search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej NIEDOCENIENI filmowi ZŁOCZYŃCY

Którzy złoczyńcy nie są należycie doceniani?

Krzysztof Dylak

20 października 2022

REKLAMA

Vaughan (Elias Koteas) - "Crash"

Czy Vaughan jest tak naprawdę złoczyńcą skoro każda postać w filmie Crash Davida Cronenberga znacząco odbiega od normalności? W przypadku genezy tego obrazu rzadko można spotkać ze stwierdzeniem, że występują w nim rodzaje zła. Ale przecież podniecanie się śmiertelnymi wypadkami samochodowymi, a nawet świadome doprowadzanie do nich nie może się kojarzyć z niczym dobrym i właściwym. A więc, tak, Vaughan jest zły. Z premedytacją realizuje swoje anormalne zamierzenia nie bacząc na kierowców niebiorących udziału w jego planach. Skoro znajdziemy Tylera Durdena pomimo, iż nie jest postacią w pełni rzeczywistą na listach najważniejszych czarnych charakterów, to moim zdaniem należy się miejsce w tego typu rejestrach Eliasowi Koteasawi z Crash, chociażby dotyczących filmów lat 90. Na próżno jednak można się tam go doszukać pomimo, że budzi większą  odrazę i niepokój od niejednego badassa.

Ryan Weaver (Ray Liotta) - "Turbulencja"

Jeśli przymknąć oczy na niedorzeczności i błędy mające miejsce w scenariuszu, to w Turbulencji otrzymamy przynoszący rozrywkę podniebny thriller bez nudy i spiny. Duża w tym zasługa Raya Liotty w roli transportowanego samolotem więźnia posądzanego o morderstwa kobiet. Weaver utrzymuje, że jest niewinny i wrobiony przez prowadzącego jego sprawę porucznika. Czarujący inteligent udaremnia próbę ucieczki innego kryminalisty i przejmuje kontrolę nad pojazdem i wówczas wychodzą na jaw jego prawdziwe intencje. Bez wątpienia Liotta jest paliwem tego filmu. Jego gesty i mimika zmieniają się z minuty na minutę, w pierwszej połowie filmu ma łagodne, proszące o zrozumienie spojrzenie zakochanego amanta z szelmowskim uśmiechem, żeby w kolejnym etapie historii pokazać żądzę mordu w oczach i grymasie twarzy. Film jednak został zmiażdżony przez większość krytyków, nie stał się przebojem, tak że Weaver nie dołączył do Panteonu sławnych czarnych charakterów.

Peter McCabe (Michael Keaton) - "W akcie desperacji"

Powyższy komentarz na temat Turbulencji pasuje jak ulał do tego filmu, z tym że zamiast samolotu mamy sytuację z psychopatą w szpitalu. Także w tym przypadku postać negatywna robi tzw. robotę, bo dzięki grze Michaela Keatona możemy na chwilę zapomnieć o schematach i naciąganych pomysłach fabularnych. McCabe jest przedstawiany prawie niczym słynny Hannibal Lecter w ramach ekspozycji postaci, której następstwem jest negocjacja w rozmowach stróża prawa z osadzonym zbrodniarzem tak,  jak podczas dialogów Anthony’ego Hopkinsa z Jodie Foster w Milczeniu owiec. Thriller W akcie desperacji zakłada, że morderca skazany na dożywocie jest jedynym ratunkiem jako dawca szpiku dla ciężko chorego syna policjanta. McCabe zgadza się na przeszczep i znajduje idealną okazję do ucieczki. Teraz, żeby ocalić syna, gliniarz musi chronić przestępcę i schwytać go żywego. Chociaż ciekawy skrypt z biegiem czasu filmu przekształca się w banał, to Keaton utrzymuje całość przed pogrążeniem.

Młody gangster (Paul Bettany) - "Gangster numer jeden"

Scarface w brytyjskim wydaniu? Można się doszukać zbieżności: pycha, władza, zasada – po trupach do celu, upadek. Dzieło De Palmy stoi jednak o klasę wyżej. Gangster numer jeden powstał na fali powodzenia brytyjskiego kina gangsterskiego zapoczątkowanego przez Guya Ritchiego, lecz nie jest aż tak błyskotliwy, bardziej stawia na surowość i brutalność. Co prawda specyfika brytyjskiego stylu jest zachowana, lecz schemat opowieści jest już nieco bardziej amerykański i mało odkrywczy. Główny bohater marzy o byciu na szczycie przestępczej hierarchii i nie zawaha się urzeczywistnić swoich marzeń krwawą drogą. Poznajemy go jako już wiekowego gangstera z pozycją, a następnie cofamy się w czasie, żeby poznać go w młodości jako psychopatę kierującego się zasadą – cel uświęca środki. Trzeba przyznać, że Paul Bettany w tej roli spisał się naprawdę okazale: blady, chudy, ze świdrującym spojrzeniem, zimny i mściwy. Malcolm McDowell właściwie gra drugie skrzypce, lecz w kulminacji dowodzi, że etykieta naczelnego łotra ekranu w latach 70. nie wzięła się z przypadku.

