KONIEC ŚWIATA CZARNE ELFY. “Pierścienie władzy”, rasizm tolkieniarzy i hipokryzja mediów
Zamieszanie wokół koloru skóry aktorów serialu platformy Amazon Władca pierścieni: Pierścienie władzy jest zabawne i jednocześnie przerażające.
Wydawać by się mogło, że w trzeciej dekadzie XXI wieku, gdy na platformie streamingowej Amazon pojawiają się pierwsze odcinki kosztującego setki milionów dolarów serialu Władca pierścieni: Pierścienie władzy, widownia będzie zaciekawiona, jak wielka wizja Tolkiena zostanie zreinterpretowana i przeniesiona z kart książek na język zupełnie innego rodzaju sztuki. Nic jednak bardziej mylnego – już pierwsze zwiastuny wywołały w internecie burzę, która od dnia premiery jeszcze bardziej narasta. A wszystko tak naprawdę sprowadza się do jednego pytania – czy na terenach wymyślonego przez Tolkiena Śródziemia mogą żyć czarne elfy i czarne krasnoludy?
Pytanie brzmi absurdalnie, wszak mamy do czynienia z fikcją literacką, w związku z czym trzymanie się „faktów” znanych z książki nie jest absolutnie wymagane. O ile właściciele praw autorskich nie zastrzegli w umowie odstąpienia praw, że nie życzą sobie jakiegoś rodzaju korekt w materiale źródłowym, o tyle autorzy ekranizacji mają pełne prawo do swobodnego traktowania pierwowzoru. Ów spór został rozstrzygnięty już dawno temu, zresztą żyjemy w kulturowej epoce remiksów, coverów, nawiązań i wprost kradzieży własności intelektualnej, dlatego też po raz kolejny powtarzanie, że tekst jest punktem wyjścia do nowej scenariopisarskiej przygody, jest bez sensu i niczego nowego nie wnosi.
Niezależnie zatem od tego, jak głośno tolkieniarze (fanatyczni wielbiciele prozy Tolkiena, a tak naprawdę to kolejna odsłona spektaklu o tym, jak zagorzałe fandomy potrafią być toksyczne) będą krzyczeli, że dana postać nie może być czarna / być kobietą, nie powinno się podejmować dyskusji nad samą zasadnością wyżej wskazanych zmian, bo to są decyzje scenarzystów. Jeżeli kolor skóry albo płeć nie były kluczowe dla danego bohatera, nie ma znaczenia, czy to będzie kobieta, mężczyzna, osoba biała albo czarna.
Kto tu jest złym charakterem?
Za każdym razem, gdy dochodzi do zmiany koloru skóry bohatera, przez internet przetacza się fala rasistowskich komentarzy. Mówimy tylko o dziele kultury – tworze, który może nas czegoś nauczyć, a którego celem jest na pewno zapewnienie nam miło spędzonego czasu – a mimo to wojny o te zagadnienia są tak zaciekłe, jak gdyby od ich wyniku zależały dalsze losy cywilizacji. Zresztą tak niektórzy traktują powyższe zmiany – utrata białego koloru skóry przez postać to oznaka kresu zachodniej kultury i upadku białego człowieka, cokolwiek by to zresztą miało oznaczać.
Mam wrażenie, że do tego rodzaju „wydarzeń” – seansów nienawiści wobec aktorów o innym niż biały kolorze skóry – dochodzi z kilku względów. Na pewno nie ma to nic wspólnego z miłością do oryginalnego tekstu. Kto rzeczywiście jest zafascynowany Tolkienem, powinien kompletnie nie zwracać uwagi na to, jakiego koloru skóry będą Harfootowie, tylko skupi się na rzeczywiście istotnych elementach związanych ze sposobem zaprezentowania świata Śródziemia. Miłością do Tolkiena nie można sobie wycierać ust, gdy tak naprawdę chodzi o głęboko zakorzenioną niechęć do osób spoza własnego kręgu kulturowego.
