NAJGORSZE seriale w 2022 roku
Rok 2022 przyniósł nam wiele ciekawych produkcji – Pierścienie Władzy, Ród smoka, Obi-Wan Kenobi, to jedne z najlepszych produkcji, jakie mogliśmy oglądać. A przy tym kontrowersyjne, bo dzieliły mocno i widzów, i krytyków. Z tymi, które szczęśliwie dostały się do tego zestawienia, aż takiego problemu nie będzie, bo obiektywnych głosów krytycznych nie brakowało nie tylko wśród widzów, ale również krytyków. Kontrowersyjna jednak może okazać się moja ocena jednego serialu, który formalnie jest znakomicie zrealizowany, lecz jego obecność na medialnym rynku w ogóle jest sama w sobie zła. Ciekawy jestem tu waszej opinii.
„Wiedźmin: Rodowód krwi”
I znowu daliśmy się wszyscy nabrać na zwiastuny, działanie legendy, a ci, którym podobał się Netfliksowy serial Wiedźmin, nabrali się na jego urok. Należę do wszystkich tych grup widzów, więc zawiodłem się potwornie. Rodowód krwi miał być suplementem do historii Geralta z Rivii rozszerzającym uniwersum o wydarzenia sprzed 1200 lat przed urodzeniem się Wiedźmaka. To, co jednak zobaczyliśmy, było zlepkiem bezsensownie nakręconych scen z koszmarnie drewnianymi dialogami i grą aktorską, której taka artysta jak Michelle Yeoh powinna się wstydzić. Najwyraźniej źle ją poprowadzono do produkcji, bo w ogóle nie weszła w rolę Scian. Serial przepełniony jest za to multikulturowością, co wcale ideologii wolnościowców nie służy, bo jeśli chce się edukować młodych na temat humanizmu, należy go ubrać w dobre jakościowo produkty, a Rodowód krwi jest serialową szmirą 2022 roku.
„Mecenas She-Hulk”
Podobnie, jak z Rodowodem krwi sytuacja przedstawia się Mecenas She-Hulk. Sam pomysł – może i niezły ogólnie – w szczegółach zawiera same naiwności. Charakter She-Hulk pasuje bardziej do jakiegoś sztampowego teen movie, a nie uniwersum roszczącego sobie prawa do bycia wielkim kinem superbohaterskim. A na dodatek napakowane jest bardzo łopatologicznym przekazem wychowawczym. Znów popełniono ten sam błąd, co w przypadku Rodowodu krwi. Jest jednak pewna różnica. O dziwo Rodowód krwi przedstawia się wizualnie lepiej. Serial Marvela wygląda koszmarnie pod względem CGI. Mecenas She-Hulk sprawia wrażenie, jakby była doklejona do reszty kadrów. Nie dotyka przedmiotów, dotykając je zarazem, dziwnie się porusza i ma niezbyt ludzką i hulkową mimikę. Jest generalnie porażką w dziedzinie efektów specjalnych, wbijając serialowi gwóźdź do trumny.
„Herkules”
Polska odpowiedź na Detektywa Monka, osobowości detektywa cierpiącego na nerwicę natręctw i jeszcze kilka innych fobii. Komu jednak widz będzie w stanie uwierzyć? Chciałbym, żeby był to oczywiście Herkules Nowak, lecz on jest tak zdominowany przez swoje lęki, fobie i natręctwa, że przyćmiewają one tę relację informacyjną z widzem, która musi zawierać w sobie trochę racjonalności i umowności w prezentacji jakichś wyjątkowych cech osobowości, w tym dewiacji. Monk ten dystans zachował, Herkules dał się mu zdominować, przez co stał się postacią wydmuszkową, przerysowaną, śmieszną, lecz nie w konwencji komedii, tylko parodii. A serial nie jest parodią. Herkulesa otacza nad wyraz poważny świat zbrodni i smutnych policjantów.
