Najbardziej frapujące PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI w znanych filmach

Świat w ogniu (2019), reż. Ric Roman Waugh
Twój GENIALNY plan dopięty w najdrobniejszych szczegółach polega na zabiciu całej ochrony prezydenta USA, samego prezydenta USA i wrobieniu w to wszystko głównego ochroniarza prezydenta USA. Zdobywasz więc DNA ochroniarza, aby zostawić jego ślady na wyrzutni dronów, zakładasz mu także konto bankowe z 10 milionami dolarów, i kierujesz podejrzenia na jego współpracę z Rosjanami. I podczas realizacji misternie przygotowanego planu, zaczyna się festiwal absurdu oraz – co nas najbardziej interesuje – niedopowiedzeń. Drony mają wbudowane rozpoznawanie twarzy, ale wyposażone są w broń, która potrafi tylko wysadzać na dużą skalę (zero subtelności), zatem aby zabić prezydenta USA, a NIE ZABIJAĆ wrabianego ochroniarza, który jest przy prezydencie non stop, muszą oni być ODDZIELNIE, inaczej w wielkim BUM zginęliby obaj, i cały misterny plan… nie zadziała. Ci, i owszem, rozdzielają się, jednak NIE na skutek TWOJEGO planu, tylko dlatego, że przypadkiem ochroniarza rozbolała głowa, o czym wiedzieć nie mogłeś. Idziemy dalej. Aby twój plan się powiódł, prezydent musi ZGINĄĆ, a ochroniarz musi PRZEŻYĆ. Tymczasem filmowcy ucinają całą akcję w momencie, gdy ochroniarz wraz z prezydentem nurkują (na środku jeziora!), a nad nimi drony kończą bombardowanie resztek prezydenckiej łódki, nie zważając już na takie szczegóły, że pod ostrzałem jest również ochroniarz, który miał pozostać przy życiu.
Podobne wpisy
Następuje cięcie montażowe, po którym nieprzytomny ochroniarz, oraz będący w śpiączce prezydent USA, trafiają do szpitala. Pomyślmy, co też tam nad tym jeziorem mogło zajść, a czego nie chcieli (bo sensownie nie umieli?) pokazać ani wyjaśnić nam filmowcy? Osoby odpowiadające za zamach na prezydenta widzą miejsce akcji za pomocą kamer w dronach. Prezydent i ochroniarz znikają im z pola widzenia (przypominam, zanurkowali na środku jeziora), dlaczego zatem źli ludzie nie kontynuowali ataku, nie szukali prezydenta (lub zwłok prezydenta) i ochroniarza (żywego lub nie) do skutku? Jakim cudem ochroniarz mający problemy z kręgosłupem, głową i w ogóle ze słabym samopoczuciem oraz 82-letni prezydent (opieram się na wieku Morgana Freemana) zdołali, nurkując, dopłynąć do brzegu i dopiero tam jeden stracił przytomność, a drugi zapadł w śpiączkę? Dlaczego źli ludzie z dronami nie czekali na nich nad wodą do skutku? Ile oni nurkowali, godzinę? Źli ludzie olali czekanie i rozjechali się do domów, pozostawiając dalszą realizację misternego planu (obsadzenie stanowiska prezydenta USA swoim człowiekiem, wywołanie wojny z Rosją) ślepemu trafowi i improwizacji? W sumie tak to właśnie w dalszej części filmu wygląda, bo cały misterny plan zamienia się w domek z kart, który runie albo nie, zależnie od tego, czy prezydent obudzi się ze śpiączki, czy nie.
Dystrykt 9 (2009), reż. Neill Blomkamp
Właśnie obserwujemy, jak po 20 latach żmudnego zbierania do pojemnika na kosmiczne paliwo wlatuje ostatnia drogocenna kropelka. Dopiero teraz ilość jest wystarczająca, by dolecieć do statku matki wiszącego nad Johannesburgiem. I przychodzi taki Wikus Van De Merwe, bezczelnie otwiera pojemnik, a spora część bezcennej zawartości tryska mu w twarz. I do końca filmu nikt nawet nie zająkuje się, że pojemnik pełny w 100 procentach już wcale nie jest pełny w 100 procentach, statek nim napędzany też o tym nie wie i bez sprzeciwu podrywa się do lotu. Druga zagadkowa i niewyjaśniona kwestia: w jaki sposób ochlapanie kosmicznym paliwem sprawiło, że Wikus zaczął mutować w Krewetkę? Tu jednak z pomocą przychodzi fandom Dystryktu 9, według którego Płyn (The Fluid) jest uniwersalnym paliwem krewetkopodobnych przybyszów z kosmosu, napędzającym ich cywilizację, a zupełnie przy okazji zawiera ich DNA. Przekładając to na nasz gatunek, gdyby na Ziemię przyleciał kosmita i na stacji benzynowej przypadkowo oblał się bezołowiową 95, zmutowałby w człowieka, a gdyby oblał się Olejem Napędowym, to tak samo, tylko by bardziej kopcił. Aż strach pomyśleć o naszym DNA w LPG.
King Kong (każdy poza Kongiem: Wyspą Czaszki)
W najsłynniejszych kinowych odsłonach King Konga (1933, 1976, 2005) z uporem maniaka pomijano wyjaśnienie, w jaki sposób zdziesiątkowana załoga zdołała załadować na pokład statku ważącą (według wyliczeń z Internetu) od 100 do 150 ton i mierzącą jakieś 30 metrów wzrostu małpę. Za każdym razem, gdy Kong zostaje schwytany, jest po prostu cięcie montażowe i widzimy go już w Nowym Jorku na wystawie. Na jedyne ślady wyjaśnienia tej kwestii można natrafić w scenariuszu filmu z 1933 roku, gdzie marynarze mieli rozmawiać o zbudowaniu tratwy, na której Konga będzie holował statek. A jedynym filmem pokazującym realizację tego pomysłu był King Kong vs. Godzilla z 1962 roku.
Leon zawodowiec (1994), reż. Luc Besson
Jedną z najbardziej pomysłowych scen kina akcji jest Leon wiszący do góry nogami i strzelający do S.W.A.T. Niestety, gdy już opada kurz pierwszego spektakularnego wrażenia, i oglądamy film Luca Bessona kolejny i kolejny raz, nie sposób nie zauważyć, że słynny piruet Jeana Reno był… niewykonalny. Gdy bowiem chwilę wcześniej widzimy antyterrorystów wchodzących do mieszkania Leona, ten wisi opierając się na jakimś pręcie czy rurze, pod samym sufitem, znaaacznie za wysoko, by ułamek sekundy później móc tak zgiąć się wpół, aby pokazać się pozostającym w korytarzu antyterrorystom w świetle drzwi. Gdyby zrobił to tak, jak wisiał, pod samym sufitem, mógłby co najwyżej postrzelać do ściany własnego mieszkania. Aby zatem wykonać tę słynną scenę wiarygodnie, Leon musiałby wisieć tuż nad głowami wchodzących do mieszkania antyterrorystów, ale wtedy chyba mogliby go zauważyć.