Carl Stargher (Vincent D'Onofrio) - "Cela"

Cela mogła zachwycić stroną graficzną i wizualną, lecz ostatecznie została odebrana jako zmarnowany potencjał sprawdzający się od strony technicznej, a nie psychologicznej. Dreszczowiec science fiction Tarsema Singha można nazwać połączeniem Milczenia owiec z Kosiarzem umysłów. Pani Jennifer Lopez jako psycholog wkracza w umysł seryjnego zabójcy kobiet Carla Starghera w stanie śpiączki, żeby dotrzeć do jego ostatniej, uwięzionej ofiary. Poznaje świat Starghera przypominający dzieła malarskie Hieronima Boscha, jawiący się jako rodzaj sadomasochistycznego, surrealistycznego  królestwa. Kostiumy i wizaż Starghera to uczta dla oka, a sama postać jest frapująco wykreowana i przedstawiona. Jednak jego pozycja w filmowej branży nie jest wysoka, nie zdobył takiej sławy i renomy jak Hannibal Lecter czy John Doe, na których mógł się wzorować.

Snajper (Kiefer Sutherland) - "Telefon"

Telefon Schumachera to przykład filmu opartego na prostym, lecz skutecznym pomyśle w kierunku przyciągnięcia i zatrzymania widza. Stał się też początkiem kariery Colina Farrella, bo faktycznie musiał w tej roli uaktywnić gamę emocji w jedynym pomieszczeniu, w ograniczonych warunkach, nie schodząc praktycznie z kadru. Natomiast Kiefer Sutherland jako tajemniczy strzelec trzymający na muszce uwięzionego w budce telefonicznej Stewarta (Stu) jest niewidoczny, ukryty, operuje jedynie głosem, który też staje się bronią podobnie jak karabin z lunetą. Może właśnie z tego powodu postać Sutherlanda, pomimo sukcesu filmu, została bardziej skierowana na boczne tory, całość bardziej skupia się na pokazie Farrella w kwestii promocji  na nową gwiazdę.

Clayton (Stephen Dorff) - "Zawód: zabójca"

Obraz Lee Danielsa próbuje w dość oryginalny i śmiały sposób ukazać stary jak świat model płatnych zabójców. W 2005 roku sięga po takie konfiguracje, jakie dziś są trendami, w dobie Netflixa. Czyli swoboda i równość obyczajowa bez względu na kolor skóry, narodowość, wiek czy płeć. Tak więc duet zabójców stanowią kochankowie. Różni ich kolor skóry i wiek. On jest czarnoskóry, ona jest białą, starszą kobietą. Oboje nie krępują swojej miłości. Zabijają dla pieniędzy i uprawiają seks. Przyjmują zlecenie od gangstera i zaczynają się komplikacje, gdy do głosu dochodzą macierzyńskie instynkty i moralne zasady. Jednak ów gangster, Clayton ma takie zasady w głębokim poważaniu. Zabija nie tylko z powodu braku lojalności czy zdrady. Film spotkał się z niezrozumieniem, widzowie nie kupili tej mieszanki, którą dziś karmi się np. wspomniany Netflix. Twierdzono, że Cuba Gooding Jr. nie bardzo pasuje do twardego killera, a jego sceny intymne z Helen Mirren są niekompatybilne. Film jednak porusza też aspekt dziedzictwa psychicznych predyspozycji i skłonności przechodzących z ojca na syna. Wykreowany przez Dorffa Clayton to zaś całkiem ciekawy badass. Widać, że aktor zagrał go w sposób dojrzały, inaczej niż przed laty w pierwszym Blade, bez taniego efekciarstwa i maniery, warty uwagi i docenienia.

Bernie Rose (Albert Brooks) - "Drive"

Wyobraźmy sobie zestaw ekranowych gangsterów. Tych złych. Jest jakiś procent szans, że znajdziemy na niej Berniego Rose z dobrze znanego już obrazu Drive. Albert Brooks nie grał takich ról, na ogół udzielał się w komediach, po obrazie Refna wielu widzów uznało, że aktor zagrał żydowskiego mafiosa, jakby robił to od wielu lat. Co prawda Rose nie pojawia się często na ekranie, lecz to on staje się głównym antagonistą dla milczącego kierowcy. Pod fasadą życzliwego i uśmiechniętego człowieka interesu gotowego na ugodę, Brooks w tym filmie jawi się jako zabójca umiejący zadźgać człowieka w najmniej oczekiwanym momencie. Myślę, że w podobnej roli aktor bardzo dobrze by się odnalazł w gangsterskim świecie Martina Scorsese lub Quentina Tarantino.

REKLAMA