„Królowa”
Nazwałbym ten serial piękną katastrofą, która wydarzyła się przez (bo nie jestem pewien, czy na życzenie) Andrzeja Seweryna. Zapowiedzi były interesujące, a Seweryn jako drag queen prezentował się niezwykle, dostojnie i tajemniczo. Jego serialowe życie jednak zostało pozbawione kolorów, zwłaszcza tych emocjonalnych. Andrzej Seweryn nie sprawiał wrażenia, że ma odwagę faktycznie wcielić się w postać Loretty. Może to wina scenariusza – nieco szkicowego – mało wyszukanych dialogów pełnych wytartych związków frazeologicznych, a może zbyt małej ilości dubli. Przez tę sztuczność serial oglądało się źle, im bliżej końca, tym gorzej. Postać Loretty w ogóle się nie rozwijała. Tkwiła w miejscu, w jakieś emotywnej stagnacji, a chciało się z niej wycisnąć coś naprawdę kontrowersyjnego, co widzowie zapamiętają, a w historii polskiego kina queerowego zapisze się ona jako postać kultowa, właśnie za sprawą talentu Andrzeja Seweryna.
„Miłość ponad czasem”
Rose Leslie i Theo James to piękna para, która zwiastowała nietuzinkowe podejście do kina science fiction. Przez chwilę uwierzyłem, że będzie mogła konkurować z pełnometrażowym duetem z 2009 roku, czyli Erikiem Baną i Rachel McAdams. Tymczasem okazało się, że czasem nawet serial okazuje się zbyt ciasnym miejscem dla ilości retrospekcji, introspekcji, wątków w wątkach itp. Widz dosłownie w nich utonie, a jeśli nawet jakimś cudem je poskłada, to ich wielość okaże się zupełnie bez znaczenia emocjonalnego. Nie tak się powinno rozpisywać fabułę serialu. Najwyraźniej twórcy starali się konkurować z filmem, jeśli chodzi o dokładność, przez co stworzyli potwora o 100 głowach, i teraz nie wiadomo, na którą patrzeć.
„Pentawerat”
A zapowiadało się tak ciekawie. Nietuzinkowe stylowo, barwne kostiumy jak ze starszych filmów science fiction, tajemnica, którą odkrywa przypadkiem dziennikarz u schyłku swojej kariery, oraz Mike Myers w jakże wielu rolach na planie i w ekipie produkcyjnej. Tak więc pierwsze pięć minut serialu budujące i dające nadzieję, a cała reszta do bani, bo Mike Myers w pięcioroli członków Pentaweratu zaczął żartować. Ani więc to nie jest żart z brodą, ani abstrakcyjny, ani anegdotyczny, ani żaden. Jest to żart nieśmieszny i siłą wyrwany z lat 90., zresztą już wtedy śmiali się z niego raczej Amerykanie, Europejczycy zaś znacznie mniej. Mike Myers chyba w tym starszym okresie kariery zbytnio ukochał swój wizerunek sprzed lat. Z Martinem Shortem nic takiego się nie stało. Dostosował się i pokazał swój aktorski kunszt w Zbrodniach po sąsiedzku.
„Dahmer”
I to jest właśnie przykład produkcji, o której wspominałem na początku. Formalnie jest serialem dobrze zrobionym, chociaż niektórzy twierdzą, że zbyt mało jest w nim akcji, a zbyt dużo namysłu nad naturą mordercy. W tym namyśle i sposobie prezentacji Dahmera tkwi cały szkopuł. Produkcji przedstawiających jego postać było już wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie o nim opinię. Dodatkowy serial nic do historii nie wniósł, prócz jakiejś dewiacyjnej hiperbolizacji postaci mordercy. I w tym sensie jest to doskonały przykład najgorszego serialu w 2022 roku, gdyż jego treść tworzy coś w rodzaju legendy Dahmera. Oby niegodnej naśladowania. O mordercach takich jak on powinniśmy zapominać, a nie tworzyć im tyle pomników.