Jeszcze raz podkreślę, żeby nie było wątpliwości – złymi charakterami w tej historii są osoby, dla których zmiana koloru skóry jest pretekstem do rasistowskich wycieczek wobec aktorów, a także agresywnych ataków na osoby, które nie zgadzają się z ich ograniczonym światopoglądem, czego być może również doświadczę, gdy ten tekst zostanie opublikowany. Profetyczne wizje upadku białej cywilizacji, bo aktor ma ciemny kolor skóry, są jednym z najbardziej absurdalnych przejawów spiskowego myślenia na temat naszej rzeczywistości, w której, według takiej osoby, istnieją tajne gremia pragnące zniszczyć białą kulturę – a to poprzez „niepoprawne castingi”, a to poprzez promowanie związków białych kobiet z czarnymi mężczyznami. Być może innym razem wejdziemy do tej króliczej nory, żeby zbadać, co kryje się za tym paranoicznym myśleniem.
Podsycanie konfliktu
Niezależnie jednak od powyżej wskazanej oczywistości, mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie byłoby aż tak wielkiej burzy wobec Władcy pierścieni: Pierścieni władzy związanej z kolorem skóry elfów, krasnoludów albo Harfootów, gdyby nie skłonność mediów do podsycania tych rasistowskich wyskoków. Wyobraźmy sobie sytuację: pojawia się informacja na temat castingu do serialu Amazona, wymienione są nazwiska aktorów, być może obok pojawiają się ich zdjęcia. Komu takie wybory obsadowe nie pasują, raz komentuje pod postem, później ma okazję co najwyżej w domu pomstować sobie na niesprawiedliwość wobec białych.
Tymczasem w erze internetowej klikozy, gdzie liczy się liczba wyświetleń i pozostawionych komentarzy, ale nie już ich jakość, taka informacja to kopalnia zasięgów. Najpierw wrzuca się newsa o zmianie koloru skóry danego bohatera, później czeka się na komentarz znanej osoby broniącej tej decyzji, później dla przeciwwagi szuka się innej opinii i tak się to wszystko kręci. Każda opinia różnego rodzaju celebrytów musi stać się newsem, żeby dalej podsycać konflikt i generować ruch na stronie internetowej. Być może część osób w ogóle by o danej sprawie zapomniała, ale że media żerują na uprzedzeniach, to jeszcze bardziej trącają kijem osoby o różnego rodzaju poglądach, w tym tych skrajnie rasistowskich, byle tylko stworzyć wrażenie, że temat jest ważki i że w związku z tym każdy powinien mieć „swoje zdanie”, tzn. wypowiedzieć się pod danym postem, zwiększając tym samym zasięgi konkretnego medium.
Jednakże z drugiej strony milczenie, gdy widzi się dziesiątki obrzydliwych komentarzy w internecie, również nie jest właściwym rozwiązaniem. Tak jak to robię w tym felietonie, nie wyobrażam sobie, by nie nazwać rasistów rasistami. Owszem, w ten sposób wpisuję się w medialną zawieruchę wokół czarnych elfów, ale na swoją obronę powiem, że jest to mój jedyny publiczny komentarz na temat tej sytuacji. Bawią mnie i żenują liczne komentarze, których autorzy nie potrafią zdzierżyć czarnych krasnoludów, ale mam też świadomość, że robiąc rzecz słuszną – krytykując powyższe postawy – sam nakręcam dalszą spiralę konfliktu.
Nie ma zatem idealnego rozwiązania tej sytuacji. Paradoks polega na tym, że czegokolwiek człowiek nie zrobi, zawsze pozostanie poczucie, że ktoś nieuczciwie na tym zyskuje. Pozostaje więc jedynie po raz kolejny utyskiwać, że dla pewnej części widowni świat fantasy nie jest li tylko wykreowaną w wyobraźni rzeczywistością, którą można zaludnić postaciami o dowolnym wyglądzie, lecz jest to jedno z politycznych pól bitewnych, na których trzeba wrogów zaorać i eksterminować, byle wyznawane poglądy były zwycięskie.