsesyjnie kochamy w latach 80. Wymieńmy sobie atuty: neonowe kolorki, mnóstwo pamiętnych epickich one-linerów, z „there can be only one” na czele, wielka stawka, kapitalny pomysł połączenia świata rycerskiego z dystopijną przyszłością, bombastyczne sceny akcji i oczywiście Sean Connery w roli mentora. Z niecierpliwością czekamy, jak do tematu podejdzie Chad Stahelski (twórca serii John Wick) w planowanym remake’u. Czy dosięgnie go klątwa straszliwie nieudanych sequeli Nieśmiertelnego? Dowiemy się prawdopodobnie w 2026 roku.

Budżet: 19 milionów dolarów

Box office: 18,8 milionów dolarów

„Zagadka nieśmiertelności”

Tony Scott zrobił kilka znaczących hitów lat 80. Jak mało kto kumał estetykę i bombastyczność tej dekady. Przykładowo Top Gun był najlepiej zarabiającym filmem 1986 roku. Jednak nieco wcześniej, bo w 1983, reżyser rozczarował finansowo. To zaskakujące, bo Zagadka nieśmiertelności, o której mowa, stanowi świetną próbę hybrydy gatunkowej. Catherine Deneuve i David Bowie w rolach głównych – to brzmi jak zestaw aktorów ze snu, a nie prawdziwego filmu kinowego. Jednak to rzeczywiście jest prawda. Razem mają sporo chemii na ekranie i też dzięki nim film jest tak kultowy po latach. Wizualnie i montażowo jest to dzieło znakomite, być może najlepsze w karierze Tony’ego Scotta, do oglądania po wielokroć. Jego teledyskowa formuła stanowi w tym wypadku atut – ciężko nie kochać tych wampirów!

Budżet: 1,5 miliona dolarów

Box office: 3,185 miliona dolarów

„Wybuch”

Brian De Palma bodaj najczęściej jest podawany jako pierwszy amerykański postmodernista w świecie filmu. Z tego powodu jego Wybuch z 1980 roku jest intertekstualnym pomieszaniem z poplątaniem. Z jednej strony jest to hołd dla przełomowego w historii kina arthouse’owego Powiększenia (zresztą mówią o tym powiązania tytułów: Blowup i Blow Out), a z drugiej przedłużenie thrillera politycznego pt. Rozmowa. Znalazło się tu także miejsce dla inspiracji filmami Hitchcocka – De Palma jest bowiem jego oddanym fanem. Mimo wielu inspiracji stojących za tym dziełem wydaje się ono spójne, wirtuozerskie i trzymające w napięciu nawet dzisiaj.

Budżet: 18 milionów dolarów

Box Office na świecie: 13,7 milionów dolarów

„Dawno temu w Ameryce”

Sergio Leone, być może jeden z najzdolniejszych reżyserów w historii kina, nie zrobił wcale tak wielu filmów. Choć trylogia dolarowa okazała się międzynarodowym sukcesem, a także trampoliną do sławy dla Clinta Eastwooda, to poza tym droga twórcy nie była usłana różami. Jego ostatni film, Dawno temu w Ameryce, powstał aż 13 lat po średnio udanej (przynajmniej w oczach ówczesnej krytyki i widzów) Garści dynamitu. Jednak ta prawie 4-godzinna epopeja gangsterska już wówczas zbierała wyjątkowo pochlebne recenzje. Mimo tego widzowie nie chodzili na to arcydzieło do kina – film przyniósł groteskowo niskie zarobki: 5,3 miliona dolarów przy około 30 milionach budżetu. Zdaje się, że samemu twórcy to nie przeszkadzało – zrobił swój projekt marzeń, gdy zdawało się, że już nigdy nie powstanie. Dawno temu w Ameryce z autobiograficznymi odniesieniami reżysera, niebywałą muzyką Morricone, perfekcyjną rolą Roberta De Niro swoim rozmachem i wstrząsającą dramaturgią jest jak pomnik wystawiony X muzie – nieśmiertelny w swej doskonałości.

„Łowca androidów"

Co dało drugie życie filmowi Łowca androidów po kompletnie niedochodowym pobycie w kinach? Z pewnością obieg domowy, czyli królujące wówczas kasety VHS, na których arcydzieło science fiction stało się istnym przebojem. Obok Obcego Ósmego pasażera Nostromo jest to prawdopodobnie najważniejszy film Ridleya Scotta. Ze względu na bogatą symbolikę zaklętą w pedantycznej scenografii, rekwizytach i dialogach wciąż można się w nim doszukiwać kolejnych znaczeń. Obok 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka jest to najbardziej podatne na interpretacje dzieło science fiction – zagłębiające się po uszy w tematy pochodzenia człowieka, sensu jego istnienia, jego relacji z  technologią i strachu przed sztuczną inteligencją. Dzisiaj można o tym łatwo zapomnieć, ale swego czasu wolne, kontemplacyjne tempo filmu nie spotkało się z aprobatą kinowej widowni – zyskał tylko 41,7 milionów dolarów przy 30 milionach budżetu. Też pewnie z tego powodu sequela, który również zarobił poniżej oczekiwań, doczekał się dopiero w 2017 roku.

Maciej Kujawski

Maciej Kujawski

Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośnik westernu, filmu noir, horroru, filmów gangsterskich, samurajskich i o sztukach walki. Jego przygoda z kinem zaczęła się wraz z otrzymaniem kolekcji filmów Alfreda Hitchcocka na DVD. Wciąż jednym z jego ulubionych filmów jest „Psychoza” z 1960 roku. Uwielbia mieć własne zdanie i dyskutować na przeróżne tematy. Oprócz uprawiania kinofilii, amatorsko fotografuje przyrodę, czyta klasyczne powieści, kolekcjonuje i gra w gry planszowe. Jest autorem fanpage'a Specjalny Zakład Opieki Filmowej.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA