Najbardziej KONTROWERSYJNE filmy minionej dekady

Witamy na Hawajach
Podobne wpisy
W Polsce tytuł przeszedł bez echa, ba, nie doczekał się nawet premiery, ale w Stanach wywołał całkiem poważne zamieszanie, bynajmniej nie z powodów artystycznych. Ulubieńcy Ameryki – Bradley Cooper i Emma Stone – wcielają się w zaangażowanych w tajny projekt wojskowych, między którymi rodzi się uczucie. Brzmi jak przepis na mdłą komedię romantyczną i chyba w rzeczy samej tak właśnie jest – obraz zebrał katastrofalne recenzje i zastopował karierę skądinąd utalentowanego scenarzysty i reżysera, Camerona Crowe’a. Problem leżał jednak gdzie indziej – jedną z bohaterek opowieści była Allison Ng, kobieta o azjatycko-hawajskich korzeniach. Crowe stworzył tę postać w oparciu prawdziwą, poznaną przez siebie kobietę, mieszkankę Hawajów, której wygląd wcale nie odzwierciedlał pochodzenia, co było dla niej powodem frustracji. W jej roli obsadzono Emmę Stonę – typową przedstawicielkę rasy kaukaskiej. Wobec tego wielu krytyków zarzuciło filmowcom whitewashing, czyli obsadzanie białych aktorów w rolach nie-białych postaci. Reżyser i aktorka przeprosili za swoje decyzje, a ich echa dało się słyszeć jeszcze na tegorocznym rozdaniu Złotych Globów. Identyczna sytuacja miała miejsce kilka lat później, przy okazji premiery amerykańskiego aktorskiego remake’u japońskiej produkcji Ghost in the Shell, gdzie w rolę kobiety-cyborga wcieliła się Scarlett Johansson.
Tylko nie mów nikomu
Temat pedofilii, gwałtu i molestowania seksualnego, których sprawcami byli księża, nie jest niczym nowym, ale chyba nigdy w historii nie był tak szeroko dyskutowany jak po premierze filmu dokumentalnego braci Sekielskich, udostępnionego za darmo w serwisie YouTube. Nawet Kler Wojtka Smarzowskiego wydawał się nie budzić takich emocji – w końcu chodziło nie o wymyśloną historię (nawet gdyby była oparta na faktach), lecz o autentyczne zapisy rozmów z ofiarami księży oraz, co gorsza, samymi oprawcami, którzy wydawali się w ogóle nie widzieć swojej winy i nie rozumieć krzywd, jakie wyrządzili. Czy można mówić o kontrowersji w przypadku filmu, który niemal wszyscy jednogłośnie uznali za prawdziwy i wstrząsający? Ano można – władze Kościoła Katolickiego w zwyczajny i charakterystyczny dla siebie sposób próbowały odkręcać sytuację, doszukiwać się winnych wśród ofiar, grzmieć z ambon, przerzucać odpowiedzialność na kogoś innego. Nie padły oczekiwane i spodziewane przeprosiny, nie wygląda na to, żeby cokolwiek miało się zmienić w strukturach tej organizacji. Za kilka tygodni odbędzie się premiera kontynuacji dokumentu, zatytułowana Zabawa w chowanego. Sekielscy mówią wprost, że wiele jeszcze zostało do zrobienia w poruszonej przez nich sprawie i wygląda na to, że są gotowi na walkę o sprawiedliwość.
mother!
Są filmy, o których zapominamy wkrótce po seansie – ale są też takie, o których myślimy bez przerwy. Nie ma znaczenia, czy najnowsze dzieło Darrena Aronofsky’ego jest filmem genialnym, czy nieudanym – liczy się fakt, że spolaryzował on publiczność niemal na całym świecie. Rzadko który film był nazywany jednocześnie arcydziełem i kupą g*wna, mało kiedy czytając opinie krytyków i publiczności tak bardzo nie wiadomo, czego spodziewać się po seansie. Ale Aronofsky to twórca niepokorny, nietypowy jak na arenę mainstreamowego kina amerykańskiego. Wydaje się nie mieć żadnego poważania dla oczekiwań publiczności ani producentów. Realizuje filmy tak, jak chce – niczym rasowy autor. To, czy są to filmy dobre, jest sprawą drugorzędną. mother! zarzucano wiele – zbyt symboliczny i niejasny scenariusz, a jednocześnie zbytnią nachalność i oczywistość w operowaniu biblijnymi metaforami. Ceniono wizualną inwencję i wyjątkowość wizji, zarzucając filmowi ciężar odbierający przyjemność oglądania. Dostało się reżyserowi także za nieludzkie traktowanie aktorki – Jennifer Lawrence miała podczas zdjęć doznawać hiperwentylacji i złamać żebro – a jednocześnie faktem jest, że od tamtej pory Lawrence nie zagrała ciekawszej roli.