V JAK VENDETTA. Jaką cenę ma wolność?
Zgodnie z zaleceniem mistrza thrillerów V jak Vendetta zaczyna się trzęsieniem ziemi. Oczywiście nie dosłownie. Bohaterka filmu, Evey, zostaje uratowana z łapanki przez tajemniczą postać w czarnej pelerynie i białej masce. Mężczyzna przedstawia się jako V i prowadzi dziewczynę na dach budynku, by stamtąd pokazać jej zorganizowany przez siebie wybuch gmachu sądu. Kolejne sceny prezentują przejęcie przez V stacji telewizyjnej i nadanie na cały kraj komunikatu zapowiadającego rewolucję. W orędziu, które dociera do każdego domu w Brytanii, V krytykuje panujący system totalitarny. Ale nie piętnuje za niego wyłącznie rządzących – z oskarżeniem zwraca się również do wszystkich obywateli. Bowiem w podobnej sytuacji społeczeństwo nigdy nie jest bez winy – odpowiada nie tylko za wybór aktualnie panujących, ale i poprzez milczenie wyraża zgodę na praktyki przez nich stosowane: godzinę policyjną i łapanki, przesłuchania i tortury, monopol informacyjny i cenzurę. V wzywa obywateli, by na znak protestu przeciw rządowi dokładnie za rok stawili się pod gmachem parlamentu. Data, którą wyznacza nie jest przypadkowa – 5 listopada to rocznica śmierci Guya Fawkesa, niedoszłego zamachowca, który w 1605 zamierzał wysadzić angielski parlament.
Podobne wpisy
Nie da się nie zauważyć źródeł, do jakich sięgali Alan Moore i David Lloyd, autorzy komiksu, na którego podstawie powstał film. Analogie z “Rokiem 1984” Orwella są aż nazbyt oczywiste – system totalitarny w Brytanii, rozwinięte narzędzia kontroli, wojna i ataki terrorystyczne – jako sposób na uzyskanie i utrzymanie władzy. Również problem zniewolenia jednostki, choć ten został w filmie odsunięty na dalszy plan przez pytanie, jaką cenę ma wolność. Jak daleko można się posunąć, by zwrócić ją społeczeństwu? Czy dla wolności jednego człowieka można zabić drugiego? To pytania dzisiaj bardzo aktualne, między wierszami poruszają przecież współczesny problem terroryzmu, patrząc na niego z nieprezentowanego na co dzień punktu widzenia – z punktu widzenia walczących o wolność. Film, wskazując na możliwe zagrożenia, mówi o trzech czasach historycznych – przeszłym, przyszłym i teraźniejszym. Z przeszłości wydobywa na światło dzienne okrucieństwa holocaustu – sceny prezentujące eksperymenty na ludziach i zbiorowe groby przypominają o doświadczeniu drugiej wojny światowej – po to, by wskazać na możliwość powtórzenia się w przyszłości największych tragedii XX wieku. Przez wprowadzenie motywów znanych nam z codzienności sygnalizuje się też niekoniecznie właściwy kierunek, w którym idą współczesne rządy współczesnych państw. Mimo iż kamery, podsłuchy, satelity to urządzenia mające zapewnić nam bezpieczeństwo, stanowią przecież idealny środek do kontrolowania społeczeństwa.
V jak Vendetta nie jest jedynym filmem wyrażającym lęki związane z niepewną sytuacją jednostki u progu XXI wieku. W ciągu ostatnich dziesięciu lat powstała masa filmów traktujących o kwestii wolności człowieka w państwie (np.: Gattaca, Wróg publiczny, Equilibrium), czy chociażby tę kwestię sygnalizujących (Kodeks 46, Wyspa). Jakkolwiek ich twórców często ponosi fantazja, to jednak ich treść nie bierze się z niczego – jest głosem autorów, którzy widzą, że polityka mocarstw zmierza w niebezpiecznym kierunku, że rządzący czasem posuwają się krok za daleko. A skoro filmy te są oglądane, to oznacza, że wyrażane przez nie treści nurtują i społeczeństwa.
Stopień ograniczenia wolności w państwie nie jest określany liczbą kamer czy mikrofonów zamontowanych na ulicach i w budynkach. Urządzenia te same w sobie nie są żadnym zagrożeniem, dopóki nie zacznie nam się mówić, jak mamy wyglądać i jak mamy się zachowywać. Właśnie określanie tego, co powinniśmy robić i jak powinniśmy myśleć jest najgorszym organem represji, jaki można wprowadzić. W V jak Vendetta poruszony zostaje jakże dla nas, Polaków aktualny dziś problem homoseksualizmu. W filmowej Wielkiej Brytanii nie toleruje się odmienności, w tym różnic w preferencjach seksualnych – kilkukrotnie podczas seansu daje nam się do zrozumienia, że w państwie totalitarnym nie ma miejsca dla gejów i lesbijek.
Dzień po seansie V jak Vendetta wydał mi się koszmarem. Po przebudzeniu podszedłem do okna i zobaczyłem, jak dwóch mężczyzn instaluje kamerę na bloku naprzeciwko. Moje przerażenie wzrastało z każdym kolejnym odkryciem – zauważyłem, że narzędzia kontroli przymocowane są nad każdą klatką. Później zobaczyłem, że umieszczono je także na rogu bloku. A na koniec, żywiąc jeszcze drobną nadzieję, że ich kąt widzenia jest ograniczony i człowiek będzie mógł przemknąć się niezauważony, spostrzegłem, iż kamery zainstalowano po dwie, tak by mogły widzieć wszystko. Tego samego dnia na popołudniowym spacerze zauważyłem nawołujące do represjonowania homoseksualistów plakaty, porozwieszane po Krakowie przez organizację bojową zwaną Młodzieżą Wszechpolską. Oczyma wyobraźni ujrzałem monitory prezentujące czarno-białe obrazy z kamer, ludzi na przesłuchaniach, policjantów w hełmach, pałki i tarcze, a w końcu małą kamerkę w rogu pod sufitem mojego pokoju… Remember, remember the Fifth of November…
Tekst z archiwum Film.org.pl (07.05.2006). Autorem jest Hubert Kubit